środa, 28 stycznia 2015

[95] GRA ENDERA, gra o Ziemię

Autor: Orson Scott Card
Tytuł: "Gra Endera"
Oryg. tytuł: "Ender's Game"
Seria: "Saga Endera"
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Stron: 325
I wydanie: 1977 (PL - 1991)
Gatunek: SF
Ocena: 9/10







Od dawna chciałam przeczytać coś Orsona Scotta Carda. No wiecie, klasyka. Więc gdy pewnego ponurego dnia znalazłam w bibliotece to cudo (okryte romantyczną folią), pobiegłam czym prędzej do pani bibliotekarki, skacząc wesoło z nóżki na nóżkę (no dobra, nie do końca tak to wyglądało, ale sama wizja mnie rozwałkowała :P). I nie żałuję.

Wobec śmiertelnego zagrożenia nadciągającego z kosmosu Ziemia przygotowuje swoją broń ostatniej nadziei. Jest nią chłopiec, w którym odkryto zalążki niezwykłego geniuszu wojskowego. Czas nagli, a przyszłość dwóch cywilizacji spoczywa w rękach dziecka...

Ta książka jest nie tylko niesamowicie dobrze dopracowana. Perfekcyjność po prostu kapie jak klej z podgrzanej książki (coś dziwne dzisiaj te wizje). Każda sytuacja jest naprawdę przemyślana. Czasami miło odpocząć od sieczki w głowach co poniektórych autorów i traktowania przez nich kartki jak płótna pod dzieła abstrakcyjne. Czasami trzeba wyłożyć kawę na ławę, nie bawić się w barwne opisy (które tutaj pasowałyby jak wół do karety), by skupić się na ważniejszych kwestiach.

Na czym? Orson Card świetnie przedstawia w swojej powieści psychikę postaci i psychologię dowodzenia. Nie pamiętam, kiedy ostatnio spotkałam się z czymś takim. Autor jest prawdziwym znawcą tematu. Sposoby kierowania Enderem i zmuszania go do doskonalenia (i argumentowania tego, bo nie jest to znikąd wyciągnięte od tak sobie) powalają. Zaskoczono mnie wiele razy - nigdy nie sądziłam, że spotkam tak dogłębną analizę tematu, jeśli nie sięgnę po literaturę specjalistyczną (a nie sięgnę).

Jak już wspomniałam, jestem pod wrażeniem konstrukcji postaci. Kocham je (a może ich? - w końcu prawie sami faceci) za realizm. Alai, Shen, Groszek, Valentine, Peter i wielu innych. Podobni w podejściu autora, ale każdy obdarzony taką cechą, która wpływa na wszystkie inne. ... ... Ciężko mi idzie tłumaczenie.

Nie sposób nie wspomnieć też o kosmitach. Z początku zdenerwowałam się. Kolejne Robale. Ale później przekonał mnie do siebie sam pomysł na wojnę: Być może to inna kultura, być może są nawet dobrzy, ale skoro nas zaatakowali, a porozumienie jest niebezpieczne, to musimy ich zniszczyć (to nie cytat, ale kwintesencja). Mnie, bojowniczkę o prawa kosmitów, ujęło dogłębnie to proste podejście. Jednocześnie ta część mojej natury (pragnąca wszystkich zrozumieć i pogodzić, której nigdy nie dopuszczam do głosu w codziennym życiu) zachwyciła się jedną z ostatnich scen z udziałem Endera i Królowej.

Przyczepić się do czegoś? Do końca nie mogłam przyzwyczaić się do tego, że bohaterami są kilkuletnie dzieci. W później latach, kiedy mieli po kilkanaście, ok. Ale nauczyć się algebry w wieku trzech lat? Może to mój kompleks, ale nie.

Książka mnie powaliła. To moje pierwsze spotkanie z Orsonem Scottem Cardem, ale na pewno nie ostatnie. Polecam absolutnie każdemu. To trzeba przeczytać.

Marre

źródło: splay.pl

Książka bierze udział w wyzwaniach:
Czytam fantastykę
Historia z trupem
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu - 18,4+2,1=20,5cm