poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Jakub Ćwiek - GRIMM CITY. WILK! | A baśń stała się ciałem

źródło: bestiariusz.pl
Zbudowane na zwłokach olbrzyma i napędzane jego krwią Grimm City to nie jest miejsce dla słabych. Pod smolistym niebem swój raj znaleźli gangsterzy, skorumpowani policjanci, leniwi politycy i wszelakie nieciekawe persony. Oraz pewien brutalny zabójca taksówkarzy. Organy ścigania niezbyt przykładają się do badania sprawy, ale gdy te zbrodnie zostają powiązane z morderstwem oficera policji Wolfa, nikt nie ma wątpliwości, że w mieście pojawił się nowy gracz. Natomiast za sprawą drobnej przysługi oddanej przyjacielowi Alfie Moore staje się najważniejszym świadkiem w śledztwie. Dokąd go to doprowadzi?

Sięgając po Grimm City, oczekiwałam czegoś zupełnie innego. Czegoś zbliżonego do wcześniejszych powieści autora. Czymś oczywistym do napisania w tym sztafażu dla Ćwieka byłaby swobodna wariacja na temat Baśni. Sam pisarz w posłowiu przyznał się, że gdyby powieść napisał kilka lat temu, to taki byłby właśnie efekt. Dlatego niepotrzebnie w zapowiedziach (klik) z niepokojem przywołałam imię Bigby'ego. Bo Grimm city stoi na zupełnie innej półce. A jakiej?

Zgodnie z obietnicami z okładki jest to kryminał noir. Choć bardzo rzadko sięgam po ten gatunek, to darzę go sporą sympatię. Jak zresztą każdy kawałek literatury, który kładzie nacisk na atmosferę. Dlatego też martwiłam się, czy gatunek nie pozostanie tylko dekoracją. Ale nie. Grimm City to pełnokrwisty kryminał i sięgając po nie nie należy oczekiwać czegoś innego. Bardzo podoba mi się Ćwiek w takiej odsłonie. Akcja nie jest szybka, ale skondensowana - te 375 stron to mniej więcej trzy dni intensywnego śledztwa i niespodziewanych zwrotów akcji. Można by narzekać, że samej konwencji autor nie przekształcił w żaden sposób, ale za to dobrze się w nią wpasował i rozwinął w zamian inne elementy. Mi to w zupełności wystarcza.

A co rozwinął? Elementy fantastyczne. Ciężko nawet nazwać je wątkiem, bo fabuła jest jak najbardziej realna. W przeciwieństwie do świata. Już z opisu dowiadujemy się, że Grimm City leży na ciele martwego olbrzyma. Ale to nie wszystko. Baśnie zastąpiły Biblię (Andersen trafił do apokryfów, chlip, chlip), Bajarz Boga, a Handlarz Diabła. Życie każdego z ludzi stanowi opowieść, a kwestia interpretacji tego stwierdzenia zajmuje ważne miejsce w fabule. Poza tym Ćwiek niejednokrotnie puszcza do czytelnika oka, nawiązując postaciami drugoplanowymi i epizodycznymi do tych znanych nam z dzieciństwa. Rozpoznawanie ich sprawia olbrzymią przyjemność.

Postacie nie wyróżniają się zbytnio niczym, a szkoda, bo jakaś zasadnicza różnica zwłaszcza między McShanem a Evansem by się przydała. Moją sympatię wzbudził jednak Mort, będący przedstawicielem grupy dozgonnie wiernych lokajów, aczkolwiek pracujący dla postaci średnio pozytywnej... Na pochwałę zasługuje brak czarno-białych bohaterów oraz niepretensjonalne przedstawienie członków półświatka. I dwuznaczne zakończenie, czyli to, co tygryski lubią najbardziej.

Podsumowując, Grimm City to bardzo dobra i świeża pozycja. Podoba mi się kierunek, którym podąża autor i fakt, że nie jest to początek serii (bo nie jest, prawda?). Książkę napisano zręcznie, aczkolwiek Ćwiek mocno ograniczył swój charakterystyczny humor. Z pewnością spodoba się ona fanom fantastycznych kryminałów. Miłośnicy autora nie powinni czuć się zawiedzeni, natomiast ci, którym nie leżała dotychczasowa jego twórczość, mogą spróbować jeszcze raz. Polecam.

Marre

PS. A ja się jaram dwiema wspomnianymi w posłowiu powieściami, Krzyżem Południa i Ofensywą szulerów, za które autor "już się zabrał, słowo". Nie mogę  się doczekać.

Za możliwość odetchnięcia brudnym powietrzem Grimm City dziękuję

Autor: Jakub Ćwiek
Tytuł: "Grimm City. Wilk!"
Cykl: "Grimm City" (tom 1/?)

Seria: Imaginatio
Wydawnictwo: SQN
Ilustracje: Piotr Sokołowski
Stron: 375
I wydanie: 2016
Gatunek: urban fantasy
Ocena: 6/10