Z góry uprzedzę, że mam mieszane uczucia co do tej książki. I że w recenzji niejednokrotnie będę odwoływała się do innej klasycznej antyutopii, powstałego ponad 15 lat później Roku 1984, by na koniec dowieść, że mimo wszystko nie sposób tych dwóch pozycji porównywać. Ale po kolei.
632 roku ery Forda. Ludzie powstają przy pomocy sztucznego zapłodnienia i od życia płodowego warunkowani są wewnątrz sześciu kast. Panuje kult rozrywki i somy, legalnego narkotyku, a relacje społeczne oparto na założeniu, że każdy należy do każdego. Pewnego razu dwoje ludzi przywozi z rezerwatu kobietę, która zaginęła kilkanaście lat wcześniej, oraz jej... syna. Konsekwencje zderzenia "zacofanego" światopoglądu młodego mężczyzny z hedonistycznie płytkimi ludźmi przyszłości są nie do przewidzenia.
Przeszkadzał mi brak głównego bohatera. Chwilami dominował Bernard, chwilami John. Sporo miejsca zabiera również historia Lindy. Leninie również ważnej roli odmówić nie można. Teoretycznie to nie powinien być problem. Gdyby uzyskano "kompromis" między postaciami. Ale gdy w jednym fragmencie jedna wychodziła na główny plan, a w drugim druga, to czułam jedynie dezorientację, szczególnie na początku. To samo ma się do większości rozdziału trzeciego. Otóż pocięto go w dosyć "filmowy" sposób, kadr dla jednego wątku, kadr dla drugiego dziejącego się równolegle. Napisane po mistrzowsku, zwiększa napięcie do granic możliwości... Tylko po co? No właśnie nie wiem. Bo równie dobrze można by to opisać z rozbiciem na tradycyjne akapity. Zamiast napalać czytelnika [bo taki jest główny skutek] na nic.
Teraz przejdziemy do zapowiadanego porównywania z Rokiem 1984. Obie te książki wymienia się w pierwszej kolejności jako "klasykę antyutopii". I obie faktycznie nią są. Z czego więc wypływa tak wielka różnica w odbiorze? Dlaczego Rok 1984 poruszył we mnie wszystkie struny, a jednocześnie nie pozwolił się oderwać, a Nowy wspaniały świat to raczej ciekawostka? Wiele przewidująca, ale nie wcale nie przeszywająca. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia. Wizja świata oddanego pogoni za przyjemnością, nie płytkiego, a zwyczajnie pustego, to wizja świata, który starają się stworzyć dzisiejsze media. To chyba jeden z nielicznych przypadków, gdy absurd przegrał z "powagą".
Przy pisaniu tej recenzji nasunęła mi też inna refleksja. Mimo że między tymi dwoma arcydziełami minęło tylko [piszę tylko, bo w końcu wówczas nie wydawano kilkudziesięciu książek fantastycznych rocznie] 15 lat. No i wojna. Mroczny obraz Roku 1984 inspirowany był bezpośrednio nią, jak i też komunizmem. Być może to dlatego przemawia do nas bardziej?
Jeśli chodzi o fantastykę, to dziś futurystyczne wizje Huxleya raczej śmieszą [helikoptery najpopularniejszym środkiem transportu?]. Jednakże kilka elementów, takich jak soma czy system kastowy, a przede wszystkim warunkowanie, do dziś inspiruje twórców.
Nowy wspaniały świat to z pewnością książka warta uwagi. Klasyk, którego wstyd nie znaać. Aczkolwiek sam motyw, uważam, lepiej wyeksploatowano w późniejszych powieściach. Taka lektura wciąż jednak może nas poruszyć i zainspirować. Czego też Wam życzę.
Przeszkadzał mi brak głównego bohatera. Chwilami dominował Bernard, chwilami John. Sporo miejsca zabiera również historia Lindy. Leninie również ważnej roli odmówić nie można. Teoretycznie to nie powinien być problem. Gdyby uzyskano "kompromis" między postaciami. Ale gdy w jednym fragmencie jedna wychodziła na główny plan, a w drugim druga, to czułam jedynie dezorientację, szczególnie na początku. To samo ma się do większości rozdziału trzeciego. Otóż pocięto go w dosyć "filmowy" sposób, kadr dla jednego wątku, kadr dla drugiego dziejącego się równolegle. Napisane po mistrzowsku, zwiększa napięcie do granic możliwości... Tylko po co? No właśnie nie wiem. Bo równie dobrze można by to opisać z rozbiciem na tradycyjne akapity. Zamiast napalać czytelnika [bo taki jest główny skutek] na nic.
Teraz przejdziemy do zapowiadanego porównywania z Rokiem 1984. Obie te książki wymienia się w pierwszej kolejności jako "klasykę antyutopii". I obie faktycznie nią są. Z czego więc wypływa tak wielka różnica w odbiorze? Dlaczego Rok 1984 poruszył we mnie wszystkie struny, a jednocześnie nie pozwolił się oderwać, a Nowy wspaniały świat to raczej ciekawostka? Wiele przewidująca, ale nie wcale nie przeszywająca. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia. Wizja świata oddanego pogoni za przyjemnością, nie płytkiego, a zwyczajnie pustego, to wizja świata, który starają się stworzyć dzisiejsze media. To chyba jeden z nielicznych przypadków, gdy absurd przegrał z "powagą".
Przy pisaniu tej recenzji nasunęła mi też inna refleksja. Mimo że między tymi dwoma arcydziełami minęło tylko [piszę tylko, bo w końcu wówczas nie wydawano kilkudziesięciu książek fantastycznych rocznie] 15 lat. No i wojna. Mroczny obraz Roku 1984 inspirowany był bezpośrednio nią, jak i też komunizmem. Być może to dlatego przemawia do nas bardziej?
Jeśli chodzi o fantastykę, to dziś futurystyczne wizje Huxleya raczej śmieszą [helikoptery najpopularniejszym środkiem transportu?]. Jednakże kilka elementów, takich jak soma czy system kastowy, a przede wszystkim warunkowanie, do dziś inspiruje twórców.
Nowy wspaniały świat to z pewnością książka warta uwagi. Klasyk, którego wstyd nie znaać. Aczkolwiek sam motyw, uważam, lepiej wyeksploatowano w późniejszych powieściach. Taka lektura wciąż jednak może nas poruszyć i zainspirować. Czego też Wam życzę.
Marre
źródło: cinemablend.com |
Autor: Aldous Huxley
Tytuł: "Nowy wspaniały świat"
Oryg. tytuł: "Brave New World"
Wydawnictwo: De Agostini/Altaya
Tłumaczenie: Bogdan Baran
Stron: 245
I wydanie: 1932 [PL - 1988]
Gatunek: antyutopia
Ocena: 6/10
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Czytam fantastykę
Historia z trupem
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu [231+2,1=233,1 cm]