sobota, 15 sierpnia 2015

[159] Raymond Benson - HITMAN. POTĘPIENIE | Gdy zabraknie "tego czegoś"

Autor: Raymond Benson
Tytuł: "Hitman. Potępienie"
Oryg. tytuł: "Hitman. Damnation"
Wydawnictwo: Znak
Tłumaczenie: Rafał Śmietana
Stron: 316
I wydanie: 2012 [PL - 2012]
Gatunek: sensacja
Ocena: 4,5/10









Z Hitmanem spotkałam się dzięki mojej przyjaciółce, która oszalała [wieczne za czymś szaleje] na punkcie najnowszej gry, Rozgrzeszenie. Wspólnie przeszłyśmy 2 misje [ale nie będę się nad tym rozwodzić, jako że zawsze mam duży problem z ogarnięciem sterowania w nowych grach], a jakiś czas temu dowiedziałam się przypadkiem, że wynalazła książkowy prequel owej gry. I oczywiście musiałam się za niego wziąć.

Po zakończonej niemal fiaskiem misji w Himalajach, Agent 47 opuszcza Agencję i powoli wylizuje rany. Jednak nigdzie się przed nią nie ukryje. Nowa misja będzie wymagała od niego całej kreatywności i poświęcenia. Oraz refleksu, bo łowcy można bardzo łatwo stać się zwierzyną.

I z góry mówię: jak dla mnie to spisany film akcji na granicy klasy A i B. I nic więcej. Z początku spodobał mi się oszczędny styl pisania, ale szybko zdałam sobie sprawę, jak bardzo jest suchy. Szczęście, że całość czyta się naprawdę szybko i można skonsumować to w jeden wieczór. Dzięki temu książka dostaje ocenę przynajmniej o jeden punkt wyższą, a czytelnik nie musi za bardzo wnikać w sam tekst. Serio, wolę nie wiedzieć, jak bardzo zmasakrowałabym tę "powieść" w innym wypadku.

Wspomniałam o wątpliwym poziomie. Gdyby to był film, to mógłby zaliczać się do klasy A pod względem rozmachu. W końcu nie co dzień zabija się kogoś płynącego łódką, spadając na niego ciężarówką [nie wiecie, o kogo chodzi, więc to nie spoiler!]. Ale pod względem fabuły, a to przecież ona w książce się liczy bardziej, to poziom jest dużo niższy. Ile razy używano motywu sekty o zapędach politycznych? Serio, tak naprawdę, to niewiele więcej. A tego niewiele więcej nie ujawnię, bo stanowi clue powieści. Fabule brakuje tego czegoś, jakiegoś powiewu świeżości. Jakiejś odjechanej, dobrze rozpisanej akcji, lub ciekawego otoczenia. Dla mnie we wszelkiego rodzaju "sensacjach", niezależnie, czy chodzi o grę, film czy powieść, właśnie o oryginalność chodzi. Bo inaczej to tylko kilka kopniaków, pościgów i kulek w łeb.

Największą zaletą [oprócz prędkości akcji] jest z pewnością postać głównego bohatera, świetnie wykreowanego w kilku częściach  serii. W każdej chwili mogę zamknąć oczy i zobaczyć łysego, białego faceta o bezlitosnej twarzy w czarnej garniturze i czerwonym krawacie. To Agent 47 "robi" całą powieść. Gdyby zamiast niego umieścić jakiegoś mniej charakterystycznego zabójcę, to kartkami tej książki można by, za przeproszeniem, tylko się podetrzeć. Chociaż i on w pewnym momencie może zacząć wkurzać nadludzkimi zdolnościami [nurkowanie w betonie zawsze spoko].

Dobra, wyszło ostrzej niż zamierzałam, bo całość czyta się dobrze. Wspomnianej przyjaciółce się podobało. Lekturę można zaliczyć do przyjemnych i na upalny sprawdzi się idealnie. Chociaż więcej sensu miałaby w formie gry. Wtedy przynajmniej mogłabym trochę "poprzeżywać", choćby miało to związek tylko i wyłącznie z ciągłym ładowaniem się na tego samego strażnika.

Marre

PS. A narzekałam na brak słabych książek :P

Wolę grę.
źródło: techpower.com