czwartek, 21 maja 2015

[127] Mój powrót do KRONIK WARDSTONE: JESTEM GRIMALKIN i KREW STRACHARZA

Autor: Joseph Delaney
Tytuł: "Jestem Grimalkin" | "Krew Stracharza"
Oryg. tytuł: "I am Grimalkin" | "Spook's Blood"
Seria: "Kroniki Wardstone" [tomy 9 i 10]
Wydawnictwo: Jaguar
Ilustracje: David Wyatt
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Stron: 325 | 346
I wydanie: 2011 [PL - 2013] | 2012 [PL - 2013]
Gatunek: fantasy/horror dla młodzieży
Ocena: 5/10 | 5/10







Opis zawiera nieco spoilerów z poprzednich tomów.

Tomowi Wardowi, z pomocą swojego mistrza Gregory'ego, przyjaciółki Alice oraz wiedźmy-zabójczyni Grimalkin, udaje się uciąć głowę Złego. Czarownica rozpoczyna szaleńczą ucieczkę przed jego sługami, a stary stracharz zajmuje się odbudową swojego domu w Chipenden. Wszyscy szukają sposobu, jak pozbyć władcy Mroku na zawsze. Tymczasem Hrabstwu zaczyna zagrażać nowe niebezpieczeństwo.

Kroniki Wardstone to jedna z tych serii, które mogę nazwać ważnymi w pewnym etapie mojego życia. Tym etapem była druga połowa podstawówki, kiedy przeczytałam chyba wszystkie wartościowe [lub na wartościowe wyglądające] pozycje z działu fantastyki dla młodzieży. Jednocześnie było to jedno z pierwszych moich spotkań z historiami horroropodobnymi. Serii jednak nigdy nie dokończyłam, bo A. kolejne tomy chyba nadal się ukazują B. dowiedziałam się, że tylko ja to czytam i biblioteka zaprzestała kupowania dalszych części.

A teraz postanowiłam powrócić do tej serii. I jak? Cóż, nie powiem, że jest źle, ale dobrze też nie jest. Teraz zauważam jednak dużo więcej niż kiedyś. Przede wszystkim raził mniej styl. Rozumiem, że to literatura dla młodszego czytelnika, ale... Najbardziej bolała mnie jedna rzecz. W książkach obowiązuje narracja pierwszoosobowa w czasie przeszłym. Pierwszy rozdział Jestem Grimalkin: -ałam, -ałam, -ałam. Później, kiedy pojawili się kolejni bohaterowie, oczywiście się to poprawiło, ale pierwsze wrażenie... Aż chce się napisać: aua, aua, aua. Przy czym mam wrażenie, że to wina tłumacza [przecież po angielsku to tak nie brzmi]: najprawdopodobniej poszedł po najmniejszej linii oporu i przetłumaczył zbyt dosłownie.

Jednak to nie to był najgorsze. Tę serię można z czystym sumieniem nazwać rozlazłą. Chociaż chyba wreszcie zauważam koniec. Ale naprawdę w tej "rozlazłości" nie byłoby nic złego, gdyby... poszczególne tomy przedłużyć. I nie chodzi mi o spowolnienie akcji, a dopracowanie. Podczas czytania doświadczyłam znanego mi skądinąd uczucia, że chciałabym to przeredagować i napisać od nowa. Dodając niezbędne opisy i dopracowując przeżycia wewnętrzne bohaterów. Bo teraz przyczepię się do Krwi stracharza: Tom sądzi, że jego mistrz zginął... a czytelnik ma wrażenie, że chłopak jest bez serca. No bo skoro przeżył z nim te 10 tomów, to oczekiwalibyśmy jakiegoś załamania, a tu popłakał, popłakał i jest świetnie. Wyszło słabo!

Największy zawód to jednakże całkowita zbędność tych tomów. W Jestem Grimalkin bohaterka w zasadzie prawie tylko podąża z punku A do punktu B, uciekając przed sługami Złego. Bardzo cieszyłam się na myśl o powieści z jej punktu widzenia - chyba każdy, kto czytał Kroniki ją uwielbia - ale na tym polu również się zawiodłam. Psychicznie Grimalkin niemal całkowicie przypominała Toma. Ups? Za to Krew stracharza wydaje się zwykłym zakomplikowaniem [tak, jest takie słowo] w fabule całej serii. Fakt, główny bohater dowiaduje się kilku ważnych rzeczy, ale poza tym... Po co to wszystko?

Mimo to, książki czyta się dobrze i naprawdę szybko. Akcja pędzi bardzo szybko, a nawet za szybko, bo, jak już wspomniałam, chciałoby się trochę opisów itp. Całość ozdabiają obłędne ilustracje. Mimo że tomy te są mocno przeciętne, to chętnie będę kontynuowała serię, ze względu na sentyment. Polecam raczej młodszemu czytelnikowi.

Marre