To moje pierwsze spotkanie z Miroslavem Žambochem. I, jak później zdałam sobie sprawę, pierwsze spotkanie z literaturą czeską. Bardzo dobre spotkanie.
Herbert Ducatti wydobywa kamienie szlachetne o magicznych właściwościach dla klanu czarodziei. Praca nie jest łatwa, zwłaszcza, że magia z wnętrza Ziemi potrafi wypalić mózg w ciągu kilku godzin. To sprawia, że kamienie są jeszcze cenniejsze. A tego co cenne, zawsze pożąda wiele osób. Obce klany nie powstrzymają się przed niczym, by je zdobyć.
Książka obiecuje smakowite rzeczy od samego początku. Mało jest pozycji beletrystycznych o górnikach, a jeszcze mniej o górnikach w kopalniach kamieni szlachetnych [no chyba, że mowa o nielegalnych kopalniach w Afryce], a co dopiero o górnikach w kopalniach magicznych kamieni szlachetnych. I taka barwna rzeczywistość towarzyszy nam do końca. I nie chodzi o to, że akcja toczy się tylko na terenie kopalni. W powieści mamy wiele ciekawych pomysłów, które aż proszą się, by poświęcić im osobny utwór, m.in. "zaczadzone" miasto, ale nie tylko.
W służbie klanu podzielone jest na cztery części: Kopacz, Czarodziej, Demon i Weteran. Każdy odpowiada innemu etapowi życia Herba i choć z pozoru nieco spoilerują, to... i tak książka w kilku momentach naprawdę zaskakuje. Kopacz z początku nie posiada prawie akcji. Autor szczegółowo wyjaśnia realia życia w obozie górniczym. Niektórych może to zbudzić, ale ja naprawdę czytałam z uwagą, bo niespodziewanie mnie to zainteresowało. Czarodziej to spory kontrast. Życie w mieście, bogactwo i te sprawy. Demon... Świetny. Mocno chaotyczny, tak jak życie głównego bohatera na tym etapie. Dużo walk, o których napiszę jeszcze w dalszej części, no i oczywiście magii. Natomiast Weteran wywraca całość do góry nogami i pokazuje nam, jak jeszcze niewiele wiemy o Ducattim.
No właśnie. Mimo że Herbert jest narratorem pierwszoosobowym, to wiemy o nim, o jego wnętrzu bardzo niewiele. O jego przeszłości dowiadujemy się powoli, dopiero gdy decyduje się podzielić nią z przyjaciółmi, jakby na co dzień wypierał ją ze świadomości. Jest postacią tragiczną, niezrozumiałą nawet dla czytelnika - część jego motywów poznajemy dopiero na koniec, a i tak pozostaje on dla mnie postacią mocno dwuznaczną. Brawo dla autora za wspaniałą konstrukcję!
Niesamowicie spodobało mi się też przedstawienie magii. Žamboch pisze o liniach mocy, o budowaniu struktur... Ja tego nie ogarnęłam. Główny bohater zresztą też nie ogarniał. Autor też raczej do końca nie, bo tego nie da się po prostu ogarnąć. Jednak opisał to w tak przekonujący sposób, że moja reakcja momentami [szczególnie w części Demon] wyglądała tak: :o
Jak już wspomniałam, z początku dzieje się naprawdę niewiele, ale w końcu akcja naprawdę się rozkręca. Žamboch tworzy wspaniałe sceny walki - spektakularne, zarówno w samym ich przebiegu, jak i sposobie ich przedstawienia. Autor zgrabnie przeplata opisy struktur magicznych z pędzącymi naprzód wydarzeniami, tworząc iście filmową całość.
W służbie klanu było dla mnie prawdziwą ucztą literacką. Wciągnęła od samego początku i nie pozwoliła się oderwać. Jakiś czas temu przestałam czytać "czyste" fantasy, ale ta książka pokazała mi, ile jeszcze (nie)klasyczna fantastyka ma do zaoferowania. Gorąco polecam. A sama nie mogę się doczekać, by sięgnąć po Łowców tego samego autora, którzy bardzo mnie zaintrygowali :)
Marre
Autor: Miroslav ŽambochTytuł: "W służbie klanu"
Oryg. tytuł: "Ue Službách Klanu"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Tłumaczenie: Andrzej Kossakowski
Stron: 477
I wydanie: 2013 [PL - 2014]
Gatunek: fantasy
Ocena: 8/10