wtorek, 26 kwietnia 2016

Haruki Murakami - NORWEGIAN WOOD | Życie to nie bilans zysków i strat

Matko, oni to zekranizowali! <3
kadr po prawej: finnkino.fi

Nasza normalność polega na tym, że zdajemy sobie sprawę z własnej nienormalności.

Murakami jest autorem, którego można kochać albo nienawidzić. A raczej: zaczytywać się w nim albo kompletnie nie rozumieć. Ciężko mi określić klucz, wedle którego ów podział się dokonuje. Ja ku mej radości trafiłam do grupy pierwszej. W lutym miałam przyjemność czytać pierwszą moją książkę tego autora, zbiór opowiadań Mężczyźni bez kobiet (recenzja). Pozornie niewyróżniający się, zrobił na mnie wielkie wrażenie. Podobnie mogę scharakteryzować Norwegian Wood. Bez żadnych oczywistych atutów, wciąga od pierwszej strony i zapada głęboko w pamięć.

Toru Watanabe jest studentem teatrologii. Pewnego dnia spotyka starą znajomą, Naoko, byłą dziewczynę przyjaciela z liceum, który popełnił samobójstwo. Tęsknota za nim bardzo ich łączy, ale na przeszkodzie stają stany depresyjne dziewczyny. Tymczasem Watanabe poznaje śmiałą i optymistycznie patrzącą na świat Midori. Kocha je obie, ale musi dokonać wyboru.

Nikt nie lubi samotności. Ja tylko nie próbuję się z nikim na siłę zaprzyjaźniać. To prowadzi do rozczarowań.

Murakami naprawdę potrafi zaczarować słowem. Jego styl i język wydają się bardzo proste, ale dzięki temu autor buduje niesamowitą atmosferę. Akcja jest bardzo powolna (co ja mówię, jej właściwie nie ma!), książka składa się właściwie tylko z rozmów i przemyśleń głównego bohatera. Jednak to nie ten typ powieści, które czyta się dla akcji. Tu liczy się zawarta prawda o ludzkiej psychice i bogata paleta ludzkich charakterów. Przynajmniej dla mnie.

W Norwegian Wood mamy do czynienia właściwie z trójką głównych bohaterów. Bardzo zdenerwował mnie opis, który sugeruje skupienie się na wątku miłosnym (w sumie mój własny również, ale jest choć odrobinę wierniejszy fabule). A w żadnym wypadku tak nie jest. Toru Watanabe (matko, dopiero pisząc tę recenzję zorientowałam się, jak on ma na imię) nie prowadzi ciekawego życia towarzyskiego; gdyby nie jego problemy z Naoko można by go uznać jeśli nie za nudnego, to z pewnością niewartego własnej książki. Jest raczej neutralnym obserwatorem (Ponoć autor zaczerpnął ten zabieg z Wielkiego Gatsby'ego. Jak go nie kochać?), tłem dla "bujniejszych" osobowości. Jego relacje z obiema dziewczynami to nie miotanie się od jednej do drugiej - to konieczność wyboru pomiędzy przeszłością, czyli śmiercią przyjaciela, a przyszłością i Midori. Norwegian Wood można nazwać opowieścią o dorastaniu, nie takim dotyczącym nastolatków, ale prawdziwej granicy pomiędzy młodością a dojrzałością.

Śmierć nie jest przeciwieństwem życia, a jego częścią.

Całość obserwujemy niejako w formie retrospekcji. We wstępie widzimy, jak tytułowa piosenka Beatlesów Norwegian Wood przywołuje u czterdziestoletniego już Watanabe wspomnienia. Ma to znaczny wpływ na charakter i styl powieści. Czuć tu pewną (nawet sporą) dozę melancholii, a historia jest mocno osadzona w realiach lat sześćdziesiątych. Nadaje to dodatkowego smaczku i jednocześnie sprawia, że zachodni czytelnik nie ma problemu ze zrozumieniem kontekstu.

Norwegian Wood jest powieścią niebanalną oraz wielowarstwową. Wciąga i dzięki niespiesznemu snuciu historii pozwala doskonale się odprężyć. Fakt, drugi raz trafiłam na Murakamiego w raczej obyczajowej odsłonie, która ponoć stanowi mniejszość jego twórczości. I choć chętnie nadrobię zaległości, to nie żałuję, bo było warto. A was zachęcam do przekonania się na własnej skórze.

Jeżeli czytasz to samo, co inni ludzie, potrafisz myśleć tylko tak jak oni.

Marre

PS. I znów sama nie wiem, skąd tak wysoka ocena. Ale jej za nic nie zmienię.

Autor: Haruki Murakami
Tytuł: "Norwegian Wood"
Oryg. tytuł: "Noruwyei-no mori"
Wydawnictwo: Muza
Tłumaczenie: Dorota Marczewska + Anna Zielińska-Elliot
Stron: 470
I wydanie: 1987 (PL - 2006)
Gatunek: obyczajowe
Ocena: 8/10