Zatracenie to ostatnia, króciutka powieść japońskiego prozaika, Osamu Dazai, który odebrał sobie życie krótko po publikacji ostatniej jej części. Już samo to wydaje się znamienne. Mnie zaciekawiło jednak jeszcze coś innego. Niemal każdy odbiera tę książkę inaczej. I inaczej interpretuje.
(Z góry uprzedzam, że w tej recenzji może być dużo - aczkolwiek, moim zdaniem, nie zbyt dużo - spoilerów. Jest to zabieg celowy, mający na celu umożliwienie wam zrozumienia moich bełkotliwych wywodów. A Zatracenie jest akurat tym typem książki, w której im więcej wiesz o fabule przed lekturą, tym lepiej. Więcej można zrozumieć, więcej smaczków wyłapać).
Wyobcowany
Na Zatracenie składają się trzy dzienniki (w tym ostatni przedzielony na pół) głównego bohatera oraz wstęp i zakończenie od "obiektywnego" narratora. Przedstawiają one różne etapy życia Yozo: dzieciństwo w licznej rodzinie, potem dalszą edukację oraz przerwane próbą samobójczą studia, a następnie życie alkoholika u boku różnych kobiet.
Moje odczucia co do bohatera wielokrotnie ewoluowały podczas lektury. Jako dziecko budzi skrajną niechęć, a nawet nienawiść. Skarży się na brak zrozumienia, ale wydaje się, że to on nie stara się zrozumieć innych. Jest całkowicie pozbawiony podstawowej empatii, wręcz autystyczny. Wraz z biegiem lat zyskuje nieco na człowieczeństwie (?), ale wciąż poraża stosunkiem do innych, do przyjaciela, a później też kobiet. Jednak równocześnie sam bohater zdaje się powoli sobie uświadamiać własne "upośledzenie", stara się z nim walczyć, walczyć z samym sobą, a także zastanawia się, skąd wynika jego inność, jego wyobcowanie. Widzimy, że ta walka jest z góry skazana na niepowodzenie i jak Yozo krzywdzi swoim zachowaniem innych oraz samego siebie. I zaczyna wzbudzać ogromne współczucie.
Zraniony
Właściwie wszędzie, gdzie nie spojrzę widzę inne interpretacje losów Yozo, a właściwie: co autor chciał przekazać za pomocą tak pesymistycznej i dekadenckiej pozycji. Tłumacz w posłowiu proponuje nam traktować ją jako obraz emocjonalnie zgniecionego społeczeństwa japońskiego po drugiej wojnie światowej. Osobiście bardzo nie lubię tego typu "społecznych" interpretacji, które nie raz wydają się mocno przesadzone i tendencyjne; sięgam po nie dopiero w ostateczności (jak w przypadku Pamiętnika panny służącej - klik), a tutaj, jak się zaraz przekonacie, znalazłam lepszą opcję. Naoko Miyaji, według anglojęzycznej Wikipedii (link), wiąże wyobcowanie Yozo z molestowaniem w dzieciństwie przez jedną ze służących. Idąc dalej wątkiem psychoanalizy, można w to wpleść również chłodne stosunki z wiecznie nieobecnym ojcem i nieumiejętność odnalezienia się głównego bohatera w rodzinie. Pomysł ciekawy, ale również nie przekonuje mnie do końca. Wszystko to miało z pewnością olbrzymi wpływ na niego, lecz warto zwrócić uwagę na fakt na wcześniejsze wyobcowanie; coś innego miało wpływ na to, że Yozo uznał zgłoszenie molestowania za bezsensowne. Nie strachu, a pewna... obojętność? Brak ufności w społeczny porządek i sprawiedliwość? Fascynująca cecha u tak małego chłopca.
Sama geneza zachowania głównego bohatera pozostaje więc dla mnie wielką zagadką, ale dzięki pewnej krótkiej rozmowie zamieszczonej na dosłownie ostatniej stronie epilogu można wysnuć wnioski co do innej rzeczy. Narrator opisuje w nim, w jaki sposób pamiętniki Yozo trafiły w jego ręce. Przytacza m.in. rozmowę z przyjaciółką (? - trudno zakwalifikować w jasny sposób jego związki z innymi osobami), w której stwierdza, że tamta musiała dużo się z nim nacierpieć. Na co ta odpowiada: Winien jest jego ojciec (...) Yozo, którego znaliśmy, to była szczera dusza, był taki wrażliwy. I gdyby tylko nie pił, ale nie, nawet mimo że pił, dobry był z niego chłopak, dobry jak sam Bóg. W tym miejscu skończyła się książka, lale równocześnie rozpoczęła moja wielka "rozkmina".
Nieszczęśliwy
I wtedy zrozumiałam, że nie jest ważne to, co mówi o sobie Yozo. Już wcześniej rzucała mi się w oczy ta jednostronność narracji, ale sądziłam, że to tylko przejaw jego sposobu myślenia. Teraz jednak zadałam sobie pytanie: o czym Yozo nam nie powiedział? Co zignorował? Intryguje to, że pomimo jego wszystkich wad zawsze otoczony był ludźmi, którym na nim zależało. Że wzbudzał współczucie otoczenia. W przypadku kobiet zrzucał to na karb swojej atrakcyjności, ale gdy choć trochę się nad tym zastanowić, to widać marność tego argumentu. Bo choć Zatracenie jest klasyczną "powieścią o sobie", to nie przedstawia pełnego obrazu. Yozo widzi tylko swoje wady. Widzi to, jak rani inny. Cierpi, nie mogąc odnaleźć się w społeczeństwie i uważa się za złego człowieka, kogoś niezasługującego, aby dalej żyć, ale to tylko jedna strona medalu. Yozo mógł być naprawdę dobrym człowiekiem, budzącym sympatię w otoczeniu. I to jest najbardziej przerażające.
Zatracenie jest dla mnie książką o długoletniej, głębokiej depresji. Depresji mającej swoje początki już w dzieciństwie i rzutującej na całe życie, które upłynęło głównemu bohaterowi w poczuciu odrzucenia i beznadziei. Nigdy nie spotkał nikogo, kto by mu ukazał jego własną wartość. I jeśli choć po części historia ta jest oparta na biografii autora (a dużo wskazuje, iż tak), to staje się jeszcze bardziej przerażająca. Ale... to tylko mój prywatny odbiór. Twój może być inny. I to świadczy o wielkości dzieła.
Kim był Yozo? Tego nigdy się nie dowiemy.
Marre
Autor: Osamu Dazai
Tytuł: "Zatracenie"
Oryg. tytuł: "Ningen shikkaku"
Wydanie: SW Czytelnik, 2015
Tłumaczenie: Henryk Lipszyc
Stron: 128
Rok I wydania: 1947 (PL - 2015)
Gatunek: literatura współczesna
Werdykt: polecam