poniedziałek, 20 listopada 2017

Japonia oczami Polaka | Miłość i śmierć - Wacław Sieroszewski

Zdjęcie w tle: Flickr | A. Davey (CC BY 2.0)

Długo zastanawiałam się, czy pisać o Miłości i śmierci. Zdaję sobie sprawę, że jest to pozycja trudno dostępna i dość niszowa. Ale równocześnie na tyle ciekawa, że zasługuje na parę słów przypomnienia. I nagany względem wydawcy. Zapraszam.

Ta recenzja nie byłaby kompletna bez przedstawienia postaci autora. Części z Was, być może, jego nazwisko obiło się uszy. Wacław Sieroszewski był pisarzem młodopolskim, a w czasach II RP senatorem, odznaczono go również krzyżem Virtuti Militari. W jego twórczości ważną rolę odgrywał pierwiastek egzotyczny. Zesłany na Syberię, badał kulturę tamtejszych ludów i pisał inspirowane nią powieści oraz opowiadania (które, jak ostatnio się dowiedziałam z tego artykułu, przez pewien czas były nawet lekturami szkolnymi). Podobnie rzecz miała się z Koreą, Chinami oraz właśnie Japonią, gdzie spędził około dwóch lat. Owocem tego była m.in. powieść Miłość samuraja oraz zbiór opowiadań Z fali na falę, z którego to właśnie pochodzą utwory zamieszczone w Miłości i śmierci.

zdjęcie: born1945 | Flickr (CC BY 2.0)

Problem z redakcją...

Tutaj, choć nie chcę, muszę zacząć od nagany dla wydawnictwa. Diamond Books zrobiło źle dosłownie wszystko, co tylko mogło. Przede wszystkim: zupełnie nie rozumiem klucza doboru utworów. Z jakiegoś powodu ktoś uznał, że wznowienie całości nie ma sensu i trzeba co nieco przyciąć. Ale w efekcie otrzymany zbiór jest po prostu niespójny. Przyjrzyjmy się. Całość ma 300 stron. Pierwsze 70 to esej stanowiący wprowadzenie do kultury, mentalności i stylu życia Japończyków. Następnie na około 60 stronach otrzymujemy cztery miniatury, wszystkie oparte na tradycyjnych podaniach, nierzadko "wiernie przytoczonych" za europejskimi opracowaniami (za których przekład, swoją drogą, nie pogniewałabym się). Prawie 120 następnych stron to minipowieść Ingwa, tym razem w całości autorstwa Sieroszewskiego. Zbiorek zamyka pięćdziesięciostronicowy dziennik z podróży japońskim parowcem po rzece Jangcy (jeśli dobrze zrozumiałam transliterację Sieroszewskiego, o czym za chwilę). To wszystko po prostu się ze sobą nie klei. Sam pomysł otwarcia i zamknięcia zbioru fragmentami faktograficznymi jest ciekawy. Jednocześnie krótkie miniatury giną w sąsiedztwie dłuższych utworów, a przy 250 stronach treści japońskiej 50 stron treści chińskiej zaburza proporcje i niszczy jakikolwiek porządek.

... i jeszcze dwa inne problemy z redakcją

Drugą największą bolączką Miłości i śmierci jest opieka redakcyjna. Wydawnictwo chwali się odpowiedzialnym za nią Witoldem Nowakowskim, jak Wikipedia rzecze: tłumaczem z języka angielskiego i fascynatem literatury japonistycznej, zmarłym rok po premierze. Nowakowski bardzo rzetelnie podszedł do kwestii językowych. Sieroszewski japońskiego nie znał, wszelkie używane terminy zapisywał ze słuchu (przy czym trzeba przyznać, że zazwyczaj nie oddalał się za bardzo od brzmienia oryginału). Całą książkę opatrzono więc przypisami z prawidłową, współczesną transliteracją. Tyle że tym, czego Miłość i śmierć potrzebowała, była redakcja merytoryczna. W początkowym eseju Sieroszewski, pragnąc oddać mentalność Japończyków, posługuje się całą masą wątpliwych anegdotek i licznymi uproszczeniami. Aż prosi się o uzupełnienie ich uwagami specjalisty, tymczasem jedynym, na co możemy liczyć, to notki biograficzne wspominanych postaci. Redakcja dotyczy również wyłącznie części japońskiej. Nie znajdziemy ani jednego przypisu dotyczącego o Chinach, w tym transkrypcji, w rezultacie czego prawidłowych nazw musimy domyślić się samodzielnie.

Trzecie zastrzeżenie jest mniej ważne. To w końcu książka niszowego wydawnictwa z 2007 roku. Ale. Miłość i śmierć zapaćkana jest 220 ilustracjami z epoki. Tak, 220 zdjęć na 303 stronach. To nie mogło się udać. A w połączeniu z dużymi literami niesamowicie pompuje objętość książki.

zdjęcie: A.Davey | Flickr (CC BY 2.0)

Między Japonią a Europą

Ale przejdźmy już do treści. Jak już napomknęłam: gdy autor usiłuje wprost ukazać nam japońską kulturę, bardzo upraszcza. Nastawiło mnie to podejrzliwie do dalszej części książki, ale zostałam pozytywnie zaskoczona. We wszystkich utworach pewną rolę wciąż odgrywa funkcja edukacyjna, ale nie dominuje ona fabuły. Sieroszewski nie tylko w artystyczny sposób zapisał swoje impresje ze zderzenia z japońską kulturą, ale i dokonał ciekawej jej kompilacji z literaturą europejską. Japonia nie stanowi wyłącznie dekoracji. Autor nie bał się sięgnąć po tamtejsze podania czy zakorzenić swoje fabuły w rzeczywistych wydarzeniach historycznych. Bohaterowie reprezentują odmienny sposób myślenia i hierarchię wartości, ale równocześnie nie wydają się przerysowani czy nierealistyczni. Cieszę się, że autor zrezygnował z niezrozumiałej dla nas tradycyjnej symboliki (której nie sposób zrozumieć bez doświadczenia lub uprzedniego przygotowania, o czym przekonałam się przy okazji lektury Krainy śniegu), a tematem opowiadań uczynił rzeczy bardzo uniwersalne, jak walka o byt czy trójkąt małżeński. Intrygujące jest również zderzenie dość kwiecistego stylu autora z "japońskim minimalizmem", który najwyraźniej starał się sobie narzucić w formie.

zdjęcie: A.Davey | Flickr (CC BY 2.0)

Ingwa - o przemianach epoki Meiji

O ile miniatury, mimo swej obiektywnie wysokiej jakości, pełnią przede wszystkim funkcję edukacyjną, to minipowieści Ingwie, warto poświęcić nieco więcej miejsca. Opowieść o zdradzie stała się tu bowiem pretekstem do zilustrowania zmian, jakie zachodziły w Japonii w epoce Meiji, a których świadkiem był autor. Mąż trudniący się rybołówstwem pozostawia młodą żonę na długie miesiące w rodzinnym miasteczku. Pochodząca z daleka kobieta wdaje się tymczasem w romans z nowoczesnym Nojo (prawidłowo: Noyo).

Zarys fabuły jest prosty jak i ona sama. Tym, co wyróżnia opowiadanie są detale. Autor młodemu kochankowi, zabawnemu w tym swoim europejskim kapeluszu, z podkręconym wgórę wąsikiem (s. 144) przeciwstawia statecznego starszego brata-samuraja, który starych trzymał się obyczai (s. 154), a który za pas, tam gdzie dawniej nosił dwie szable, zatykał teraz duży, czarny wachlarz, szanując wolę mikado, zabraniającego oręża (154 i 155). Starszy brat w chwili likwidacji feudalizmu miał już własne lenno, utrzymuje się więc z zapewnionych przez państwo obligacji. Młodszy tymczasem pomimo skromnego spadku po rodzicach, musi pracować fizycznie. Pod względem europeizacji zatrzymał się gdzieś pomiędzy Nojo a bratem. Jego żona też nie czerni zębów, a jej brwi nie poznały dotychczas brzytwy (s. 143). Zmiana odwiecznego porządku rzeczy wydaje się przyczyną upadku obyczajów i dramatu bohaterów. Uwagę zwraca też poruszenie problemu Ajnów, mniejszości jeszcze do niedawna stanowiącej w Japonii temat tabu, a którą autor poświęcił nieco miejsca.

zdjęcie: A.Davey | Flickr (CC BY 2.0)

  ***

Podsumowując. Choć samo wydanie pozostawia dużo do życzenia, a miejscami opowiadania mocno trącą myszką, to zapewniam, że Miłość i śmierć okaże się fascynującą lekturą dla miłośników Japonii. Polecam.


Marre 


PS. Na półce czeka już inna powieść z tej serii, Miecz zagłady Nakazato ^^


Zawartość:
Japonja w zarysie - esej
Harakiri księcia Asano Naganori
O-Sici
Pojednanie
Widmo sakurskie
Ingwa
Wachlarz japoński - pamiętnik


Autor: Wacław Sieroszewski
Tytuł: "Miłość i śmierć. Opowieści z Japonii"
Seria wydawnicza: Odkrywanie Japonii
Wydanie: Diamond Books, Bydgoszcz 2007
Stron: 303
Rok I wydania: 1910
Gatunek:
Werdykt: polecam