Steampunk jest jedną z moich ulubionych fantastycznych konwencji, ale od dawna czułam brak takowej powieści z rodzimego podwórka w odpowiedni sposób osadzonej w naszej kulturze oraz historii. Dlatego też ucieszyłam się bardzo na wieść o premierze Czterdzieści i cztery. (Już sam tytuł robi to dobrze ;)). I przeczytawszy je, stwierdzam, że moja radość była jak najbardziej uzasadniona.
Alternatywna Europa, rok 1844. Odkrycie energii próżni (zwanej też etherem - dlaczego nie eterem?!) zmieniło losy świata. Mocarstwa kolonizują równoległe światy, następuje gwałtowny rozwój technologii. Tymczasem Eliza Żmijewska - weteranka powstania listopadowego, kuzynka Emilii Plater i ostatnia kapłanka Żmija - podróżuje do Londynu, aby wykonać wyrok śmierci wydany na bogatego przemysłowca, a jej dawnego przyjaciela, Konrada Załuskiego, przez samego Juliusza Słowackiego. Jednak Eliza nie zna całej prawdy i nie przewiduje, iż wkrótce znajdzie się w centrum epokowych przemian.
Obrzęd dziadów w środku rewolucji lutowej
W tym opisie chciałam jak najgłębiej oddać dziwaczną mieszankę, jaką serwuje nam Krzysztof Piskorski, ale wiem, że mi się to nie udało. Bo dla sprawiedliwości należałoby dorzucić gadającą głowę, owadopodobną obcą rasę, żyjące truchło Napoleona (pardon moi), obrzęd dziadów w środku rewolucji lutowej, polityczne rozgrywki wieszczów, poetę stojącego na czele tajnej organizacji broniącej świata przed światami równoległymi (a inspirowanej luddystami)... Tak na dobry początek.
Jednocześnie w tym szaleństwie jest metoda i świat Czterdzieści i cztery naprawdę nie traci nic na spójności. Autor pomysły miał szalone, ale skleił je ze sobą w bardzo logiczny i przemyślany sposób. Z jednej strony odwołuje się do najbardziej sztampowych motywów steampunku (jak obowiązkowa chyba obecność Ady Lovelace) czy powieści przygodowej, ale według mnie jest to w pełni świadomy zabieg i niejednokrotnie bawi się tymi schematami. Jak wtedy, gdy główna bohaterka poszukując w gazecie zaszyfrowanej wiadomości... znajduje trzy.
Podobną lekkość i zabawę widać również w wykorzystaniu zdarzeń i postaci historycznych. Nawiązanie nie są może najsubtelniejsze, ale na pewno ciekawe. William Turner maluje bramy etherowe w deszczu, Napoleon nie zmarł na Wyspie św. Heleny, a Byron w Grecji, natomiast rok 1844 jest rokiem początku Wiosny Ludów.
Jednak nie ma sensu ukrywać, że osią fabuły Czterdzieści i cztery jest ultrazłożony plan odzyskania przez Polskę niepodległości. W celu jego ułożenia Krzysztof Piskorski wykorzystał wszystkie możliwości stworzonego przez siebie świata. Jednocześnie, co warte uwagi, nie podąża w stronę "mokrego snu o potężnej Rzeczypospolitej", a zadaje pytanie: Ile można poświęcić dla niepodległej ojczyzny?
Jak tu nie kochać Mickiewicza czy gadającej głowy
Pewną zabawę schematami widać również w kreacji głównej bohaterki, która dość mocno balansuje na granicy bycia "typową bohaterką przygodowego fantasy" (żeby nie napisać "merysujką"). Silna, niezależna, wyemancypowana, z traumą oraz dwojgiem mężczyzn do wyboru, a w dodatku kapłanka pradawnego bóstwa... Brzmi jak przepis na bardzo słabą protagonistkę. Tym bardziej zaskakujące, jak dobrze wpasowuje się ona w tę dziwną historię i jak zgrabnie prowadzi ją autor. Jej zachowanie wynika bezpośrednio z doświadczeń życiowych, nie jest nieomylna i najzwyczajniej budzi sympatię. (A faceci... Chlip, chlip ;)). Może się mylę, ale po krótkim zastanowieniu kwalifikuję to jako kolejne nawiązanie do schematu, a nie błąd. Natomiast poczytałabym więcej o roli i problemach kobiet w tym świecie. Wnioskuję, że rewolucja etherowa przyspieszyła proces emancypacji, lecz z drugiej strony nieobecność takiego wątku jest niemożliwością. Ale, co muszę przyznać, to chyba jedyny naprawdę zaniedbany element powieści.
Dużo ciekawsi od Elizy są jednak bohaterowie drugoplanowi. I tutaj uwaga: pomimo dość mocnego osadzenia powieści w klasycznym nurcie przygodowym, nie znajdziemy w niej czarnych bohaterów. Mamy gigantyczne zagrożenie, ale jest ono spowodowane błędami (nie)zwykłych ludzi. Nie są oni idealni, co w połączeniu z interesująco zarysowanymi charakterami sprawia, iż ciężko którejś ze znaczniejszych postaci nie polubić. Najciekawsze są oczywiście te istniejące w rzeczywistości (Mickiewicz! *.*), choć na przykład taki lord Byron nieco mnie zawiódł. Z przyjemnością przeczytałabym, jak Piskorski przedstawiłby bujne życie towarzyskie tego poety (zwłaszcza, że w publicznej świadomości dość mocno wyolbrzymione). Ale tego rodzaju "chciejki" nie świadczą tyle o niedociągnięciach, co raczej o stopniu zaangażowania czytelnika w fabułę.
Po prostu inteligentna rozrywka
Ale Czterdzieści i cztery nie byłoby nawet w połowie tak pasjonujące, gdyby nie świetnie przedstawione sceny akcji. I pisze Wam to osoba, która za nimi nie przepada. Tutaj miejsce na małą dygresję, bo musicie wiedzieć, że nudzą mnie dłuższe opisy akcji i mam godny potępienia nawyk omijania ich. Tutaj absolutnie nie musiałam tego robić, gdyż autor idealnie potrafi wyważyć proporcje poszczególnych elementów, tworząc niezwykle wciągającą całość. Taki też jest sam styl: nieprzekombinowany, ale i nie zbyt prosty. Zwyczajnie adekwatny do treści.
Z drugiej strony... brakuje mi odrobiny dramatyzmu. Ta historia jest tak sympatyczna, że niemal od początku wiadomo, iż właściwie nic poważnie strasznego się nie wydarzy. Wiadomo, że ktoś będzie musiał zginąć, ale nawet, jeśli budził naszą ogromną sympatię, jego śmierć nie wzbudzi za dużych emocji. Zainteresowanie nie jest budowane na napięciu, a na ciekawości, co jeszcze autor wymyśli. To też jest jakieś wyjście, aczkolwiek dla mnie nieco gorsze. Zwłaszcza że jedno drugiego nie wyklucza.
Co tu pisać więcej? Czterdzieści i cztery to inteligentna rozrywka, udanie bawiąca się schematami i budująca za ich pomocą nową jakość. I to pomimo pewnych niedociągnięć. Idealna lektura, aby odprężyć się, ale nie zgłupieć. Polecam.
Marre
Zobacz także:
Autor: Krzysztof Piskorski
Tytuł: "Czterdzieści i cztery"
Cykl: "Świat Etheru" (2/?)
Wydanie: Wydawnictwo Literackie, 2016
Stron: 547
Rok I wydania: 2016
Gatunek: steampunk, historia alternatywna
Werdykt: polecam