Istnieje grupa powieści trudnych, męczących, ale przez to niezwykle satysfakcjonujących. Które hipnotyzują, ale swoją formą uniemożliwiają "wciągnięcie się". Ale które, w miarę jak odkrywamy, że nie mamy do czynienia wyłącznie z piękną wydmuszką, zwyczajnie zachwycają. I Kruso do nich należy.
Hiddensee to niemiecka wyspa na Bałtyku, położona na zachód od Rugii. W czasach NRD była nieoficjalnym skupiskiem różnorakich wyrzutków społecznych, którzy zatrudniali się w roli pracowników sezonowych, oraz miejscem, skąd wypływali ludzie usiłujący uciec do Szwecji. To tam, przeżywszy załamanie nerwowe po utracie ukochanej G., udaje się główny bohater powieści, Ed. Zostaje pomywaczem w knajpie "U Klausnera", gdzie poznaje grono wybitnych indywiduów, w tym Krusa - lokalny autorytet i guru społeczności espezetów, czyli sezonowych pracowników zawodowych. Zostaje jego przyjacielem i wprowadza Eda w sekrety funkcjonowania wyspy. Nikt nie wie jednak, że lato 1989 roku będzie ostatnim takim latem na Hiddensee*.
Powieść, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało w odniesieniu do nurtu realizmu magicznego, jest częściowo oparta na faktach. Lutz Seiler, podobnie jak Ed, spędził lato 1989 na Hiddensee, pracując w tym samym lokalu na tym samym stanowisku. W rezultacie otrzymujemy w Kruso drobiazgowy opis życia "U Klausnera" oraz ludzi z nim związanych. Owa charakterystyka wraz z przemianą bohatera pod wpływem przyjaźni z Kruso składają się na pierwszą połowę książki.
Główny bohater Wszyscy bohaterowie balansują pomiędzy zwykłym dziwactwem a kompletnym szaleństwem. W społeczności espezetów zdaje się to nie mieć jednak znaczenia. Gdy Ed przybywa na wyspę, mocno wyróżnia się jego neurotyczność, obsesyjne myśli o skakaniu (co może wskazywać na nieudaną próbę samobójczą) oraz nawoływanie kota (czy to G.?), ale w miarę pobytu na Hiddensee mijają one. Bohaterowi wciąż daleko do normalności, ale zdaje się on wewnętrznie ze sobą pogodzony. Jak i reszta postaci. Szaleństwo wydaje się w tym świetle wyłącznie pewnym środkiem ekspresji problemów typowych dla każdego człowieka. W otoczeniu podobnych osób przestaje ono komukolwiek przeszkadzać. A może to tylko my, ludzie ograniczeni, uwikłani w prozę życia, postrzegamy w ten sposób jednostki naprawdę wolne?
Aklimatyzację ułatwia Edowi Kruso, człowiek stanowiący swoiste uosobienie wyznawanych przez espezetów wartości i symbol Hiddensee. Stają się oni bliskimi przyjaciółmi, łączy ich podobna (nad)wrażliwość oraz cierpienie po utracie ukochanej kobiety (dziewczyny i siostry). Sam Ed porównuje ich relację do relacji Piętaszek-Crusoe, ale choć z początku wiemy, kto jest kim, to później role wielokrotnie się odwracają, a ostatecznie bohaterowie zdają się zlewać w jedną osobę. Gdy po latach spotykamy Eda, Kruso wciąż jest w nim obecny.
Z książki wypływa obraz Hiddensee jako ostatniego miejsca dla ludzi, którzy dusili się w szarym NRD, którzy pragnęli czegoś więcej, pragnęli wolności, będąc uwięzionymi w komunistycznym państwie. Wydaje się, że na charakter tej wyspy wpływa obecność na horyzoncie innej, duńskiego Møn. Gdyby spojrzeć od jego strony, Hiddensee stanowi ostatni przyczółek za Żelazną Kurtyną. Espezeci świadomie poniekąd wyrzekli się wolności, ciesząc się samą jej perspektywą. Może wiedzieli, że Zachód to wyłącznie ułuda, że wolnym nie można być nigdzie, oprócz własnego serca?
Dlatego koniec Żelaznego Kurtyny jest również końcem Hiddensee. Przemiany ustrojowe stają się początkiem dramatycznych wydarzeń na wyspie w drugiej połowie książki. A jednostki takie jak Kruso muszą przeminąć wraz z nią. W ostatnich słowach powieści: Wszystkie granice były otwarte. Otwarte od wielu dni. [s. 342] wybrzmiewa olbrzymia doza smutku. Bo bez granic załamuje się pojęcie wolności.
No dobrze, to były ostatnie słowa powieści, ale nie jej koniec. Pozostaje bowiem epilog. Po kilku latach Ed pragnie dowiedzieć się, co się stało z siostrą Crusa. Owe poszukiwania uwidaczniają nam, jak wiele z tamtego okresu pozostało w bohaterze, mimo że on samo dość mocno się zmienił. Styl jest prosty, narracja uporządkowana. Brakuje mi nieco wyjaśnienia, na ile jest to skutek końcowych wydarzeń, a na ile upływu czasu. Ważne jest jednak, iż idee Hiddensee nie umarły wraz z nią, że wciąż żyją w osobach takich jak Ed.
Bardzo ważny w Kruso jest styl i może on być powodem tego, iż nie wszyscy przez książkę przebrną. Gdyby zachwycał mnie choć odrobinę mniej, pewnie też bym dała sobie w którymś momencie spokój. Ale zachwyca(ł) bardzo. Z jednej strony Seiler jest w opisach bardzo szczegółowy, a z drugiej - bardzo poetycki (zdziwiłabym się zresztą, gdyby w powieści uznanego poety owej poetyckości zabrakło). Wspaniale oddaje lekko oniryczny klimat oraz szaleńcze postrzeganie świata przez Eda, ale równocześnie znacznie utrudnia lekturę. Jest również Kruso utworem mocno intertekstualnym; Seiler odwołuje się do wielu mniej znanych pisarzy czy poetów, tak że muszę Wam wyznać, iż prawdopodobnie połowy kontekstu nie wyłapałam z braku ich znajomości. Nie wydaje mi się ona konieczna, ale na pewno stanowczo wzbogaca odbiór powieści.
To samo tyczy się wierszostanów Eda (które są dokładnie tym, na co wskazuje nazwa) oraz długich monologów postaci. Warto również zadać sobie pytanie, czy filozoficzne, na wpół obłąkańcze, dysputy, które oni prowadzą, są ważne same przez się, czy warto poszukiwać w nich drugiego dna? Czy stanowią może przede wszystkim świadectwo problemów, z którymi borykają się postacie, ich dramatów i złamanych życiorysów?
Na zakończenie zwróciłabym jeszcze tylko uwagę na jedyny aspekt, który mnie nie zadowolił. Na rolę wyspiarzy w powieści. Są oni w niej obecni jakby z konieczności, ale nie dowiadujemy się niemal nic o ich roli w społeczności espezetów i ich stosunku do nich. Do końca czekałam, czy autor poruszy ten temat, ale niestety tego nie zrobił. Szkoda.
Ale całościowo Kruso jest powieścią naprawdę dobrą. Trudną, nie dla każdego, ale satysfakcjonującą. Taką, którą można czytać po kilka razy i wciąż odkrywać w niej nowe motywy oraz elementy. Osadzona mocno w historii Niemiec, zadaje ważne pytania na temat wolności w jakiejkolwiek epoce. To jeden z najlepszych debiutów (powieściowych), jakie dane mi było czytać. Polecam.
Marre
*Wszelkie informacje w recenzji wyglądające na fakty pochodzą z Wikipedii ;)
PS. To, że książka taka jak Kruso stała się w Niemczech bestsellerem, dobrze świadczy o "narodowym guście" naszych zachodnich sąsiadów :)
Hiddensee to niemiecka wyspa na Bałtyku, położona na zachód od Rugii. W czasach NRD była nieoficjalnym skupiskiem różnorakich wyrzutków społecznych, którzy zatrudniali się w roli pracowników sezonowych, oraz miejscem, skąd wypływali ludzie usiłujący uciec do Szwecji. To tam, przeżywszy załamanie nerwowe po utracie ukochanej G., udaje się główny bohater powieści, Ed. Zostaje pomywaczem w knajpie "U Klausnera", gdzie poznaje grono wybitnych indywiduów, w tym Krusa - lokalny autorytet i guru społeczności espezetów, czyli sezonowych pracowników zawodowych. Zostaje jego przyjacielem i wprowadza Eda w sekrety funkcjonowania wyspy. Nikt nie wie jednak, że lato 1989 roku będzie ostatnim takim latem na Hiddensee*.
Pierwsza połowa
Powieść, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało w odniesieniu do nurtu realizmu magicznego, jest częściowo oparta na faktach. Lutz Seiler, podobnie jak Ed, spędził lato 1989 na Hiddensee, pracując w tym samym lokalu na tym samym stanowisku. W rezultacie otrzymujemy w Kruso drobiazgowy opis życia "U Klausnera" oraz ludzi z nim związanych. Owa charakterystyka wraz z przemianą bohatera pod wpływem przyjaźni z Kruso składają się na pierwszą połowę książki.
Aklimatyzację ułatwia Edowi Kruso, człowiek stanowiący swoiste uosobienie wyznawanych przez espezetów wartości i symbol Hiddensee. Stają się oni bliskimi przyjaciółmi, łączy ich podobna (nad)wrażliwość oraz cierpienie po utracie ukochanej kobiety (dziewczyny i siostry). Sam Ed porównuje ich relację do relacji Piętaszek-Crusoe, ale choć z początku wiemy, kto jest kim, to później role wielokrotnie się odwracają, a ostatecznie bohaterowie zdają się zlewać w jedną osobę. Gdy po latach spotykamy Eda, Kruso wciąż jest w nim obecny.
Wolność
Z książki wypływa obraz Hiddensee jako ostatniego miejsca dla ludzi, którzy dusili się w szarym NRD, którzy pragnęli czegoś więcej, pragnęli wolności, będąc uwięzionymi w komunistycznym państwie. Wydaje się, że na charakter tej wyspy wpływa obecność na horyzoncie innej, duńskiego Møn. Gdyby spojrzeć od jego strony, Hiddensee stanowi ostatni przyczółek za Żelazną Kurtyną. Espezeci świadomie poniekąd wyrzekli się wolności, ciesząc się samą jej perspektywą. Może wiedzieli, że Zachód to wyłącznie ułuda, że wolnym nie można być nigdzie, oprócz własnego serca?
Dlatego koniec Żelaznego Kurtyny jest również końcem Hiddensee. Przemiany ustrojowe stają się początkiem dramatycznych wydarzeń na wyspie w drugiej połowie książki. A jednostki takie jak Kruso muszą przeminąć wraz z nią. W ostatnich słowach powieści: Wszystkie granice były otwarte. Otwarte od wielu dni. [s. 342] wybrzmiewa olbrzymia doza smutku. Bo bez granic załamuje się pojęcie wolności.
Potem
No dobrze, to były ostatnie słowa powieści, ale nie jej koniec. Pozostaje bowiem epilog. Po kilku latach Ed pragnie dowiedzieć się, co się stało z siostrą Crusa. Owe poszukiwania uwidaczniają nam, jak wiele z tamtego okresu pozostało w bohaterze, mimo że on samo dość mocno się zmienił. Styl jest prosty, narracja uporządkowana. Brakuje mi nieco wyjaśnienia, na ile jest to skutek końcowych wydarzeń, a na ile upływu czasu. Ważne jest jednak, iż idee Hiddensee nie umarły wraz z nią, że wciąż żyją w osobach takich jak Ed.
Szczegółowo i poetycko
Bardzo ważny w Kruso jest styl i może on być powodem tego, iż nie wszyscy przez książkę przebrną. Gdyby zachwycał mnie choć odrobinę mniej, pewnie też bym dała sobie w którymś momencie spokój. Ale zachwyca(ł) bardzo. Z jednej strony Seiler jest w opisach bardzo szczegółowy, a z drugiej - bardzo poetycki (zdziwiłabym się zresztą, gdyby w powieści uznanego poety owej poetyckości zabrakło). Wspaniale oddaje lekko oniryczny klimat oraz szaleńcze postrzeganie świata przez Eda, ale równocześnie znacznie utrudnia lekturę. Jest również Kruso utworem mocno intertekstualnym; Seiler odwołuje się do wielu mniej znanych pisarzy czy poetów, tak że muszę Wam wyznać, iż prawdopodobnie połowy kontekstu nie wyłapałam z braku ich znajomości. Nie wydaje mi się ona konieczna, ale na pewno stanowczo wzbogaca odbiór powieści.
To samo tyczy się wierszostanów Eda (które są dokładnie tym, na co wskazuje nazwa) oraz długich monologów postaci. Warto również zadać sobie pytanie, czy filozoficzne, na wpół obłąkańcze, dysputy, które oni prowadzą, są ważne same przez się, czy warto poszukiwać w nich drugiego dna? Czy stanowią może przede wszystkim świadectwo problemów, z którymi borykają się postacie, ich dramatów i złamanych życiorysów?
W sumie
Ale całościowo Kruso jest powieścią naprawdę dobrą. Trudną, nie dla każdego, ale satysfakcjonującą. Taką, którą można czytać po kilka razy i wciąż odkrywać w niej nowe motywy oraz elementy. Osadzona mocno w historii Niemiec, zadaje ważne pytania na temat wolności w jakiejkolwiek epoce. To jeden z najlepszych debiutów (powieściowych), jakie dane mi było czytać. Polecam.
Marre
*Wszelkie informacje w recenzji wyglądające na fakty pochodzą z Wikipedii ;)
PS. To, że książka taka jak Kruso stała się w Niemczech bestsellerem, dobrze świadczy o "narodowym guście" naszych zachodnich sąsiadów :)
***
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję
Wydawnictwu Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Tytuł: "Kruso"
Oryg. tytuł: "Kruso"
Seria wydawnicza: Seria z żurawiem
Wydanie: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2017
Tłumaczenie: Dorota Stroińska
Stron: 375
Rok I wydania: 2014 (PL - 2017)
Gatunek: literatura współczesna
Werdykt: polecam - nie polecam