wtorek, 10 października 2017

Hans Christian Andersen "Improwizator" | Ach, ten romantyzm

W tle fragment okładki

Nie mogłabym, pisząc o Improwizatorze, nie nawiązać do baśni Andersena. Moje dzieciństwo upłynęło właśnie pod ich znakiem; bracia Grimm nie mieli szans. Gdy dziś wracam do baśni w ogóle, stwierdzam, że te drugie (mówimy oczywiście o wersjach nieocenzurowanych) były po prostu brutalne. W pewnym wieku wydziobywanie oczu złym siostrom Kopciuszka wydaje się już tylko dziwne. Natomiast najlepszym przymiotnikiem opisującym baśnie Andersena byłoby w moim odczuciu "niepokojące". Obraz dziewczyny wpadającej w bagno, gdyż stanęła na chlebie, pozostanie ze mną do końca życia. Podobnie moje ulubione Dzikie łabędzie wciąż poruszają wyobraźnię. W Improwizatorze czuć klimat tych baśni. Choć może to po prostu romantyzm. Zapraszam.

Losy tytułowego improwizatora, Antonia, śledzimy już od jego wczesnego dzieciństwa. Wychowywany samotnie przez owdowiałą matkę chłopiec dość szybko zostaje osierocony. Trafia do chłopskiej rodziny w Kampanii, gdzie pewnego razu przypadkiem napotyka członka wpływowej rzymskiej rodziny Borghese. Zafascynowani inteligencją chłopca i jego talentem do improwizowania wierszy, postanawiają wziąć go pod swoje skrzydła i zadbać o jego edukację. Antonio dorasta, a wraz z nim jego zamiłowanie do poezji oraz wrażliwość na piękno świata. Jednak tym, co najmocniej na niego wpływa są kolejne jego miłości.

Życie Antonia to nieustanne zbiegi okoliczności, dramaty i... podróże po Włoszech. Nadrzędnym celem jakichkolwiek zmian w scenerii wydaje się chęć wplecenia poetyckich opisów wszystkich miejsc we Włoszech, jakie odwiedził autor. Jest to na tyle ostentacyjne, że można się bić głowie, ale można też skupić się na samych opisach. A te są naprawdę czarowne. Zawsze wydawało mi się, że nie znoszę nadmiernego rozpoetyzowania w literaturze, ale tutaj te wszystkie z lekka przesadzone metafory i stosy epitetów zaskakująco pasują i wcale nas nie rażą. I to raczej nie dlatego, że są tak świeże i odkrywcze. Czy to kwestia "magii Italii"? Czy może raczej zakotwiczenia stylu powieści w percepcji narratora-improwizatora? Ciężko mi powiedzieć. Ale nawet jeśli nie przepadacie za "malarskimi opisami" i całą resztą tego sentymentalnego tałatajstwa, to nie skreślajcie z góry Improwizatora.

I o ile rozpoetyzowanie jestem w stanie zaakceptować, nawet pomimo kilku porządnych dreszczy mego wewnętrznego poczucia dobrego smaku, to jest coś, do czego jednak muszę się przyczepić. Fabuła. I nie chodzi już o te podróże, nie chodzi nawet o czerpanie ze wszystkich możliwych motywów romantyzmu. Antonio, mimo bycia bohaterem bardzo romantycznym, okazuje się na początku naprawdę fascynującym narratorem. Już w pierwszych akapitach ubolewa nad tym, jak próżność uniemożliwia mu obiektywne opisanie własnych losów. Później znajdziemy więcej ciekawych charakterologicznie epizodów: jak scena, gdzie odmawia brania lekcji hebrajskiego, aby jego przyjaciel mógł spotykać się z dziewczyną, którą pokochał. Albo konflikt między oczekiwaniami Borghese a jego wewnętrznym pragnieniem uprawiania poezji. Problem polega na tym, że ukazują one wyłącznie pewien wyrywek psychiki Antonia, ale w żaden sposób nie kleją się ze sobą. Jego spójne scharakteryzowanie okazuje się niemożliwe. Podobnie z jego romansami. Każda z jego ukochanych jest inna i logicznym byłoby ukazać wpływ, jak obcowanie z tak różnymi kobietami wpłynęło na jego kształtowanie się jako człowieka. Tymczasem powieść kończy się spotkaniem tej jedynej (nie jest to duży spoiler, zwłaszcza, że kandydatek jest wiele). W swoistym epilogu poznajemy Antonia jako szczęśliwego męża i ojca, nie dowiadujemy się nawet nic o jego późniejszych losach jako improwizatora. Jakby Andersen miał ciekawy pomysł na postać, ale zupełnie nie potrafił jej zbudować. Ostatecznie wszystkie wątki poboczne zostają na wpół rozgrzebane i satysfakcjonująco zamknięty zostaje tylko ten miłosny.

Improwizator nie jest na pewno pozycją jednoznacznie złą. Z jednej strony to pięknie napisane dzieło swojej epoki, z całym bagażem motywów i rekwizytów. Z drugiej i bardziej uniwersalnej - powieść o zmarnowanym potencjale. Jeśli szukacie czegoś romantycznego spoza kanonu, to może się Wam spodobać. Nie oczekujcie tylko jakiegoś zapomnianego arcydzieła.


Marre


Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu MG.


Autor: Hans Christian Andersen
Tytuł: "Improwizator"
Oryg. tytuł: "Improvisatoren"
Wydanie: MG, Kraków 2017
Tłumaczenie: Hieronim Feldmanowski
Stron: 333
Rok I wydania: 1835 (PL - 1859)
Gatunek: obyczajowe
Werdykt: polecam - nie polecam