wtorek, 21 kwietnia 2015

[118] Marta Kisiel - NOMEN OMEN | Przygoda nadchodzi!

Autor: Marta Kisiel
Tytuł: "Nomen Omen"
Wydawnictwo: Uroboros
Ilustracje: Katarzyna Babis
Stron: 331
I wydanie: 2014
Gatunek: fantasy humorystyczne
Ocena: 8/10









Los nigdy nie był łaskawy dla Salomei Klementyny Przygody. Pewnego dnia, gdy matka po raz kolejny usiłuje uświadomić ją w kwestii Salkowej seksualności, dziewczyna idzie za radą babci i postanawia przeprowadzić się do Wrocławia. Tam zamieszkuje u osobliwych, rozmnażających się w dziwny sposób staruszek, zaczyna sypiać w jednym łóżku z papugą, a to dopiero początek kłopotów... Bo prawdziwy Sajgon zaczyna się, gdy jej własny brat postanawia koniecznie utopić ją w Wiśle. To nie jest normalne!

Do tej książki podchodziłam niepewnie, jak do każdej książki humorystycznej. Bo z nimi to zazwyczaj wóz albo przewóz: są śmieszne albo głupie. A nawet jeśli śmieszne, to mogą nie posiadać fabuły. Pod tym względem Nomen Omen jest ideałem.

[Zwymyślała taksówkarza od serca, obficie plując jadem, świętym oburzeniem i resztkami wody z Odry.]

Z figury Rubens, z fryzury Tycjan,
z gęby zaś, wypisz wymaluj, Picasso!
Jej największą zaletą jest chyba emanujące każdą dziurą ciepło. Z takim nagromadzeniem humoru łatwo było przeholować i popaść w zbytnią sarkastyczność czy wręcz złośliwość. A jednak tak się nie stało. Zacznijmy od głównej bohaterki. Salka jest prawdziwą ofiarą losu, w życiu na pewno doświadczyłaby wiele hejtu, ale u czytelnika wywołuje tylko ten pełen współczucia uśmiech. To samo tyczy się Niedasia: to prawdziwy pasożyt społeczny, ale i tak nie sposób nie czuć do niego sympatii. Jak i do pozostałych postaci: rozmnażających się sióstr Bolesnych, Bartka stanowiącego kwintesencję studenta filologii czy nieco mnie przerażającej Basi. Humoru jest naprawdę dużo i to wysokim poziomie. I mówiąc tak, nie mam na myśli dowcipów zrozumiałych jedynie dla filologów. Chodzi mi o brak żartów zboczonych, rodem z rynsztoka. Wreszcie można pośmiać z czegoś, co nie jest fragmentem anatomii ludzkiego ciała.

[Człowiek człowiekowi panią z dziekanatu.]


Przy tym autorce udało się nie zgubić fabuły. Jest lekka i niezobowiązująca, świetnie komponuje się z pozostałymi elementami powieści. Mimo że przez większość czasu dominuje śmieszno-absurdalna atmosfera, to znalazło się też miejsce na rozliczanie z historią i nie tylko. Bardzo pozytywnie mnie to zaskoczyło, bo oczekiwałam głupiutkiej historyjki, a książka okazała się dużo głębsza!

[Ach, rozumiem... Znaczy nie rozumiem, ale zaczynam się przyzwyczajać.]


Nomen Omen oczarował(o) mnie pod każdym względem. Książkę połknęłam w jeden dzień, co wydaje w nawale obowiązków wydaje mi się niewykonalne. I obiecuję, że wy również się nie oderwiecie :)

Marre