wtorek, 25 marca 2014

[19] Nicholas Sparks - PAMIĘTNIK

Autor: Nicholas Sparks
Tytuł: "Pamiętnik"
Oryg. tytuł: "The Notebook"
Wydawnictwo: Albatros
Tłumaczenie: Anna Maria Nowak
I wydanie: 1997 (PL - 1998)
Stron: 207
Gatunek: romans
Ocena: 3/10








Noah Calhoun odczytuje starej kobiecie pamiętnik, zawierający wspomnienia o miłości, która rozkwitła po zakończeniu II wojny światowej. Razem przeżywają wzloty i upadki pary zakochanych, jakby to była ich własna historia...

Po "Pamiętnik" sięgnęłam zauroczona filmem i świetnymi opiniami moich koleżanek. Tak, przyznaję się, najpierw obejrzałam film, ale dopiero później dowiedziałam się, że była to ekranizacja. Chociaż nie jestem, fanką pełnokrwistych romansów, to przeczytałam w życiu kilka dobrych pozycji z tego gatunku i dałam się zniechęcić tak łatwo. Dlatego, gdy zauważyłam tę powieść w bibliotece, ani przez moment się nie zawahałam.

Zaczyna się świetnie. Moja ukochana narracja w czasie teraźniejszym, piękny, wysublimowany język. Kończy się pierwszy rozdział, a ja... spadam na ziemię. W filmie, o ile pamiętam (oglądałam go już jakiś czas temu), pokazano w słodki sposób powoli rozkwitającą miłość. Tego samego spodziewałam się po powieści. A tu przenosimy się do czasów po wojnie. Noah wciąż nie potrafi się zakochać, Allie ma niedługo wyjść za mąż za kogoś o swojej pozycji, ale nie, najpierw musi jeszcze raz zobaczyć się ze swoim ukochanym. I wcale nie wyżywam się z sarkazmem na romantycznej historii, tylko autentycznie takie odniosłam wrażenie. Ogólnie wszystko opisywane jest niezwykle dokładnie, dochodzimy do połowy książki i... cały czas stoimy w jednym miejscu i minęły chyba trzy dni. Tu czara goryczy się przelała i zamknęłam z hukiem książkę, stwierdzając, że nie zamierzam marnować na to coś czasu. A musicie wiedzieć, że zdarza mi się to niezwykle rzadko.

Ogólnie rzecz biorąc, wątpię, czy kiedykolwiek doczytam "Pamiętnik" lub spojrzę przychylnym wzrokiem na którąś pozycję Nicholasa Sparksa, z których ta wydała mi się najstrawniejsza. Może tylko czasem będę zastanawiać się, jakim cudem autor upchnął resztę tej historii w połowie książki... Cóż. Plus ode mnie za piękny język, ale chyba nie o to głównie chodzi. Rozumiem, że fanom gatunku na pewno się to spodoba, ale ja osobiście nie polecam.

Marre