niedziela, 12 sierpnia 2018

O ostrej satyrze czy szkodliwym czytadle? | "Dziennik Bridget Jones" H. Fielding



Z góry zaznaczam: Dziennik Bridget Jones nie podobał mi się. Bywał niezły, jako całość czytał się naprawdę lekko, ale jakieś jego 30% wywoływało we mnie uczucie tak głębokiego zażenowania, jak dawno żadne dzieło kultury*. I teraz chcę się zastanowić, o co w tym właściwie chodzi. Zapraszam.


Krótkie przypomnienie: Bridget Jones w roku swych 30. urodzin postanawia zacząć prowadzić dziennik., by opisywać w nim swoje codzienne życie i pilnować dotrzymywania noworocznych postanowień. Ta mieszkająca w Londynie samotna neurotyczka ma obsesję na temat swojej wagi i poszukiwania stałego partnera. W tym miejscu, wyjmując Bridget z całego jej otoczenia, muszę stwierdzić, że... to naprawdę fajna bohaterka, z którą łatwo się kobietom utożsamiać. Kto nigdy nie czuł wyrzutów sumienia z powodu pudełka lodów? Ja ostatnio wczoraj, bo dzisiaj miałam zbyt dobry humor. Kto nigdy nie miał wrażenia, że ma do czynienia z "popaprańcem"? Doskonale sportretowana została (oczywiście w stosownie przesadzony sposób) też presja wobec kobiet do zawarcia związku małżeńskiego. Choć irytowało mnie, że chwilami sposób przedstawiania Bridget za bardzo szedł w stronę poprawiania humoru czytelniczkom na zasadzie "ok, nie jesteśmy aż tak koszmarne".

Tutaj zatrzymajmy się na chwilę. Ta powieść ma dwadzieścia lat. We wstępie do Reakcji Susan Faludi Agnieszka Graff wzmiankuje o Bridget Jones jako powieści postfeministycznej (s. 17 - Czarna Owca 2013). Mam wątpliwości i wobec moich wątpliwości też mam wątpliwości. Chciałabym bowiem odczytywać Dziennik Bridget Jones jako krytykę przedstawionych w nim wartości, przede wszystkim obsesyjnego dążenia do małżeństwa i zaspokojenia społecznych oczekiwań wobec własnej osoby. Wskazywałaby na to powszechna hiperbolizacja, zwłaszcza w kwestii kreacji bohaterów. Należy też pamiętać, że to reinterpretacja Dumy i uprzedzenia - i nieprzystawalność pewnych wydarzeń do współczesnych realiów (piszę to mimo całej miłości, jaką darzę tę powieść, i jeszcze większej, którą odczuwam w stosunku do jej serialowej ekranizacji BBC) również można traktować jako krytykę nieprzystawalnych wzorców kulturowych. Bo o ile gdy w oryginale pan Darcy ratuje Lizzy przed zniesławieniem bez jej wiedzy, nie drażni to zbytnio, gdyż sama bohaterka ma niewielką moc sprawczą jako kobieta w ówczesnym społeczeństwie. Ale gdy Mark wyciąga matkę Bridget z afery finansowej, która negatywnie rzutuje również na jej córkę, i informuje ją o wszystkim po fakcie, to zaczynam czuć się niekomfortowo.

Mam jednak z taką interpretacją duży problem. Mianowicie z moich obserwacji wynika, że większość czytelniczek nie dostrzega w Dzienniku Bridget Jones tej całej krytyki i traktuje go jako zabawny chick lit, uznając najwyraźniej krytykowane wzorce jako coś normalnego. Ja sama nie potrafię rzec, na ile świadomie to wszystko zostało przez autorkę zamierzone. Już kiedyś, przy okazji recenzji Na pokuszenie, pisałam Wam, że mocny wpływ na mój odbiór książki ma świadomość z jaką autor(ka) zawarł(a) w niej określone treści. Zupełnie inaczej traktuję książki "dobre", świadomie poruszające problemy, a inaczej te "ciekawe", gdzie coś wypływa przy okazji. (W tej klasyfikacji "ciekawa" jest Achaja, więc sami rozumiecie). Tutaj dodatkowo doszłoby ewentualne kompletnie błędne odebranie tej powieści przez czytelników, co również pośrednio wystawia autorce świadectwo.

Zwłaszcza, że problemu nie stanowi przede wszystkim główna bohaterka i jej związki, tylko jej matka: egocentryczna, toksyczna w sposobie, jaki krytykuje Bridget i próbuje "wepchnąć" ją w kolejne związki oraz po prostu głupia. Sceny z jej udziałem czytałam z mieszaniną głębokiego zażenowania i niedowierzania. Ta parodia zaszła w moim mniemaniu zbyt daleko, gdyż nie potrafię pani Jones traktować jako zhiperbolizowanej matki wtrącającej się w życie swojej dorosłej córki, a po prostu niezwykle toksyczną postacią, również w stosunku do swojego męża. Nie wspominając o tym, że irytuje mnie zastosowane tu wynaturzenie feministycznej myśli "życia dla siebie" i wyzwalania z tradycyjnych ról płciowych, które tu sprowadza się do kaprysu narcystycznej osoby. Podobne wątpliwości wzbudzają też inni bohaterowie. Weźmy chociażby Toma, homoseksualnego przyjaciela Bridget. Otóż ma on kompleks na punkcie garbatego nosa i wbrew radom wszystkim poddaje się jego operacji, w wyniku czego przez tydzień wygląda jak ofiara pobicia. Gdy jego partner widzi go w tym stanie... wyjeżdża na kilka dni. A Tom nie wychodzi z domu, wstydząc się komukolwiek w tym stanie pokazać. Jak cała sprawa się kończy? Para godzi się i żyje sobie dalej jakby nigdy nic.

Dziennik Bridget Jones to dużo mniej zabawna powieść, niż można by oczekiwać po jej kultowym statusie. To nawet nie kwestia braku wybuchów głośnego śmiechu podczas lektury, a tego, że częściej niż rozbawienie odczuwamy zażenowanie wyczynami bohaterów. Niepokojąca jest również zupełnie niewyraźna granica między tym, co należy odbierać jako ostrzejszą krytykę społeczną, a tym, co w ciepły sposób miałoby wyśmiewać pewne schematy zachowań, w żaden sposób nie aspirując do ich zmiany. Niezależnie od intencji Helen Fielding cała ta powieść, łącznie z późniejszymi tomami i ich ekranizacjami, żyje własnym życiem, gdzie najwyraźniej nie dostrzega się licznych nieprawidłowości w ukazanych w niej relacjach. Jest to według mnie na tyle ciekawy przypadek, że warto Dziennik Bridget Jones znać. No właśnie: "ciekawy". B po napisaniu tej recenzji jakoś mniej chce mi się wierzyć w "dobrość" tej powieści.



Marta



*Chyba pamiętam nawet jakie. Ale ono było dużo gorsze. Milion razy gorsze. Nigdy nie oglądajcie Za jakie grzechy, dobry Boże? I nie puszczajcie tego na lekcji francuskiego, kiedy uczeń nie ma możliwości uciec ani chociaż schować się pod ławkę.




Autor: Helen Fielding

Tytuł: "Dziennik Bridget Jones"
Oryg. tytuł: "Bridget Jones's Diary"
Cykl: "Dziennik Bridget Jones" (1/4)
Seria wydawnicza: Litera w spódnicy
Wydanie: Axel Springer Polska & Zysk i S-ka, Warszawa 2001
Tłumaczenie: Zuzanna Naczyńska
Stron: 235
Rok I wydania: 1996 (PL - 1998)