wtorek, 4 marca 2014

[9] Gena Showalter - ALICJA W KRAINIE ZOMBIE

Autor: Gena Showalter
Tytuł: "Kroniki Białego Królika: Alicja w Krainie Zombie"
Oryg. tytuł: "White Rabbit Chronicles: Alice in Zombieland"
#1 "Kronik Białego Królika"
Wydawnictwo: Harlequin, Mira
Tłumaczenie: Jan Kabat
I wydanie: 2012 (PL - 2013)
Stron: 512
Gatunek: dla młodzieży, fantasy, paranormal romance
Ocena: 4/10







Najpierw zwróciłam uwagę na tę książkę w Empiku i pokazałam przyjaciółce, jaki śmieszny tytuł, ale przeszłam dalej, ponieważ w księgarni znalazłam się w ściśle określonym celu. Był to bodajże dzień premiery. Trzy dni później druga przyjaciółka przynosi mi tę cegłę do szkoły i mówi, że wieczorem przeczytała i że świetne. Biorę więc ją od niej i zaczynam czytać...

Alicja Bell nie miała normalnego dzieciństwa. Zawsze czuła się dziwna. Nie, to nie dlatego, że wierzyła i widziała zombie. To jej ojciec był kimś takim. Dziewczyna tylko raz wyjeżdża po zmroku wraz ze swoimi rodzicami i młodszą siostrą. I jest to jej ostatni taki wyjazd z rodziną. Teraz musi ona nauczyć się zabijać, by pomścić kiedyś swoich bliskich...


Z początku myślałam, że akcja toczy się gdzieś w XIX w. (jak "Alicja w Krainie Czarów", którą uwielbiam") i że główna bohaterka wpadnie za chwilę do jakiegoś grobu i znajdzie się w Krainie Zombie. Pierwsze rozczarowanie: jest XXI w. Drugie rozczarowanie: nie będzie Krainy Zombie. Do momentu wypadku czytałam z zapartym tchem, choć z zasady nie lubię horrorów o zombie (za który z początku uważałam tę książkę). Potem wypadek: "O Jezu, ale *********, krwisty momenty". A następnie wróciłam na ziemię.

Okazało się, że to najzwyczajniejszy paranormal romance, tyle że z zombie w tle. Jak w niemal każdym paranormal romance, najsłabszym wątkiem był "wątek szkolny", jak go nazywam. Rozumiem, że główna bohaterka musi mieć szkolnych przyjaciół i wrogów, ale czemu w co drugiej powieści tego gatunku wygląda to niemal identycznie, jak w "Zmierzchu" (tyle, że tam było to bardziej wyważone)? Następnie: miłość od pierwszego wrażenia. Drodzy pisarze, nie w każdym paranormal romance bohaterka musi zakochiwać się od pierwszego wrażenie w jakimś buntowniku i oczywiście "od teraz aż po grób" (albo i dłużej, jak w niektórych przypadkach).

W czasie, gdy Alicja była zakochana, akcja staczała się w dół, staczała się w dół...

Gena Showalter, nawiązując w tytule do takiej klasyki jak "Alicja w Krainie Czarów", postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Moim zdaniem, nawet się nie wybiła, by ją przeskoczyć. Obie powieści łączyło jedynie imię oraz wygląd głównej bohaterki. Mimo wszystko, nie twierdzę, że była to powieść "słaba". Czytało się ją szybko i był to swego rodzaju "odstresowywacz". Nie jest to jednak w żadnym wypadku dzieło ambitne i wątpię, że będę miała czas, by przeczytać kontynuację zapowiedzianą w wywiadzie z autorką na końcu książki. Raczej nie polecam, chyba że szczególnym fanom tego gatunku.

P.S. A propos wspomnianego wywiadu: można z niego wiele się dowiedzieć na temat dojrzałości tej 38-letniej pisarki.

Marre