Do lektury Milionerki zasiadłam z bardzo ogólnymi wiadomościami na temat Barbary Piaseckiej-Johnson. Być może dlatego, że najwięcej mówiło się o niej w Polsce wtedy, kiedy mnie nie było jeszcze na świecie i/lub kiedy interesowały mnie wyłącznie lalki oraz klocki (i pomału też książki, ale to osobny temat). Rozpoczęłam więc czytanie tej pozycji bez żadnych uprzedzeń, co chyba ważne w przypadku tak kontrowersyjnej postaci. Ale, czego zupełnie się nie spodziewałam, skończyłam ją z dość mocno skonkretyzowaną opinią. Co wadą w tym wypadku raczej nie jest.
„Jeśli wrócę, to tylko rolls-roycem” – mówi przyjaciołom jesienią 1967 roku i wyjeżdża z Polski. Kiedy kilka lat później odwiedza ojczyznę, jest już żoną starszego o ponad czterdzieści lat potentata branży kosmetycznej. I milionerką.
Kim była Barbara Piasecka-Johnson? Kochającą męża wielką kolekcjonerką i filantropką czy przebiegłą łowczynią majątków? Dobrodziejką, która chciała uratować upadającą Stocznię Gdańską, czy kapryśną bogaczką z ciągłymi napadami furii? To bajka o współczesnym Kopciuszku czy o Królowej Śniegu, która nie uznaje kompromisów?
I wreszcie: jaki los czeka człowieka, który z dnia na dzień dostaje wszystko, co można kupić za pieniądze?
źródło opisu: okładka
Ofiara pieniędzy?
Wspomniałam o skonkretyzowanej opinii, więc powinnam zacząć od jej przedstawienia. Barbara Piasecka-Johnson w interpretacji Ewy Winnickiej jawi nam się jako kobieta, którą skrzywdziło bogactwo. Która kochała ze wzajemnością swojego męża. To dosyć karkołomna teza, ale broni się - łatwo zakwalifikować pokojówkę wychodzącą za starszego od niej multimilionera jako typową łowczynię posagów, ale uwagę zwracają pozytywne opinie przyjaciół rodziny. Oni naprawdę wydawali się być ze sobą szczęśliwi. Po jego śmierci odziedziczyła fortunę, ale pochodząc z niezamożnej rodziny, zupełnie nie potrafiła nią operować. Nie umiała rozeznać, kto jest po jej stronie, a kto chce ją oszukać. W związku z tym ufała wyłudzaczom pieniędzy i chorobliwie podejrzewała tych, którym na sercu leżało jej dobro, i prędzej czy później odrzucała ich. Bojąc się, że ktoś związałby się z nią dla pieniędzy, do śmierci pozostała samotna. W życiu nie pomagał jej wybuchowy charakter oraz częste zmienianie zdania, niezależnie, czy chodziło o przyjaźnie czy interesy. Kluczem do rozgryzienia jej postaci wydaje się ta wypowiedź dziennikarki Joanny Solskiej:
Lubiła przyjeżdżać do Gdańska. Dobrze się czuła w towarzystwie chorych, zamkniętych w swoim świecie maluchów. Akurat w tej relacji nie było złudzeń i rozczarowań: ona pomagała, a one nie odwzajemniały sympatii, ale wiadomo było, że nie mogły.
Roller-coaster
Ciekawa jest forma biografii. Większa część książki przypomina roller-coaster. Sprzeczne opinie o bohaterce przeplatają się ze sobą; w jednej chwili wzbudza ona sympatię, a w drugiej - irytację i niechęć. Po dwustu stronach te ostatnie uczucia przenoszą się na sam zabieg zastosowany przez autorkę. Z tegoż powodu "środek" jest zwyczajnie męczący. Męczący emocjonalnie. Z jednej strony zamieszczone informacje nie pozwalają zachować obiektywizmu, a z drugiej strony uniemożliwiają również jakiekolwiek jednoznaczne ustosunkowanie się. Sfrustrowana, zagłębiałam się w życiorys bohaterki z myślą: "No, mam nadzieję, autorko, że potem to jakoś ładnie podsumujesz".
Ryzyko, które się opłaciło
Co nie nastąpiło, ale gdzieś pod koniec zrozumiałam, dlaczego Ewa Winnicka zastosowała tak ryzykowny zabieg stylistyczny. Został on niejako podyktowany samą biografią i wewnętrznymi rozdźwiękami w naturze bohaterki, a także rodzajem źródeł, z jakich zmuszona była korzystać autorka. Barbara Piasecka nie zostawiła po sobie żadnych pamiętników czy pełnych wynurzeń listów. Nieliczne udzielone wywiady ciężko uznać za wiarygodne źródła informacji. Dziennikarka musiała opierać się przede wszystkim na dość mocno stronniczych (czyt. sprzecznych ze sobą) wypowiedziach osób z otoczenia Piaseckiej, z których nikogo nie pozostawiła obojętnym, oraz czynach jej samej, co czyni Milionerkę biografią mocno reporterską. To z nich dopiero wnioskowała motywacje bohaterki i na ich podstawie zbudowała jej spójny portret. I co ciekawe, uczyniła to bez bezpośrednich analiz czy nawet bez konkretnego podsumowania. Wszystkie wnioski wysnuwamy z samej treści. Zabieg niemal tak ryzykowny, jak wspomniane operowanie sprzecznościami, ale równie udany. Ewa Winnicka już w poprzedniej czytanej przeze mnie książce, Angolach (recenzja tutaj), pokazała niezwykłą sprawność w opowiadaniu historii samymi tekstami źródłowymi. Jej styl jest bardzo oszczędny; relacjonuje wydarzenia w czasie teraźniejszym, operując bardzo prostym językiem. Choć prywatnie wolę jednak bardziej "literacką" stylistykę, to ta tutaj sprawdza się całkiem nieźle, każąc skupić się na samej treści. A właściwie na samej bohaterce.
Empatia przede wszystkim
Bo Milionerka to przede fascynujący obraz kobiety. Zwykłej kobiety, która została wciągnięta w tryby wielkiego świata. Pomimo licznych wad oraz popełnionych błędów Barbara Piasecka wzbudziła we mnie pewną szczególną sympatię, a na pewno ogromne współczucie. Słowem: poczułam dużo silnych emocji w stosunku do osoby dotąd dla mnie obojętnej. Warto też dodać, iż z jednej strony Ewa Winnicka powołuje się na wiele różnych źródeł, ale równocześnie unika plotek i "Pudelkowania". Na rzetelnych podstawach i zwyczajnej ludzkiej empatii buduje intrygującą interpretację. Polecam.
Marre
PS. Milionerkę możecie wygrać konkursie (klik). Czas tylko do końca weekendu!
Zobacz także:
Za książkę serdecznie dziękuję
Autor: Ewa Winnicka
Tytuł: "Milionerka. Zagadka Barbary Piaseckiej"
Wydanie: Znak, 2017
Stron: 366
Rok I wydania: 2017
Gatunek: biografia