Pewnie wiecie, że bardzo lubię Świat Dysku, ale sięgam po niego wyrywkowo, wykorzystując właściwie tylko okazje pożyczenia różnych tomów. W ten sposób udało mi się przeczytać ich siedem. Niedużo. Chciałabym więcej. Dlatego chętnie sięgnęłam po Przewodnik pani Bradshaw jako po nieoczywisty dodatek do lubianej serii. I tym mocniej się zawiodłam.
Przewodnik pani Bradshaw to Dyskowy odpowiednik serii przewodników dla podróżujących koleją, rozpoczętej w 1853 roku przez George'a Bradshaw i kontynuowanej długo po jego śmierci, a która należy do najbardziej znanych tego typu publikacji w historii. Czyli kolejny Dyskowy pastisz. W pierwszym jego rozdziale znajdziemy podstawowe informacje na temat kolei, a także garść praktycznych rad dotyczących podróżowania nią. Dalszą jego część stanowią relacje podróży po różnych trasach i opisy mijanych miejscowości.
Brzmi dobrze? Tak. I dobrze jest przez mniej więcej dwa rozdziały, tj. ów początkowy oraz podróż z Ankh-Morpork do Quirmu. Jest lekko, przyjemnie i nieco zabawnie. Choć, co warte odnotowania, nie zbyt zabawnie. Pod tym względem Przewodnik pani Bradshaw mnie zawiódł - oczekiwałam salw śmiechu, jak przy powieściach z cyklu, ale co najwyżej unosiłam kącik ust (JEDEN kącik ust). Do prawidłowego odbioru większości dowcipów nie potrzeba szczegółowej znajomości Świata Dysku, bo są one raczej "autonomiczne", nawiązania do konkretnych wydarzeń nie pojawiają się za często. Mimo to warto być świadomym geografii Dysku i nawiązań do naszego świata (jak to, że Quirm pod wieloma względami przypomina Francję itd.).
I być może, gdyby humor był lepszy, to kolejne rozdziały aż tak by nie nużyły. Tymczasem wszystkie napisane są według konkretnego schematu i nie znajdziemy w nich niestety żadnych fajerwerków. Najsłabiej wypadają listy punktów noclegowych, w których zbyt dużo opisów skupia się na nieznaczących szczegółach. Charakterystyki mijanych miejscowości składają się z krótkich ich opisów i dość nierównych poziomem anegdotek. Niektóre są nieciekawe do tego stopnia, że przyjemniej przyjrzeć się uważnie rewelacyjnym ilustracjom Petera Dennisa. Dlatego, mimo niewielkich rozmiarów, kończyłam tę książeczkę z prawdziwą ulgą.
Przewodnik pani Bradshaw zapowiadał się na ciekawy pastisz i, być może, drobną Pratchettowską satyrkę na turystykę, napisaną w bardzo ciekawej formie. Jednak większa jego część jest albo zbyt skrótowa, albo zbyt nijaka. Otrzymujemy więc typowy popłuczyny po znanym uniwersum. Szkoda. Ale przynajmniej zapamiętam, by odtąd sięgać już tylko po same powieści.
Marre
PS. A jeśli śledzicie mój fan page, to wiecie, że już czeka na mnie Czarodzicielstwo w wersji audio. Nie mogę się doczekać.
Przewodnik pani Bradshaw to Dyskowy odpowiednik serii przewodników dla podróżujących koleją, rozpoczętej w 1853 roku przez George'a Bradshaw i kontynuowanej długo po jego śmierci, a która należy do najbardziej znanych tego typu publikacji w historii. Czyli kolejny Dyskowy pastisz. W pierwszym jego rozdziale znajdziemy podstawowe informacje na temat kolei, a także garść praktycznych rad dotyczących podróżowania nią. Dalszą jego część stanowią relacje podróży po różnych trasach i opisy mijanych miejscowości.
Brzmi dobrze? Tak. I dobrze jest przez mniej więcej dwa rozdziały, tj. ów początkowy oraz podróż z Ankh-Morpork do Quirmu. Jest lekko, przyjemnie i nieco zabawnie. Choć, co warte odnotowania, nie zbyt zabawnie. Pod tym względem Przewodnik pani Bradshaw mnie zawiódł - oczekiwałam salw śmiechu, jak przy powieściach z cyklu, ale co najwyżej unosiłam kącik ust (JEDEN kącik ust). Do prawidłowego odbioru większości dowcipów nie potrzeba szczegółowej znajomości Świata Dysku, bo są one raczej "autonomiczne", nawiązania do konkretnych wydarzeń nie pojawiają się za często. Mimo to warto być świadomym geografii Dysku i nawiązań do naszego świata (jak to, że Quirm pod wieloma względami przypomina Francję itd.).
I być może, gdyby humor był lepszy, to kolejne rozdziały aż tak by nie nużyły. Tymczasem wszystkie napisane są według konkretnego schematu i nie znajdziemy w nich niestety żadnych fajerwerków. Najsłabiej wypadają listy punktów noclegowych, w których zbyt dużo opisów skupia się na nieznaczących szczegółach. Charakterystyki mijanych miejscowości składają się z krótkich ich opisów i dość nierównych poziomem anegdotek. Niektóre są nieciekawe do tego stopnia, że przyjemniej przyjrzeć się uważnie rewelacyjnym ilustracjom Petera Dennisa. Dlatego, mimo niewielkich rozmiarów, kończyłam tę książeczkę z prawdziwą ulgą.
Przewodnik pani Bradshaw zapowiadał się na ciekawy pastisz i, być może, drobną Pratchettowską satyrkę na turystykę, napisaną w bardzo ciekawej formie. Jednak większa jego część jest albo zbyt skrótowa, albo zbyt nijaka. Otrzymujemy więc typowy popłuczyny po znanym uniwersum. Szkoda. Ale przynajmniej zapamiętam, by odtąd sięgać już tylko po same powieści.
Marre
PS. A jeśli śledzicie mój fan page, to wiecie, że już czeka na mnie Czarodzicielstwo w wersji audio. Nie mogę się doczekać.
Autor: Terry Pratchett
Tytuł: "Przewodnik pani Bradshaw. Ilustrowany przewodnik po drogach żelaznych"
Oryg. tytuł: "Mrs Bradshaw's Handbook"
Cykl: "Świat Dysku"Wydanie: Prószyński i S-ka, 2016
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Ilustracje: Peter Dennis
Stron: 141
Rok I wydania: 2014 (PL - 2016)
Gatunek: fantasy
Werdykt: nie polecam