Jakoś nigdy dużo uwagi nie poświęcałam Baśniom braci Grimm. Oczywiście, znam te najpopularniejsze i dobrze zdaję sobie sprawę, że najmilsze to one nie były. Zawsze jednak należałam do teamu Andersena. Dlatego to wydanie uznałam za świetną okazję do nadrobienia tych elementarnych zaległości.
Najpierw należałoby wyjaśnić, co właściwie oznacza to bez cenzury. Baśnie Braci Grimm słyną ze swojej brutalności, ale nie raz łagodzono je ze względu na młodych odbiorców. W tym wypadku widać, że autorowi zależało na dwóch rzeczach. Po pierwsze przełożyć baśnie na współczesny, nietrącący myszką język, naprawiając przy okazji zaskakująco liczne błędy logiczne oraz narracyjne. Jednocześnie chciał jak najmniej zmienić oryginał. Fakt, mnóstwo mamy baśni, które obok pierwowzoru nawet nie stały. Pod tym względem Pullman spisał się wspaniale: jeśli ktoś ma ochotę na przystępną wersję klasyki może po to wydanie sięgać bez wahania. Spóźnialskim napiszę tylko, że to świetny pomysł na prezent.
Ale teraz przejdę do mniej przyjemnej części. Po lekturze powyższego akapitu należy zadać sobie pewne pytanie: to z której strony Philipa Pullmana może uznać za autora tej książki. Jak dla mnie z żadnej. I tu ujawnia się świetnie wszystkim znana skłonność naszego przemysłu wydawniczego do przesadzania w promocji. Na krótką metę zwiększy to sprzedaż pozycji, ale w dłuższej perspektywie efekt już taki dobry nie będzie. Wydawnictwo Albatros pojechało po nazwisku autora. Gdyby nie fakt, że jego dosyć kontrowersyjną trylogię Mroczne materie wpisano na listę 100 BBC, zyskała światowy rozgłos, a na podstawie pierwszego tomu nakręcono film, to z pewnością nie oglądalibyśmy tej wersji Baśni braci Grimm na półkach polskich księgarni.
Dlaczego więc nie dostaliśmy czegoś o tytule: Baśnie braci Grimm dla dorosłych i młodzieży. Bez cenzury. Opracował Philip Pullman? Doskonale zdaję sobie sprawę, że przynajmniej raz w miesiącu muszę narzekać niczym stetryczała staruszka na podobne zabiegi, ale skoro inni tego nie robią, to czuję się w obowiązku. Po raz kolejny sięgnęłam po książkę, oczekując czegoś innego. Zbiorku utworów, którym raczej bliżej do opowiadań niż baśni. A tutaj mamy baśnie pełną gębą. Nie jest to wada oczywiście, aczkolwiek tym lepiej widać, jak małe zmiany poczynił "autor". I dlaczego nazywać go tak nie można.
Mimo powyższych uwag jest to jednak naprawdę dobry zbiór baśni. Poznałam sporo nieznanych mi wcześniej utworów: prześmiewczych, brutalnych i nie tylko. Całości dopełniają krótkie posłowia na temat baśniowych schematów, innych wersji czy ewentualnych zmian dokonanych przez Pullmana. Jak napisałam wcześniej: to z pewnością jedno z lepszych i przystępniejszych wydań. Polecam, aczkolwiek radzę nie oczekiwać nie wiadomo czego :)
Marre
Najpierw należałoby wyjaśnić, co właściwie oznacza to bez cenzury. Baśnie Braci Grimm słyną ze swojej brutalności, ale nie raz łagodzono je ze względu na młodych odbiorców. W tym wypadku widać, że autorowi zależało na dwóch rzeczach. Po pierwsze przełożyć baśnie na współczesny, nietrącący myszką język, naprawiając przy okazji zaskakująco liczne błędy logiczne oraz narracyjne. Jednocześnie chciał jak najmniej zmienić oryginał. Fakt, mnóstwo mamy baśni, które obok pierwowzoru nawet nie stały. Pod tym względem Pullman spisał się wspaniale: jeśli ktoś ma ochotę na przystępną wersję klasyki może po to wydanie sięgać bez wahania. Spóźnialskim napiszę tylko, że to świetny pomysł na prezent.
Ale teraz przejdę do mniej przyjemnej części. Po lekturze powyższego akapitu należy zadać sobie pewne pytanie: to z której strony Philipa Pullmana może uznać za autora tej książki. Jak dla mnie z żadnej. I tu ujawnia się świetnie wszystkim znana skłonność naszego przemysłu wydawniczego do przesadzania w promocji. Na krótką metę zwiększy to sprzedaż pozycji, ale w dłuższej perspektywie efekt już taki dobry nie będzie. Wydawnictwo Albatros pojechało po nazwisku autora. Gdyby nie fakt, że jego dosyć kontrowersyjną trylogię Mroczne materie wpisano na listę 100 BBC, zyskała światowy rozgłos, a na podstawie pierwszego tomu nakręcono film, to z pewnością nie oglądalibyśmy tej wersji Baśni braci Grimm na półkach polskich księgarni.
Dlaczego więc nie dostaliśmy czegoś o tytule: Baśnie braci Grimm dla dorosłych i młodzieży. Bez cenzury. Opracował Philip Pullman? Doskonale zdaję sobie sprawę, że przynajmniej raz w miesiącu muszę narzekać niczym stetryczała staruszka na podobne zabiegi, ale skoro inni tego nie robią, to czuję się w obowiązku. Po raz kolejny sięgnęłam po książkę, oczekując czegoś innego. Zbiorku utworów, którym raczej bliżej do opowiadań niż baśni. A tutaj mamy baśnie pełną gębą. Nie jest to wada oczywiście, aczkolwiek tym lepiej widać, jak małe zmiany poczynił "autor". I dlaczego nazywać go tak nie można.
Mimo powyższych uwag jest to jednak naprawdę dobry zbiór baśni. Poznałam sporo nieznanych mi wcześniej utworów: prześmiewczych, brutalnych i nie tylko. Całości dopełniają krótkie posłowia na temat baśniowych schematów, innych wersji czy ewentualnych zmian dokonanych przez Pullmana. Jak napisałam wcześniej: to z pewnością jedno z lepszych i przystępniejszych wydań. Polecam, aczkolwiek radzę nie oczekiwać nie wiadomo czego :)
Marre
Autor: Philip Pullman
Tytuł: "Baśnie braci Grimm dla dorosłych i młodzieży. Bez cenzury"
Oryg. tytuł: "Grimm Tales for Young and Old"
Wydawnictwo: Albatros
Tłumaczenie: Tomasz Wyżyński
Stron: 463
I wydanie: 2012 [PL - 2014]
Gatunek: baśnie
Ocena: 6/10