środa, 10 czerwca 2015

[134] Terry Pratchett - POMNIEJSZE BÓSTWA | Wierzysz w boga czy w strukturę?

Autor: Sir Terry Pratchett
Tytuł: "Pomniejsze Bóstwa"
Oryg. tytuł: "Small Gods"
Seria: "Świat Dysku" [tom 13.]
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Stron: 295
I wydanie: 1992 [PL - 2001]
Gatunek: fantasy humorystyczne
Ocena: 7/10








Moje trzecie spotkanie ze Światem Dysku i czwarte z twórczością Terry'ego Pratchetta. Nie gorsze od poprzednich i z pewnością nie ostatnie.

W chwilę później żółw odkrywa, że świat oddala się od niego. I widzi ten świat po raz pierwszy - już nie z wysokości jednego cala nad gruntem, ale z pięciuset stóp. I myśli: Jakimż wspaniałym przyjacielem jest orzeł. I wtedy orzeł go puszcza.

Wielki Bóg Om pewnego pięknego [no dobra, dla niego średnio pięknego dnia] budzi się w postaci żółwia niesionego w pazurach orła, który chcąc się dobrać do jego z pewnością atrakcyjnej zawartości skorupy, postanawia zrzucić go ze znacznej wysokości. Szczęście chce, że bóstwo ląduje na jedynej miękkiej powierzchni na terenie całej Cytadeli, siedziby zwierzchnictwa wyznającej go religii - kupie kompostu. Żółw powoli uświadamia sobie, że wszyscy wyznawcy Wielkiego Oma tak naprawdę w niego nie wierzą. No może nie wszyscy. Okazuje się bowiem, że jego ostatnią szansą jest nieco przygłupi, ale obdarzony pamięcią absolutną i nade wszystko wierny chłopiec o imieniu Brutha. Wspólnie muszą wymyślić plan odzyskania wiernych... I nie dać się zabić.

Nie Będziesz Spożywał Mięsa Żółwi.
Dla Własnego Dobra Lepiej Podnosił Będziesz Żółwie w Nieszczęściu o Niósł Je Tam, Gdzie Zechcą, Chyba że, To Ważne, Jesteś Orłem.

Pomniejsi bogowie zapewnili mi dużo więcej humoru niż Piekło pocztowe. Brutha niesamowicie bawi swoją nieporadnością [nazwijmy to tak ładnie], za to Om jest pyskaty i te chwile, gdy krzyczy do kogoś, kto go nie słyszy... Bezcenne :) Najbardziej rozwalały mnie właśnie te momenty, kiedy Wielki Bóg Om... robił coś bardzo żółwiego. No bo czy poniższe zdanie nie jest rozczulające? Chociaż i tak nic nie przebije dialogów Bruthy z Omem: istny majstersztyk, riposty celne i skłaniające do zastanowienia. Z pozostałych bohaterów na uwagę zasługuje małomówny mnich Lu-Tze (małomówny, bo przez całą książkę po za dwoma scenami się nie odzywa ;)) oraz sprzedawca wszystkiego, co się da zatknąć na patyku, oraz tak nieżywych jogurtów, że Rękę Sobie Odrąbię.

Wielki Bóg Om leżał z łapkami w powietrzu w koszu stojącym w którejś z kuchni.

Oczywiście tym razem musiałam trochę mocniej przymknąć oko na poglądy sir Pratchetta na religię, ale kilka spostrzeżeń naprawdę mnie zafrasowało. Na przykład to, które zawarłam w tytule. No bo problem Oma, w całym swym komizmie, to tak naprawdę problem, w kogo, a raczej w co wierzymy. W Boga czy w strukturę?

Żółw porusza się z taką prędkością, jaka wystarcza do polowania na sałatę.

Oczywiście, jak zawsze u Pratchetta, czytało się świetnie. No może oklapło trochę pod koniec, ale ostatni fragment ze starym Bruthą - bezcenny. Akcja idzie do przodu bez zbędnych dłużyzn. Książka naprawdę warta lektury. Polecam.

Marre

Piękna grafika, od teraz będzie chyba przy każdej mojej recenzji "Świata Dysku"
źródło: dedroidfy.blogspot.com