sobota, 13 maja 2017

Joanna Bator "Japonia. Smaki i znaki" | O Japonii inaczej


Joanna Bator jest dla mnie dziwną autorką. To znaczy mój stosunek do niej jest dziwny. Jej powieści zawsze odrzucały mnie na kilometr. Natomiast dwie książki o Japonii, Japoński wachlarz oraz Rekin z Parku Yoyogi, wręcz przeciwnie - niesamowicie mnie intrygowały. I w końcu trafiły w ręce, co więcej: w jednym tomie. Przeczytałam i zakochałam się.

(Ostrzegam: to jest de facto recenzja dwóch książek, o których z osobna można już pisać długo, oraz trochę o wspólnym wydaniu. W związku z czym jest to prawdopodobnie rekordowy pod względem długości tekst na tym blogu. Nie zniechęcajcie się, błagam, i doczytajcie do końca. Mam nadzieję, że pomogą Wam w tym zdjęcia ;)).

Japoński wachlarz to owoc dwuletniego pobytu autorki w Japonii, gdzie przebywała jako stypendystka japońskiego ministerstwa kultury. Później powracała do tego kraju kilkukrotnie. To studium fascynacji obcą kulturą i jej powolnego odkrywania oraz zgłębiania. Joanna Bator starała się w nim oddać sposób myślenia Japończyków i przedstawić rzetelny obraz ich współczesnej kultury. Z kolei Rekin z Parku Yoyogi zawiera refleksje i dywagacje nad japońskim społeczeństwem oraz różnicami między Wschodem a Zachodem.



Japoński wachlarz


Część pierwsza jest dłuższa, zajmuje mniej więcej 350 z 550 stron. To o tyle ważne, że dla wielu mniej zaznajomionych z Japonią będzie niezbędna dla zrozumienia Rekina z Parku Yoyogi. Japoński wachlarz nie jest jednak klasyczną książką podróżniczą ani też reportażem o tym państwie. Autorka wychodzi od zwyczajnej, można by nawet rzec: naiwnej, fascynacji Japonii, co z początku nastroiło mnie dość ostrożnie. Na szczęście jednak owa fascynacja nie objawia się hurraoptymizmem w podejściu do problemów Kraju Kwitnącej Wiśni, a raczej zwiększyła tylko dociekliwość Joanny Bator. Co więcej, zdaje się ona zarażać czytelnika swoją pasją, tak że Japoński wachlarz czyta się z wypiekami na twarzy; od deski do deski, starając się nie uronić ani jednego szczególiku.


O Japonii i Japończykach

W literaturze faktu zawsze mocno zwracam uwagę na przejrzysty układ treści. I tutaj została on zachowany. Co nie oznacza, że jest nudno. Autorka rozpoczyna swoimi pierwszymi wrażeniami na temat kraju, obejmującymi lot do Tokio i pierwsze w nim chwile, a następnie w kolejnych rozdziałach opisuje charakter oraz wygląd tego miasta (lub próbuje to czynić). Mówi o tym, jak Tokijczycy mieszkają i jaki stosunek mają do najbliższego sąsiedztwa oraz przedstawia ich kulturę jedzenia (choć to raczej Kultura jest).



Tu według mnie kończy się pierwsza część książki, opisująca najważniejsze elementy codziennego życia Japończyków. I rozpoczyna druga, dużo bardziej refleksyjna i o mniej ogólnej tematyce. W tym momencie Japoński wachlarz przestaje być klasyczną książką podróżniczą; zaczynamy rozumieć, w jaki sposób wspomniane na okładce bycie "antropolożką kultury" wpływa na treść publikacji. Kolejne rozdziały poświęcone są odpowiednio subkulturze (o ile o takowej możemy mówić, bowiem Bator niejednokrotnie podkreśla, jak mocno takie ukute na Zachodzie terminy rozmijają się w Japonii z rzeczywistości) lolitek (która zaskakująco dużo mówi nam, o problemach, z jakimi musiały i muszą się mierzyć kobiety w japońskim społeczeństwie), "ideologii gender"* w wydaniu japońskim, gejszach oraz o tym, co ich obecność w japońskim społeczeństwie może powiedzieć nam o jego strukturze. Te trzy krótsze rozdziały są niejako wstępem do Wodnego świata, gdzie autorka łączy kwestie płci oraz... higieny. Po nim następuje jeszcze rozdział o języku, który, prawdę mówiąc, nie wiem, dlaczego został umieszczony właśnie w tym miejscu, bo moim zdaniem okazałby się dobrym pomostem pomiędzy dwoma wspomnianymi częściami. Całość wieńczy felieton Apetyt na kanibala, o którym jeszcze za chwilę.


Dzieło kompletne?

Autorce chyba naprawdę udało się przekazać zarówno wygląd codziennego życia, jak i sposób myślenia oraz problemy współczesnych Japończyków. No i atmosferę Tokio. Nie szukała w nim egzotyki i często krytykowała podobne podejście. Nie dała się zwieść promowanemu wizerunkowi kraju i nie skupiała się na romantycznej tradycji, jak zwykło się czynić. Można by się czepiać, że Bator pisze wyłącznie o Tokio; że to jakby oceniać Polskę przez pryzmat Warszawy (Boże, broń!). Skoro jednak nie można pisać o wszystkim, to jest to chyba najrozsądniejsze wyjście. Zwłaszcza, że autorka poznała Tokio od podszewki. Choć jakaś dobra publikacja o Japonii prowincjonalnej też by się na rynku przydała**.


Wschód-Zachód, Zachód-Wschód

Jak już wspomniałam, Apetyt na kanibala stanowi swoisty epilog do książki. Analizując głośną sprawę japońskiego studenta, który podczas wymiany w Paryżu zabił i zjadł swoją francuską koleżankę, Bator próbuje przedstawić obecne stosunki Wschodu z Zachodem. W pojedynkę to naprawdę ciekawy artykuł - wskazujący niepokojące tendencje do przeciwstawiania sobie tych dwóch kręgów kulturowych, skoncentrowanego na niezdrowym egzotyzowaniu zarówno jednej, jak i drugiej strony. To nietypowy przykład rasizmu, lecz nie mniej niebezpieczny niż ten najbardziej obecny w naszej świadomości, oparty na antagonizmie Biali-Czarni. Równocześnie Apetyt na kanibala można uznać za niespieszne wprowadzenie do Rekina z Parku Yoyogi.


Japoński wachlarz zachwycił mnie. To bardzo synkretyczna książka: łączy w sobie reportaż, a także elementy z pogranicza felietonu i eseju, okraszone dość mocno beletrystycznymi epizodami. Epizody te łączą się z największą zaletą dzieła: dbałością o szczegóły. Jest ono naszpikowane pełnymi drobnych detali opisami, luźnymi myślami oraz refleksjami, które budują bardzo specyficzny klimat i sprawiają, że nie naprawdę nie chce się uronić ani jednego słowa. I to one chyba odpowiedzialne są za to wrażenie kompletności książki - wrażenie dla mnie bardzo cenne po skończonej lekturze non-fiction. To pozycja inteligentna, aczkolwiek zrozumiała dla "japońskiego dyletanta"; refleksyjna i zabawna. Jedyna w swoim rodzaju :)



Rekin z parku Yoyogi


Z takimi odczuciami kończyłam lekturę Japońskiego wachlarza. Wymagania co do części drugiej, Rekina z parku Yoyogi, były więc wygórowane. I nie do końca zostały spełnione. Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że sam charakter książki jest zupełnie inny. To zbiór esejów nie tyle traktujący Japonię i jej zrozumienie jako cel, ale jako punkt wyjściowy do refleksji. Nie jest to dzieło kompletne, lecz pewien wyimek z rozważań autorki. Wypadający niestety przy Japońskim wachlarzu dość ubogo. Jako "solowy" zbiór byłby jak najbardziej satysfakcjonujący, ale połączenie go z wcześniejszą książką autorki nie było najlepszym pomysłem (o czym jeszcze za chwilę).


Niesamowitości - egzotyka różnie rozumiana

Ciekawy jest sam podział Rekina z parku Yoyogi na trzy części. W Niesamowitościach spotykamy się z tym, co w Japonii dziwne i niezrozumiałe dla Europejczyka, jak tytułowy rekin znaleziony w parku Yoyogi. Zawiera pytania o sedno japońskiej egzotyki i czy coś takiego w ogóle istnieje. (W całych Smakach i znakach ten temat jest wielokrotnie poruszany). Przez kilka esejów przewija się postać Harukiego Murakamiego i autorka zadaje pytania o to, co tak bardzo niejapoński pisarz może nam powiedzieć o współczesnej Japonii. A okazuje się, że może powiedzieć dużo.


Alegorie - Japonia a Polska

Najsłabiej wypadają Alegorie. W tej części autorka skupia się zarówno na Japonii, jak i Polsce; ta pierwsza traktowana jest w wielu miejscach czysto pretekstowo. Autorka łączy pozornie odległe od siebie tematy (Godzilla na ten przykład staje się symptomem*** problemu, jaki Japończycy mają z byciem podbijanymi i generalnie wojną - myśl nie taka głupia, jak wydaje się w pierwszej chwili). Takie nietypowe zestawienia nurtują, inspirują i zmuszają do refleksji. Warto też wspomnień, że przez wszystkie eseje przewija się problem katastrofy w Fukushimie, ujmowany z bardzo różnych stron.

Ale też właśnie w Alegoriach najbardziej uwidaczniają się prywatne poglądy Joanny Bator. Z jednej strony (i pisze to, choć pod względem światopoglądowym jestem od niej dość mocno oddalona) zaprezentowane są one z dużym wyczuciem i mimo że częstokroć autorka nie owija w bawełnę, to budzą szacunek. Z drugiej strony - wydają się znacznie mniej interesujące niż przemyślenia dotyczące stricte Japonii.

No może poza jednym. Poza porównaniami Japonii i Polski. O ile pierwszy kraj autorka potrafi opisać z olbrzymią dozą rzetelności, nie ukrywając przy tym własnej fascynacji, to takiego obiektywizmu nie starcza jej niestety na ojczyznę. Polska funkcjonuje tu wyłącznie jako symbol wszelakiej cebuli oraz buractwa. I o ile fragment o sushi w wydaniu polskim dobrze ilustruje zjawisko bezsensownego (i do tego źle wykonanego) kopiowania wzorców z innych kultur, a porównanie z tego typu restauracjami w Japonii uwydatnia kunszt i poświęcenie szefów tych drugich, to wielokrotnie wplatane uwagi, że w Polsce to brud, syf i malaria, albo "anegdotka" o rodakach podkradających "na wynos" jedzenie ze szwedzkiego bufetu, są jednak poniżej pewnego poziomu.


Heterotopie - co nam mówią otaku

Do klimatu Japońskiego wachlarza najbardziej nawiązuje część trzecia i ostatnia, czyli Heterotopie. To straszne na pierwszy rzut oka słowo oznacza dziwne miejsce, inne i niesamowite, w którym to, co zwykłe odbija się jak w krzywym zwierciadle, ukazując nową, zaskakującą twarz. [s. 362] Taką heterotopią dla Tokio jest (a raczej z tego, co się orientuję, była) jedna z jego dzielnic, Akihabara. Ośrodek handlu grami, elektroniką i wszystkim, o czym może zamarzyć prawdziwy otaku, czyli w dużym uproszczeniu fanatyczny miłośnik mangi, anime oraz wszelkich produktów z nimi powiązanych. Tutaj mała dygresyjka: dopiero Bator uświadomiła mi, że dotąd niepoprawnie używałam tego terminu. Jest on bowiem z gruntu pejoratywny i dopiero w pewnym momencie zaczął być używany jako neutralne określenie członka "animcowej" subkultury. I że w Japonii dotyczy przede wszystkim mężczyzn (kobiece określenie niestety gdzieś zgubiłam, wybaczcie).

Heteropie podobne są do Japońskiego wachlarza przede wszystkim ze względu na to, że w całości poświęcono je jednemu tematowi, analizując go z różnych stron. Niesamowite, jak prawdziwy wydaje się tytuł tej części. Joannie Bator naprawdę udało się, wychodząc od tak dziwnego tworu jak Akihabara, odnieść do różnych aspektów japońskiego życia. Fascynuje, jak wiele może o całym społeczeństwie powiedzieć subkultura otaku - grupa raczej lekceważona, wyobcowana, ale zaskakująco duża i prężnie się rozwijająca. Co takiego sprawia, że chłopcy pragną zostać na zawsze dziećmi i zamknąć się w swoich pokojach. Co w zewnętrznym świecie tak ich przeraża. O jakich problemach i patologiach społeczno-kulturowych to świadczy. I skąd wynika. Przy tym ostatnim pytaniu warto odnieść się jeszcze raz do wpływu drugiej wojny światowej na współczesną Japonię. Co ciekawe, tematowi temu autorka nie poświęciła osobnego rozdziału; przewija się on tylko przy okazji omawiania innych zagadnień i paradoksalnie to tylko podkreśla jego wagę.



Japoński wachlarz + Rekin z parku Yoyogi = ?


No właśnie. Nie sposób pisać o Smakach i znakach (swoją drogą: na pierwszy rzut oka to dosyć nijaki tytuł, ale po krótkiej analizie widać w nim głębszy sens: smaki to opisowy Japoński wachlarz, a znaki - refleksyjny Rekin...) i nie zastanowić się nad połączeniem dwóch tak różnych pozycji.

Ale zacznę inaczej, od rzeczy, które je łączą. Czyli przede wszystkim od stylu. Uwielbiam sposób, w jaki zostały napisane. To jeden z tych rzadkich przypadków, gdy zostałam absolutnie, wyjątkowo zachwycona. Pisałam już co nieco o synkretyzmie. Warto natomiast jeszcze wspomnieć o... całkowitym braku przypisów. Rzecz naprawdę rzadka w literaturze faktu, z którą dotąd się nie spotkałam. Autorka wszystko objaśnia w treści i efekt okazuje się naprawdę dobry: nic nie zaburza płynności lektury i można się jej oddać całkowicie. Choć rozważyłabym dodanie bibliografii gdzieś na końcu. Obojętnie jaka; byle by była kompletna i nie trzeba było szukać konkretnych pozycji w treści.



Rzadko w recenzjach wspominam o szacie graficznej - są one już wystarczające długie (spójrzcie na tę...), ale tutaj muszę. A konkretnie o ilustracjach, pełniących ważną rolę w odbiorze treści. Uwagę zwraca już sama kreska Przemysława Truścińskiego - nawiązująca mocno do japońskiej estetyki. Jednak nie pełnią one wyłącznie funkcji dekoracyjnej. Zwłaszcza w Rekinie... zwraca uwagę łączenie różnych elementów, swoiste kolaże, które, podobnie jak sama treść, zmuszają nas do pogłębionej refleksji.

Ale skończmy z formą, skupmy się na treści. I zadajmy pytanie: dlaczego połączono te dwie książki? Nie jest to dla mnie oczywiste. Z jednej strony: tak, to są dwie pozycje o Japonii pióra tej samej pisarki. To dużo. A i efekt końcowy zachwyca estetycznie. Ze strony merytorycznej to już jednak mniej logiczne. Japoński wachlarz oraz Rekina... odbierałam bowiem zupełnie inaczej. To przede wszystkim różne gatunki: pierwszy - reportaż, drugi - zbiór esei. Mam wrażenie również, że o ile część pierwsza nada się dla większości czytelników, to druga niekoniecznie. Japoński wachlarz jest znacznie mniej wymagający intelektualnie. Owszem, dla pełnego odbioru potrzeba tyle samo wysiłku jak do części drugiej, ale czysto teoretycznie można go traktować jako specyficzną książkę podróżniczą. I jako taka nada się dla każdego japoniofila. Tymczasem Rekin... nie przemówi do każdego, a wielu znudzi lub zwyczajnie zostanie przez nich niezrozumiany.

Całość proponuję zatem traktować jako intrygujące studium kulturoznawcze i antropologiczne. To chyba najpełniejsza możliwa charakterystyka Smaków i znaków w jednym zdaniu. Ale lepiej tak nie upraszczać. Tylko czytać.


Marre


*znaczące mrygnięcie

**Jeśli takową znacie, to czym prędzej mnie uświadomcie.

***W znaczeniu psychoanalitycznym symptom to treść nieświadoma, która dociera do świadomości w przekształconej formie. Symptomem może być na przykład atak duszności, którego pacjent doznaje tylko wtedy, gdy widzi swoją matkę krojącą ogórek na mizerię. [s. 424]


Autor: Joanna Bator
Tytuł: "Japonia. Smaki i znaki"

  • "Japoński wachlarz" (2004, 2011)
  • "Rekin z parku Yoyogi" (2014)
Seria wydawnicza: Poruszyć świat
Wydanie: W.A.B., 2016
Ilustracje: Przemysław Truściński "Trust"
Stron: 553
Rok I wydania zbiorczego: 2016
Gatunek: reportaż, eseje

Werdykt: polecam