XXIII wiek. Ludzie skolonizowali Marsa, mało kto jednak nazywa go swoim domem. Terraformacja udała się tylko do pewnego stopnia, mieszkańców nękają choroby i problemy psychiczne, relacje społeczne zaczynają przypominać te z czasów średniowiecza, a dawne jednostki administracyjne zamieniły się we wrogo nastawione do siebie zony, szykujące się do wojny.
Sytuacja na Czerwonej Planecie komplikuje się jeszcze bardziej, gdy pojawia się na niej dziwny roślinopodobny twór, zwany „dżunglą”. Czym jest? Co jego rozwój oznacza dla przyszłości planety i ludzkości? Dwójka głównych bohaterów – każde na własną rękę i z innych powodów – odkrywa, czym jest dżungla i co tak naprawdę kryje się za zapomnianym projektem naukowym, który nagle zostaje wznowiony.
Dżungla to debiutancka powieść Dariusza Sypenia. Ze skrzydełka okładki dowiadujemy się, że wcześniej publikował w kilku magazynach literackich i na portalach internetowych. A więc forma krótka. Swoją drogą, chętnie bym się z nią zapoznała. Bo jeśli chodzi o Dżunglę, to właśnie forma tu leży. Coś co sprawdziłoby się w opowiadaniu, może okazać się niewystarczające by "zrobić" powieść.
Ale zacznijmy od pozytywów. A pozytyw jest jeden: Dżunglę mogę nazwać najlepszym science fiction, jakie od dłuższego czasu czytałam [Lema wykluczając]. O Marsie pisano niby dużo, zaś akcja większości z tych utworów odnosiła się do kolonizacji [Marsjanin Andy'ego Weira niech będzie wyjątkiem wykluczającym regułę]. Teoretycznie więc trudno wynaleźć w tym temacie coś świeżego, zmuszającego czytelnika do refleksji. Ale Dariuszowi Sypeniowi się to udało.
Najbardziej zafrasowała mnie myśl o tym, że Ziemia jest jedynym środowiskiem właściwym dla człowieka. Mieszkańcy Marsa cierpią na rozmaite choroby psychiczne, czują wewnętrzną pustkę, a surowy krajobraz planety śmiertelnie ich przytłacza. Wprowadzenie kwarantanny w związku z pojawieniem się dżungli, uświadamia im, jak mocno pragną wrócić "do domu". Nigdy nie rozważałam problemu kolonizacji innych planet [nawet gigantycznej sceptyczce się to czasem zdarza] od tej strony. I to będę autorowi pamiętać już zawsze, choćby pisał najgorszy chłam, w co z resztą wątpię.
Spodobał mi się też obraz sztucznej inteligencji opartej na połączeniu cybertechnologii i tkanek nerwowych rośliny [mam nadzieję, że nic nie pokręciłam]. Oryginalny i dosyć logiczny. Równocześnie zawiodłam się na innym elemencie, o którym wzmiankowano w blurbie, o którym wspominali bohaterowie, a którego sama raczej nie stwierdziłam. A mowa o relacjach społecznych rodem ze średniowiecza. Całe szczęście, że choć miałam na nie smaka, to nie odczułam specjalnie ich braku. Ale denerwuje mnie porównywanie przez wykształcone postacie braku demokracji z feudalizmem, ponieważ do tego trzeba by sprowadzić średniowiecze. W Zonach mamy zaś do czynienia z klasyczną oligarchią, ba!, większości obywateli nie przeszkadza to zbytnio, bo póki nie ma wojen, to i życie można nazwać znośnym.
Znośnym, gdyby nie tytułowa Dżungla. Od razu po zapoznaniu się z opisem książki skojarzyła mi się ona z Chagą Iana McDonalda [której akcja dzieje się na Ziemi, ale występujący tam twór jest zaskakująco do tego marsjańskiego], a Chaga z kolei z Lemowskim Solaris, więc przywołano u mnie bardzo miłe wspomnienia, choć podniesiono również wysoko poprzeczkę. Tutaj większość rozwiązań trąciła znajomym, za to zabrakło bezpośredniego kontaktu, a właściwie Kontaktu. Z drugiej strony autor ciekawie przedstawia irracjonalny chwilami lęk mieszkańców Marsa, lęk przed nieznanym. Udało mu się uniknąć zawiłej analizy; wzrusza jedynie grunt umysłu czytelnika [wow, sama siebie nie poznaje po takich metaforach!], ponownie zachęcając go do refleksji.
Problemom poruszanym w powieści poświęciłam dużo więcej miejsca niż zamierzałam, ale mówi się trudno. I z zaciśniętymi zębami przechodzi do właściwej powieści. A z niej wieje... nudą? Nie, to byłoby chyba zbyt duże uproszczenie. Bo momentami Dżungla wciągała mnie jak mało kiedy. Były to jednak raczej fragmenty, o których wspomniałam wcześniej, niż właściwa akcja. Bo jej de facto prawie nie było. Naliczyłam całe trzy sceny na niej się skupiające i nie wypadły najlepiej. Czuć, że nie jest to najmocniejsza strona Dariusza Sypenia. Od początku nie chodziło o szybki bieg wydarzeń czy nawet nie o plot twisty. Co nie zmienia faktu, że chętnie zobaczyłabym odrobinę dynamiki, szczególnie na pierwszych 100 stronach, które w zasadzie służą wyłącznie zapoznaniu się z głównymi bohaterami i nie dzieje się tam nic kluczowego.
Wspomniałam o głównych bohaterach. Ani Daniel, ani Francesca nie chwycili mnie za serce. Rozumiem, że autor z rozmysłem nie kreował ich na wyjątkowe jednostki, ale nie przypadli mi do gustu. Francesca wydała mi się płytka i irytująca, a seksoholizm Daniela [nigdzie nie zostało to tak określone, ale ja wiem swoje] był raczej zbędny. Od ról, jakie odgrywali w całej historii, ważniejsze okazało się to, że dzięki nim mogliśmy w ogóle dowiedzieć się o pewnych sprawach. Równie ciekawy mógłby być punkt widzenia Luizy [czy jak ją kto chce nazywać], choć wymagałoby pewnej zręczności, by utrzymać w jej wypadku napięcie.
Jak napisałam w tytule: świetne science fiction zapakowaną w przeciętną powieść. Do wymienionych wyżej zarzutów mogę dorzucić jeszcze, że minimalistyczny język i narracja skutecznie utrudniają wciągnięcie się w samą fabułę. Opisów nie ma albo porażają schematycznością. Ale jako że zepchnęłam ją na dalszy plan, to ciężko mi Dżunglę ocenić negatywnie. Jest to co najmniej powieść porządna i porządne science fiction. Jego fani mogą sięgać po tę pozycję w ciemno. Reszta niech się lepiej wcześniej zastanowi. Jednocześnie intryguje, co w przyszłości Dariusz Sypeń nam za serwuje. I już teraz deklaruję się, że z chęcią to przeczytam :)
Marre
Problemom poruszanym w powieści poświęciłam dużo więcej miejsca niż zamierzałam, ale mówi się trudno. I z zaciśniętymi zębami przechodzi do właściwej powieści. A z niej wieje... nudą? Nie, to byłoby chyba zbyt duże uproszczenie. Bo momentami Dżungla wciągała mnie jak mało kiedy. Były to jednak raczej fragmenty, o których wspomniałam wcześniej, niż właściwa akcja. Bo jej de facto prawie nie było. Naliczyłam całe trzy sceny na niej się skupiające i nie wypadły najlepiej. Czuć, że nie jest to najmocniejsza strona Dariusza Sypenia. Od początku nie chodziło o szybki bieg wydarzeń czy nawet nie o plot twisty. Co nie zmienia faktu, że chętnie zobaczyłabym odrobinę dynamiki, szczególnie na pierwszych 100 stronach, które w zasadzie służą wyłącznie zapoznaniu się z głównymi bohaterami i nie dzieje się tam nic kluczowego.
Wspomniałam o głównych bohaterach. Ani Daniel, ani Francesca nie chwycili mnie za serce. Rozumiem, że autor z rozmysłem nie kreował ich na wyjątkowe jednostki, ale nie przypadli mi do gustu. Francesca wydała mi się płytka i irytująca, a seksoholizm Daniela [nigdzie nie zostało to tak określone, ale ja wiem swoje] był raczej zbędny. Od ról, jakie odgrywali w całej historii, ważniejsze okazało się to, że dzięki nim mogliśmy w ogóle dowiedzieć się o pewnych sprawach. Równie ciekawy mógłby być punkt widzenia Luizy [czy jak ją kto chce nazywać], choć wymagałoby pewnej zręczności, by utrzymać w jej wypadku napięcie.
Jak napisałam w tytule: świetne science fiction zapakowaną w przeciętną powieść. Do wymienionych wyżej zarzutów mogę dorzucić jeszcze, że minimalistyczny język i narracja skutecznie utrudniają wciągnięcie się w samą fabułę. Opisów nie ma albo porażają schematycznością. Ale jako że zepchnęłam ją na dalszy plan, to ciężko mi Dżunglę ocenić negatywnie. Jest to co najmniej powieść porządna i porządne science fiction. Jego fani mogą sięgać po tę pozycję w ciemno. Reszta niech się lepiej wcześniej zastanowi. Jednocześnie intryguje, co w przyszłości Dariusz Sypeń nam za serwuje. I już teraz deklaruję się, że z chęcią to przeczytam :)
Marre
Za możliwość pesymistycznej podróży na Marsa dziękuję wydawnictwu
Autor: Dariusz Sypeń
Tytuł: "Dżungla"
Wydawnictwo: Czwarta strona
Stron: 398
I wydanie: 2015
Gatunek: science fiction
Ocena: 6/10
Tytuł: "Dżungla"
Wydawnictwo: Czwarta strona
Stron: 398
I wydanie: 2015
Gatunek: science fiction
Ocena: 6/10
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Czytam fantastykę
Historia z trupem
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu [217,5+2,9=220,4cm]