niedziela, 29 listopada 2015

między scenami #2 DAMY I HUZARY, reż. Krystyna Janda | Hollywoody to się mogą schować

źródło: tvp.pl
Trochę musieliście poczekać na nową recenzję teatru telewizji, ale i nikt nie spieszył się z nową premierą. Jednak gdy tylko zobaczyłam zapowiedź spektaklu Damy i huzary na podstawie komedii Aleksandra Fredry, od razu poczułam, że to będzie coś dobrego. I miałam nosa.

Akcja rozpoczyna się w momencie, gdy sielski wypoczynek "huzarów" w rodzinnym dworku ich dowódcy zostaje zakłócony przyjazdem "dam", czyli trzech sióstr majora wraz ze służącymi i młodą Zosią. Panowie może i znieśliby niezwykle męczące towarzystwo kobiet, gdyby nie cel ich podróży, a mianowicie... ożenek Majora. Od tej chwili zrobią wszystko, aby pozbyć się niechcianych gości... i się nie zakochać.

Pierwszym, co rzuca się w oczy, są wspaniałe kostiumy, zarówno jeśli chodzi o kreacje "dam", wspaniale oddające charaktery bohaterek, jak i wierne epoce mundury "huzarów". No ale jak miało być inaczej, skoro Krystyna Janda wynalazła fantastycznych specjalistów w tej dziedzinie. Drugą rzeczą, która mnie oczarowała, było miejsce akcji, a więc wnętrza i idylliczne otoczenie dworku w Brześciach. Teatr telewizji pod tym względem jest wspaniały: klasyczne spektakle można osadzać w iście filmowych plenerach, nie porzucając przy tym oryginalnego gatunku. Ciekawym uzupełnieniem scenografii stały się sielska muzyka oraz... zwierzęta, a więc nieszczęsna chihuahua pani Dyndalskiej czy kury, które w przypływie złości można chwycić i rzucić na stół...

Nie mogę się niestety wypowiedzieć na temat wierności literackiemu pierwowzorowi, gdyż dopiero obejrzenie spektaklu przekonało mnie do zapoznania się ze sztuką. Aczkolwiek na podstawie stylu Fredry zaobserwowanego w Zemście śmiem twierdzić, że zachowano to, co najważniejsze: genialny humor, charakterystycznych bohaterów i zagmatwane relacje międzyludzkie. Zastanawiam się jednak, jakim cudem to właśnie wspomniana powyżej Zemsta została obowiązkową lekturą szkolną, podczas gdy do pięt nie dorasta Damom i huzarom zarówno pod względem komizmu, jak i poruszanych w sztuce problemów epoki.

Czas teraz przejść do mojej ulubionej części, a więc postaci oraz gry aktorskiej. I tutaj, uwaga, uwaga, nie mam żadnych zastrzeżeń! Wszyscy zagrali świetnie, choć istniało całkiem spore ryzyko, że ktoś nie udźwignie ciężaru barwnych bohaterów Fredry. Na szczęście tak się nie stało. Owszem, wykonanie wydaje się nieco przerysowane, ale biorę to za celowy zabieg reżyserki.

Spośród wszystkich postaci najbardziej wyróżniają się moim zdaniem Major Andrzeja Grabowskiego oraz Kapelan Ignacego Gogolewskiego. Pierwszego chyba bez zastrzeżeń można nazwać jednym z najlepszych polskich aktorów komediowych (na Kiepskich spuśćmy zasłonę milczenia), co udowodnił i tym razem. Jego Major to człowiek z krwi i kości, a jednocześnie osobnik przezabawny. Jego miny podczas całusów na powitanie - bezbłędne. (Swoją drogą zastanawiam się, czy jako osoba niezwykle ceniąca swoją przestrzeń osobistą nie zachowuję się podobnie). Kapelan z kolei na początku śmieszy swoim nie uchodzi, nie uchodzi, ale później, gdy w wyniku intryg "dam" każdy oskarża o coś tego Bogu ducha winnego staruszka, widz zaczyna mu współczuć (choć uśmiech z pewności nie schodzi z twarzy). Ignacy Gogolewski wpasował się idealnie w rolę stereotypowego starego księdza.

Martwiłam się nieco o wątek miłosny: jak uczynić go zarówno dobrze osadzonym w epoce i jednocześnie atrakcyjnym dla współczesnego widza? Niepotrzebnie jednak. Grzegorz Małecki doskonale odnalazł się w roli porucznika, dla którego każda panna poszłaby w ogień. Małgorzata Kocik z nieznanych powodów kojarzyła mi się z Rose z Titanica, ale pomimo tego nieprzyjemnego porównania dobrze oceniam jej nieco niepokorną, ale posłuszną Zosię.

W końcu siostry Majora. Krystyna Janda, Katarzyna Gniewkowska i Iza Kuna popis swojej gry aktorskiej dają już w scenie przyjazdu do dworku. Jako trio prezentują się wspaniale - trzy stereotypowe kobiety: humorzaste, rozgadane, wiecznie knujące i mdlejące na zawołanie. Jednak każda z osobna ma równie wiele do zaoferowania widzowi. Pani Orgonowa nie przepuści żadnej okazji do maglowania brata na temat małżeństwa - ekspresywna Krystyna Janda niezwykle wiarygodnie przytłacza sobą Andrzeja Grabowskiego. Panna Aniela zaskakuje nas na każdym kroku i jako nieco frywolna pani w średnim wieku bawi do łez. W ich towarzystwie pani Dyndalska wydaje się mdła albo przynajmniej źle wyeksponowana. Lecz to tylko pozory, gdyż to właśnie jej jedynej udaje się niemal przekonać Majora do małżeństwa.

Sami więc widzicie, że spektakl podobał mi się wyjątkowo. Świetnie przemyślane sceny pełne iście amerykańskich plot twistów sprawiały, że nierzadko niemal tarzałam się ze śmiechu po podłodze. Hollywoody ze swoimi sprośnymi komedyjkami to się mogą schować. My mamy Fredrę.

Marre

Tytuł: "Damy i huzary"
Reżyseria: Krystyna Janda
Scenariusz: Aleksander hr. Fredro
Rok premiery: 2015
Ocena; 10/10