W tym roku zdarzyło się tak, że czytałam sporo anglosaskiej klasyki, przede wszystkim powieści o olbrzymim znaczeniu dla światowego dziedzictwa i/lub popkultury. W grudniu, choć skupiam się na nadrabianiu premier, również nie mogło zabraknąć takich pozycji. Mój wybór padł na Rzeźnię numer pięć, przepięknie wznowioną w ostatnim czasie przez wydawnictwo Zysk i S-ka – jedną z najważniejszą powieści antywojennych, łączącą w sobie elementy absurdu oraz science fiction i dotyczącą jednego z najbardziej dramatycznych epizodów II wojny światowej: bombardowania Drezna.
Ta niedorzeczna opowieść jest w gruncie rzeczy oparta na faktach: autor Kurt Vonnegut jako jeniec wojenny przeżył nalot, a do napisania Rzeźni… zabierał się przez wiele lat. Ostatecznie bohaterem uczynił Billy’ego Pilgrima, zamieszkałego w Ilium w stanie Nowy Jork optyka, zdolnego przenosić się w czasie i porwanego kiedyś przez kosmitów z planety Tralfamadoria. (Zabawne, bo przez całą lekturę czytałam tę nazwę „Transfalmadoria” i dopiero po jej dokładnym sprawdzeniu na potrzeby tejże recenzji, okazało się, że brzmi ona inaczej). Mimo pozornie poważnego tematu, a dzięki przystępnemu stylowi autora, absurdalne perypetie Billy’ego śledzi się z pewną przyjemnością i bez większych trudności. Jednak… czułam, że coś mi umyka. Udało mi się to sformułować dopiero dzięki recenzji Karoliny Nos-Cybelius z bloga Czepiam się książek.
Otóż pisze ona: Kurt Vonnegut nie umie opowiedzieć o tym, co przeżył. (…) Decyduje się więc na prosty chwyt – tworzy fikcyjnego bohatera, Billy’ego Pilgrima. Autor ucieka od swoich doświadczeń już na pierwszym etapie tworzenia powieści, ale na tym nie kończy. Na portalach książkowych wśród różnych opinii możemy znaleźć głosy rozczarowania, że Vonnegut tak mało miejsca poświęcił samemu nalotowi. Od początku wiemy, że będzie to centralne wydarzenie całej historii, jednak jego opis okazuje się wyjątkowo pobieżny i mało dramatyczny; skupiamy się na wszystko, co wokół niego, a zanim do niego w ogóle dotrzemy, musimy wraz z głównym bohaterem odbyć niezliczoną liczbę podróży w czasie, co maksymalnie odwleka obiecaną nam relację. (Tą nieobecność głównego tematu utworu można odczytać jako symboliczną, gdyż ten epizod II wojny wojny światowej przez wiele lat nie był Amerykanom wcale znany). Jednak w pewnym momencie autor najwyraźniej dochodzi do wniosku, że to nie wystarcza, że musi dorzucić coś jeszcze. Na scenę wkraczają więc Tralfamadorianie, a ich fatalistyczna filozofia pomaga Billy’emu pogodzić się z przeżytymi potwornościami.
Zresztą nie tylko w wątku samego bombardowania odnajdziemy ślady takiego tuszowania. Na samym początku Vonnegut wspomina o żołnierzu rozstrzelanym za kradzież czajnika. Skupia się na samym absurdzie nieadekwatności winy do kary, wraca do niego co jakiś czas, podrzucając nam szczegóły samego zdarzenia oraz informacje o osobie złodzieja. Jednak jego śmierć dokonuje się gdzieś poza kadrem. Może czytelnik tego nie dostrzeże. Zdarza się, w końcu na wstępie Vonnegut uprzedza nas, że powieść jest nieudana.
Za „motyw maskujący” możemy uznać również postać Kilgore’a Trouta, autora niedorzecznych groszowych powieści science fiction (i niewątpliwego alter ego Vonneguta), który raczej nieprzypadkowo pojawia się w momencie, gdy Billy przeżywa załamanie nerwowe i trafia do szpitala dla weteranów. Proza życia wyższej klasy średniej i brak celowości powojennej egzystencji Billy’ego też przykryte są szczegółami pobytu na Tralfamadorii, gdzie bohater mieszkał w zoo u boku hollywoodzkiej seksbomby i byłej gwiazdy porno, Montany Wildhack.
Nieskromnie napiszę, że tak zinterpretowana Rzeźnia numer pięć podoba mi się dużo bardziej. Jej antywojenność nie przejawia się już tylko w przedstawieniu okropieństw wojny w konwencji groteski. To opowieść o niemożności ucieczki od wspomnień, ale i niemożności opowiedzenia ich. O życiu w emocjonalnym wyobcowaniu, które symbolizowane jest przez zoo na Tralfamadorii. O tym, że wiele rzeczy „zdarza się”, ale że nie wszystkie równie łatwo opisać.
Marta
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję wydawnictwo Zysk i S-ka.
Autor: Kurt Vonnegut
Tytuł: "Rzeźnia numer pięć, czyli Krucjata dziecięca, czyli Obowiązkowy taniec ze śmiercią"
Oryg. tytuł: "Slaughterhouse-Five, or The Children's Crusade: A Duty-Dance with Death"
Wydanie: Zysk i S-ka, Poznań 2018
Tłumaczenie: Lech Jęczmyk
Stron: 240
Rok I wydania: 1969 (PL - 1972)