wtorek, 9 grudnia 2014

[85] NARRENTURM, bo czuję się jak w wieży głupców

Autor: Andrzej Sapkowski
Tytuł: "Narrenturm"
Seria: "Trylogia Husycka" [tom 1]
Wydawnictwo: SuperNOWA
Stron: 587
I wydanie: 2002
Gatunek: fantasy historyczne, powieść łotrzykowska
Ocena: 5/10









Narrenturm znaczy wieża błaznów, w znaczeniu głupców, wariatów, w takich wieżach separowano i więziono w średniowiecznej Rzeszy ludzi umysłowo chorych. O tym, jaka to będzie powieść, powiedziałem o jedno pytanie wyżej, po co się powtarzać. Dodam jeszcze, że rzecz gatunkowo bliska będzie tak zwanego Schelmenromanu, opowieści pikarejskiej, czyli łotrzykowskiej. Będzie trzech bohaterów, mniej lub bardziej pasujących do tych literackich definicji. (AS)

Świat nie zginął i nie spłonął.
Przynajmniej nie cały
Ale i tak było wesoło.

Zwłaszcza Reinmarowi z Bielawy, zwanemu także Reynevanem, zielarzowi i uczonemu medykowi, spokrewnionemu z wieloma możnymi ówczesnego świata. Młodzieniec ten, zakochawszy się w pięknej i obdarzonej temperamentem żonie śląskiego rycerza, przeżywa niezapomniane chwile miłosnych uniesień.

Do czasu, kiedy wyłamując drzwi, wdzierają się do komnaty krewniacy zdradzanego małżonka.
I w tym momencie Reynevanowi przestaje być wesoło.

Komentując Reynevanową skłonność do zakochiwania się, Zawisza Czarny, "rycerz bez skazy i zmazy", stwierdził: "Oj, nie umrzesz ty, chłopaczku, śmiercią naturalną!"
Zawiszę, wziętego do niewoli, wkrótce ścięli Turcy.

A co z Reynevanem?
[źródło opisu: książka]


Chyba nikogo nie zdziwię wyznaniem, iż Wiedźmina ubóstwiam i uważam za arcydzieło. Dlatego też czułam się w obowiązku przeczytać Narrenturm. A później go dokończyć. Z czystego obowiązku i samozaparcia.

Najpierw ustalmy jedno: książka jest rewelacyjnie napisana, Sapkowski powala kunsztem, stylem i językiem chyba jeszcze bardziej niż w Wiedźminie. Nadal nie mogę przestać się zadziwiać warsztatem. Podobał mi się wstęp i nakreślenie tła epoki. Ogółem autor rewelacyjnie wpasował się w realia tamtych czasów, ale... Ale to nie wystarczy i najwyraźniej jeszcze wiele rzeczy w książce można popsuć -_-

A ja myślę, że całe zło tego świata bierze się z myślenia. Zwłaszcza w wykonaniu ludzi całkiem ku temu nie mających predyspozycji.

A co mnie tu najbardziej raziło? NUUUDAA I ROOOZLAAZŁOOOŚĆ. Serio, dawno nie czytałam tak wlekącej się na wszystkie strony książki. Brakowało mi jakiegoś celu w działaniu głównych bohaterów. Była przyczyna, był dziwny wątek, który miał mnie zaintrygować, ale nie wyszło. Główni bohaterowie rozbijają się od epizodu do epizodu bez większego ładu i składu. (Uff... Co za ulga. Od jakieś połowy książki męczyło mnie, żeby to napisać). Ja rozumiem, że to jedno z założeń powieści łotrzykowskiej, ale oczekiwałam większej spójności. Za nudę odpowiada też z pewnością fakt, że właściwie nic się nie wyjaśniło w tej części (bo niby co się miało wyjaśnić?), no poza bliżej nieokreślonym Pomurnikiem.

Bohaterzy też nie porywają. Reynevan jest naiwny i, co by tu długo nie mówić, po prostu życiowo głupi. Autor nie wykorzystał potencjału dwóch postaci drugoplanowych, który na koniec się spotykają (Horn i Szarlej) i obdarzył ich niemal identycznymi postawami życiowymi. Jeśli którąś z osób uznałabym za godną uwagi, to byłby to Samson Miodek, który bardzo pozytywnie się wyróżnia. (I prawdopodobnie jeszcze nie raz czytelnika zaskoczy, ale ja raczej tym czytelnikiem nie będę!).

Popatrz jeno – rzekł Szarlej, zatrzymując się. – Kościół, karczma, bordel, a w środku między nimi kupa gówna. Oto parabola ludzkiego żywota.

Po raz kolejny, u kolejnego autora powieści historycznej muszę się też przyczepić do tej samej rzeczy. Rozumiem, iż pisarzowi może nie być po drodze z Kościołem i mieć najlepsze zdanie o jego kondycji czy teraz, czy kiedyś (no bo i w tamtej epoce za dużo do pochwały nie ma), ale żeby z każdego duchownego robić dziwkarza, skąpca czy leniucha? Nie ma ludzi idealnych, ale nieprzyjemnie się czyta książką okraszoną taką dozą totalnie nieobiektywnych historycznie opinii autora, który skądinąd jest człowiekiem inteligentnym i wybitnym pisarzem.

Podsumowując, rzadko mi się zdarza żałować lektury jakiejś książki. Bo nawet po tej najgłupszej chyba w rozwoju się nie cofnę. Ale w tym przypadku naprawdę żałuję, bo zniszczono mi obraz Sapkowskiego jako mistrza (a przynajmniej częściowo). Nie polecam, chyba że fanom gatunku czy samego autora.

Marre