Autor: Andrzej Sapkowski
Tytuł: "Sezon Burz"
Wydawnictwo: SUPERNOWA
Rok wydania: 2013
Stron: 404
Gatunek: fantastyka, fantasy
Ocena: 6/10
Do "Sezonu Burz" podchodziłam z mieszanymi uczuciami. Jeszcze przed jego zakupem przeczytałam wiele opinii, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Fanatyczni fani twierdzili, że to niesamowite uzupełnienie "Sagi...", inni, że to książka napisana dla pieniędzy. Ja skłaniam się ku tej pierwszej opinii.
Geralt po zakończeniu jednego ze swoich zleceń, przybywa do miasta Kerack, by nieco odpocząć. Nie wie, że jego pobyt tam stanie się początkiem płomiennego romansu, że zostanie wplątany w sprawy czarodziejów oraz spisek królobójczy. A wszystko z powodu dwóch skradzionych mieczy. Wiedźmińskich mieczy.
Uważam, że jako jedna z nielicznych mogę sprawiedliwie ocenić "Sezon Burz", ponieważ jestem dopiero co po lekturze "Sagi o Wiedźminie". Jednak pod względem odniesienia do serii jestem niebo zawiedziona. Spodziewałam się powrotu do początków, do pierwotnych opowiadań, ich nastroju i lekkości. "Sezon Burz" znajduje się natomiast gdzieś pomiędzy. Niby przygody przypominają te z opowiadań, lecz jest tu jakaś mroczność, która nie występowała w nich. Moim zdaniem seria o wiedźminie dojrzała po prostu w autorze i nie może już być po prostu zabawna. Pisarz patrzył na nią już z punktu widzenia wygenerowanego świata z misternie opisanymi w samej sadze państwami i ich problemami.
Pragnę odeprzeć również zarzut jakoby "Sezon Burz" został napisany dla pieniędzy. Moim zdaniem pan Sapkowski w ogóle nigdy nie zamierzał napisać tej historii, tylko ona po prostu "urosła" w nim. Traktuję ją jako swoisty fanfick autora do własnej twórczości. I to fanfick najwyższych lotów.
Akcja "Sezonu Burz" toczy się wartko; przygoda przechodzi płynnie jedna w drugą, zostawiając jednocześnie trochę czasu, by czytelnik mógł odpocząć. Ponownie spotykamy się ze starymi, świetnie opracowanymi bohaterami, poznajemy też wielu nowych. Dla mnie mistrzowskimi popisami kunsztu literackiego są interludia, w tym dwa najlepsze z postacią Nimue, którą wielu może już skądś kojarzyć...
Ogólnie powieść jest jednak trochę słabsza od pozostałych, co oczywiście nie znaczy, że zła. Niektóre momenty mnie irytowały, ale po skończonej lekturze nie pozostały one zbyt długo w mojej głowie. Ze względu na pewne fragmenty i ogólną kolejność pisania, zalecam czytać tę część jako ostatnią.
Polecam.
Marre