W zdewastowanym świecie przyszłości superbohaterowie są dla ludzkości przekleństwem.
Dziesięć lat temu pojawiła się na niebie Calamity. Był to impuls, który sprawił, że niektórzy ze zwykłych dotąd ludzi zaczęli się zmieniać i przejawiać niezwykłe umiejętności. Zdumione społeczeństwo nazwało ich Epikami. Epicy nie są przyjaciółmi gatunku ludzkiego. Niezwykłe zdolności sprawiły, że odczuwają wielkie pragnienie sprawowania władzy. Ale żeby rządzić ludźmi, trzeba skruszyć ich wolę. Teraz, w mieście znanym niegdyś jako Chicago, niewiarygodnie potężny Epik zwany Stalowym Sercem sprawuje rządy Imperatora. Posiada siłę kilku ludzi i potrafi kontrolować żywioły. Oznacza to, że nie można go pokonać. Nikt nie podejmuje więc z nim walki… Nikt prócz Mścicieli.
Nazywam się David Charleston. Nie jestem Mścicielem, ale zamierzam się do nich przyłączyć. Mam coś, czego potrzebują. Znam jego sekret. Widziałem jak Stalowe Serce krwawi.
Brandon Sanderson intrygował mnie już od jakiegoś czasu. Spora popularność, trochę ochów i achów... Tylko jak się za niego w miarę obiektywnie wziąć, skoro ja z high fantasy obecnie tylko Pieśń lodu i ognia... Tak więc pojawienie się na rynku [i w bibliotece] Stalowego Serca bardzo mnie uradowało - wreszcie coś dla mnie. Bo superbohaterów to ja lubię. Oczywiście za każdym razem wściekam się na schematy i "sztywne dobro", ale i tak Marvela oglądam wszystko [no dobra, seriali nie oglądam, bo rzadko oglądam jakiekolwiek].
I Brandon Sanderson też chyba poczuł się znużony tymi standardami, bo zagrał na nosie twórcom kolejnych superbohaterów, ustanawiając tym samym chyba największy plus tejże powieści. Moc jest wielka. Moc jest przerażająca. Moc przeżera twoją duszę na wskroś. Moc czyni cię złym. Zabawa konwencją wyszła autorowi świetnie, stworzył też realistyczny profil psychologiczny Epików oraz pełen szczegółów świat, który najprawdopodobniej będzie eksploatowany w dalszych częściach podczas zabijania kolejnych złoczyńców.
I tu mam pewien problem, a mianowicie jak zakwalifikować Stalowe Serce. Fantasy to czy science fiction? Z jednej strony mamy przyszłość, ciekawe wynalazki, a z drugiej strony moce tak rzeczywiste jak niekończące się kule [ta jedna naprawdę mnie dobiła]... W samej powieści mówi się, że wszystko to przeczy prawom fizyki. Brandon Sanderson nawet nie starał się "unaukowić" Epików, jak to czyni Marvel czy DC. Może to i dobrze?...
Ale nie można mieć wątpliwości, że mamy do czynienia z klasycznym amerykańskim young adult. Z tego, co się zorientowałam, to debiut Sanderson w tym gatunku. Jeśli chodzi o plusy, to czytelnik nie odczuje jakiegoś drastycznego złagodzenia i uproszczenia treści, co się niestety zdarza. Z drugiej strony fabuła jest już wystarczająca prosta, no i ten główny bohater...
David mnie denerwował. Denerwował mnie swoją pomysłowością, bezwzględnym oddaniem sprawie [czyt. zemście za śmierć ojca] i umiejętnością improwizacji w najbardziej przerąbanej sytuacji. Taka mała Mary Sue. Widać, że autor na późniejszym etapie chciał tego uniknąć, ale nie zmienia to faktu, że David wkurza. Inne postacie są ciekawsze, aczkolwiek zupełnie nie zapadają w pamięć.
Wkurzać nie powinna za to pomimo wielu wad sama fabuła. Od razu widać, że Brandon Sanderson dobrym pisarzem jest. Pisze prosto, ale niezwykle sprawnie. Ale całość zasłużyła co najwyżej na tytuł poprawnej. Bo schematy aż kłują w oczy. Jest to z pewnością konsekwencja wypakowania powieści jak największą ilości akcji. Można więc być pewnym, że gdziekolwiek bohaterowie się nie wybiorą, czegokolwiek nie zrobią, coś pójdzie nie tak i tempo wydarzeń nagle przyspieszy. W pozostałych elementach też raczej zaskoczenia nie było [profesorze, wiedziałam!], a nawet jeśli coś niespodziewanie "okazywało się", to nie wywoływało u mnie większych emocji. W kwestii sposobu na Stalowe Serce - obstawiałam konieczność przejścia kuli na wylot przez kogoś innego, ale ostateczne wyjaśnienie bardzo pasuje do młodzieżowej konwencji.
Na koniec mam dwie uwagi do wydania: KOREKTY NIE BYŁO! [o czym oprócz mnóstwa drobnych, ale jakże irytujących, błędów świadczy brak wyszczególnienia korektora]. Wstyd. Ale na osłodę dodam, że polska okładka wymiata. Te kolory, ten dynamizm, ta kreska, te szczegóły...
Otrzymujemy więc w miarę przyjemną, dobrze napisaną młodzieżówkę na kilka wieczorów. Aczkolwiek nic więcej. Polecam osobom mającym ochotę na niezobowiązującą, pełną akcji bajeczkę. A reszcie - wedle uznania.
Marre
I tu mam pewien problem, a mianowicie jak zakwalifikować Stalowe Serce. Fantasy to czy science fiction? Z jednej strony mamy przyszłość, ciekawe wynalazki, a z drugiej strony moce tak rzeczywiste jak niekończące się kule [ta jedna naprawdę mnie dobiła]... W samej powieści mówi się, że wszystko to przeczy prawom fizyki. Brandon Sanderson nawet nie starał się "unaukowić" Epików, jak to czyni Marvel czy DC. Może to i dobrze?...
Ale nie można mieć wątpliwości, że mamy do czynienia z klasycznym amerykańskim young adult. Z tego, co się zorientowałam, to debiut Sanderson w tym gatunku. Jeśli chodzi o plusy, to czytelnik nie odczuje jakiegoś drastycznego złagodzenia i uproszczenia treści, co się niestety zdarza. Z drugiej strony fabuła jest już wystarczająca prosta, no i ten główny bohater...
David mnie denerwował. Denerwował mnie swoją pomysłowością, bezwzględnym oddaniem sprawie [czyt. zemście za śmierć ojca] i umiejętnością improwizacji w najbardziej przerąbanej sytuacji. Taka mała Mary Sue. Widać, że autor na późniejszym etapie chciał tego uniknąć, ale nie zmienia to faktu, że David wkurza. Inne postacie są ciekawsze, aczkolwiek zupełnie nie zapadają w pamięć.
Wkurzać nie powinna za to pomimo wielu wad sama fabuła. Od razu widać, że Brandon Sanderson dobrym pisarzem jest. Pisze prosto, ale niezwykle sprawnie. Ale całość zasłużyła co najwyżej na tytuł poprawnej. Bo schematy aż kłują w oczy. Jest to z pewnością konsekwencja wypakowania powieści jak największą ilości akcji. Można więc być pewnym, że gdziekolwiek bohaterowie się nie wybiorą, czegokolwiek nie zrobią, coś pójdzie nie tak i tempo wydarzeń nagle przyspieszy. W pozostałych elementach też raczej zaskoczenia nie było [profesorze, wiedziałam!], a nawet jeśli coś niespodziewanie "okazywało się", to nie wywoływało u mnie większych emocji. W kwestii sposobu na Stalowe Serce - obstawiałam konieczność przejścia kuli na wylot przez kogoś innego, ale ostateczne wyjaśnienie bardzo pasuje do młodzieżowej konwencji.
Na koniec mam dwie uwagi do wydania: KOREKTY NIE BYŁO! [o czym oprócz mnóstwa drobnych, ale jakże irytujących, błędów świadczy brak wyszczególnienia korektora]. Wstyd. Ale na osłodę dodam, że polska okładka wymiata. Te kolory, ten dynamizm, ta kreska, te szczegóły...
Otrzymujemy więc w miarę przyjemną, dobrze napisaną młodzieżówkę na kilka wieczorów. Aczkolwiek nic więcej. Polecam osobom mającym ochotę na niezobowiązującą, pełną akcji bajeczkę. A reszcie - wedle uznania.
Marre
źródło: youtube.com |
Autor: Brandon Sanderson
Tytuł: "Stalowe Serce"
Oryg. tytuł: "Steelheart"
Seria: "Mściciele" [tom 1]
Tytuł: "Stalowe Serce"
Oryg. tytuł: "Steelheart"
Seria: "Mściciele" [tom 1]
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Tłumaczenie: Joanna Szczepańska
Stron: 441
I wydanie: 2013 [PL - 2015]
Gatunek: superbohaterski young adult
Ocena: 6,5/10
Tłumaczenie: Joanna Szczepańska
Stron: 441
I wydanie: 2013 [PL - 2015]
Gatunek: superbohaterski young adult
Ocena: 6,5/10
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Czytam fantastykę
Historia z trupem
Czytam opasłe tomiska
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu [228,6+2,4=231cm]