środa, 26 sierpnia 2015

[164] Joe Hill - ROGI | Za dużo wewnętrznego brudu

Autor: Joe Hill
Tytuł: "Rogi"
Oryg. tytuł: "Horns"
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tłumaczenie: Maciejka Mazan
Stron: 376
I wydanie: 2010 [PL - 2010]
Gatunek: horror/powieść psychologiczna [?]
Ocena: 5/10









Ignatius Perrish budzi się pewnego ranka kompletnie skacowany. Jest pewien, że w nocy narobił głupstw, ale nic nie pamięta. W lustrze zauważa z przerażeniem, że wyrosły mu rogi… Zdezorientowany idzie do lekarza. Dostrzega też inną prawidłowość: wszyscy zaczynają mówić mu, co myślą. Bez ogródek, tak jakby nie mogli się powstrzymać. Kiedy Ig dotyka skóry innego człowieka, poznaje jego myśli, wspomnienia, widzi przeszłość. Rok wcześniej zgwałcono i brutalnie zamordowano jego dziewczynę i właśnie to wydarzenie doprowadziło Ignatiusa na skraj załamania nerwowego. Czy nowe zdolności pomogą mu wrócić do równowagi i odkryć, kto jest winien śmierci ukochanej?
[źródło opisu: strona wydawnictwa]

Co do tej książki mam bardzo mieszane uczucia. Chwilami była tragiczna, a chwilami zachwycała. Mój odbiór może być zniekształcony przez oczekiwania: otóż miałam nadzieję na krwisty kryminał, w którym główny bohater, wykorzystując swoje diabelskie zdolności, rozwiązuje śledztwo. A tu mordercę poznajemy około setnej strony [nie jestem pewna, bo czytałam w formie e-booka, ale to mogło być nawet wcześniej] i później robi się już coraz gorzej.

Do tego momentu jest genialnie. Joe Hill [syn Stephena Kinga i to czuć!] świetnie konstruuje charaktery i pokazuje pustkę po utracie ukochanej osoby. Oszczędny język, minimalistyczny styl oraz naturalistyczne opisy budują ciekawą atmosferę i do końca książki pozostają jednym z  jej najmocniejszych elementów. Ig poznaje najobrzydliwsze sekrety napotykanych ludzi, którzy niemal błagają go... by móc zgrzeszyć. No tak, jak diabeł, to pełną gębą ;)

I tutaj mam takie zastrzeżenie [a może refleksje], które obijało mi się w głowie właściwie przez całą lekturę: czy autor nie przesadził? Czy w całym tym pseudonaturalizmie i chęci zaszokowania czytelnika nie rozminął się z realizmem, który wypadłby tutaj najlepiej? Zbyt często miałam wrażenie przesady, braku równowagi. Nie chodzi tu nawet o profanację symboli religijnych itp. [bo choć jestem na to wrażliwa, to jako działania człowieka, który stracił sens życia, dobrze pasuje], ale fakt, że 90% "grzechów" w tej książce to zboczenia, zdrady [+ jedna poważna psychopatia] i wszystko kręci się wokół seksu. A przecież kurde wszyscy grzeszą, ale czy musi to od razu wyglądać jak u Freuda? Joe Hill nie pomyślał, żeby to spektrum poszerzyć. A tak wszystko sprowadza się do brudu wewnętrznego, co w pewnym momencie zaczyna irytować.

No ale czytało się dobrze, dopóki nie poznaliśmy mordercy. I to tak jakby zupełnie przypadkiem. Później nad właściwą fabułą zaczynają przeważać retrospekcje i wspomnienia Iga [a później też Lee] o Merrin i o wszystkich okolicznościach jej śmierci, które sięgają wiele lat wstecz. A przeważają o tyle, że są znacznie ciekawsze od wątku współczesnego i podkreślają jego swego rodzaju miałkość czy bezsensowne czynności Iga. W pewnym momencie retrospekcje stały się dla mnie najważniejszym elementem, świetnie obnażającym psychikę bohaterów, natomiast późniejsze wydarzenia mnie męczyły. Częścią szaleństwa Iga był mętlik jego czynności. Wszystko świetnie ugruntowane psychologicznie... tylko dlaczego ja miałam to znosić?

Ocena moja byłaby przy tym dużo ostrzejsza, gdyby nie zakończenie. Połączyło ono wszystkie zalety tej oryginalnej, bądź co bądź, książki. Otrzymujemy wyjaśnienie, co do pochodzenia tytułowych rogów i naprawdę fajne rozwiązanie. Przypomina, co w tej książce naprawdę było dobrego i po raz kolejny podkreśla wagę dobrego epilogu.

Wypada jeszcze słówko rzec o bohaterach, bo są oni najważniejszym elementem powieści. Ig mnie zwyczajnie wkurzał, a Lee był porąbany. Z głównej trójcy pozytywnie wyróżnia się Merrin i to o niej wraz z rozwojem akcji dowiadujemy się najwięcej. Ale najbardziej polubiłam bohaterów drugoplanowych: Terry'ego, brata Igga i Glennę, którym nie poświęcono tyle miejsca, ale dzięki temu wydali mi się mniej udziwacznieni, a bardziej naturalni.

Bardzo ciężko mi polecić Rogi czy je odradzić. Wiem, że wiele osób jest nią oczarowanych, ale to nie moja bajka. Wątek fantastyczny to raczej dodatek, a więc nim raczej nie powinno się kierować. Więc napiszę tak: jeśli lubicie pozycje obrazoburcze, sięgajcie jak najbardziej. A jeśli tak jak ja wolicie te raczej wyważone, to sobie darujcie. Aczkolwiek pewne jest Joe Hill ma niesamowity potencjał i pewnie sięgnę po jego kolejną książkę.

Marre

Nie wspomniałam za dużo o "diabelskich" mocach i wężach [one są ważne w przeciwieństwie do tych pierwszych]. Ale właściwie jest po co? A filmu raczej nie obejrzę.