Tytuł: "Złodziejka książek"
Oryg. tytuł: "The Book Thief"
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Tłumaczenie: Hanna Baltyn
Stron: 495
I wydanie: 2005 (PL - 2008)
Gatunek: dla młodzieży, wojenne
Ocena: 9/10
Liesel Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego brata. To dzięki „Podręcznikowi grabarza” uczy się czytać i odkrywa moc słów. Później przyjdzie czas na kolejne książki: płonące na stosach nazistów, ukryte w biblioteczce żony burmistrza i wreszcie te własnoręcznie napisane… Ale Liesel żyje w niebezpiecznych czasach. Kiedy jej przybrana rodzina udziela schronienia Żydowi, świat dziewczynki zmienia się na zawsze…
Tak, wiem, teraz wszyscy piszą o tej książce. I w 99% przypadków dobrze. Ja również nie zamierzam się wyłamywać z tego schematu, bo książka ta jest naprawdę genialna.
Zabił się, bo kochał życie.
ktoś oglądał film? źródło: filmweb.pl |
Zacznę od narracji, bo to chyba jej, niestety, poświęcałam najwięcej uwagi. Z początku szalenie mnie irytowała. Rozumiecie, dla mnie narracja musi być albo pierwszoosobowa, albo niewidoczna. A tutaj narrator, Śmierć, co i rusz wtrącał(a) swoje trzy grosze. W dodatku, jak to Śmierć, był(a) okropnie lakoniczna w opisie najbardziej wzruszających momentów. Z biegiem kartek przyzwyczajałam się jednak do tego, by w końcu zrozumieć, ile dodaje to uroku całej historii. A ona posiada go mnóstwo.
Cała historia składa się z masy całkiem nieważnych wydarzonek, kojarzących mi się z książkami dla dzieci. Z czasem jednak obrastają one wydarzeniami całkiem poważnymi, wojną, nazizmem. I taka też pozostaje ta książka: lekka i optymistyczna. Jednocześnie czytamy o zbrodniach hitlerowskich i opisach szczęśliwego dzieciństwa. To nieco przerażające i jednocześnie piękne.
Myślę, że się bał. Rudy Steiner bał się pocałować złodziejkę książek. Tak długo o tym marzył. Tak niewiarygodnie mocno ją kochał. Kochał ją tak bardzo, że już nigdy jej o to nie poprosił i zszedł do grobu, nie zaznawszy smaku jej ust.
Choć historia jest w pełni fikcyjna, to moim zdaniem mogłaby się wydarzyć naprawdę. Oszczędzono w niej oczywiście drastycznych opisów wszelkich wojennych okropności, ale w pełni oddaje atmosferę tamtych lat młodszemu czytelnikowi. Scena, w której śmierć siedzi sobie na dachu komór gazowych i zbiera dusze zmarłych mówi chyba sama za siebie.
Postacie też są bardzo realistyczne i nie sposób ich nie pokochać. Według mnie, to okrucieństwo ze strony autora. Największą dawką miłości obdarzyłam chyba Rosę, która na stałe zajęła miejsce w moim serduchu (razem z wszystkimi przekleństwami, wyzwiskami i znaczną duszą). Po zakończeniu byłam tak zmaltretowana psychicznie, że poszłam przytulić się do mamy (czego na co dzień zbyt często nie robię).
Śmierć nie czeka na nikogo, a jeśli czeka, to niezbyt długo.
Nie potrafię napisać o tej książce nic więcej, niż napisali inni. To TRZEBA przeczytać. Polecam absolutnie wszystkim, i starszym, i młodszym.
Marre
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Historia z trupem
Czytam opasłe tomiska
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu - 80,5+4=84,5cm