W ostatnim czasie możemy zauważyć sporą popularność "feministycznych" książek dla dziewczynek - prezentujących inspirujące postacie i zachęcających do realizacji marzeń, przede wszystkim w sferze zajęć uznawanych za typowo męskie. Od początku doceniałam ten trend, ale też nie odczuwałam jakiegoś przesadnego pociągu do tego typu pozycji. Sięgnęłam po jedną z nich dopiero teraz, gdy zaproponowano mi zrecenzowanie Kosmicznych dziewczyn Libby Jackson. Jak ten pomysł wypadł w praktyce? Zapraszam.
Na Kosmiczne dziewczyny składa się pięćdziesiąt jeden jednostronicowych opowieści o kobietach, które przyczyniły się do rozwoju badań i eksploracji Kosmosu. Historie podzielone, mniej więcej chronologicznie, na pięć grup odpowiadających różnym stadiom rozwoju astronautyki: czasom poprzedzającym loty w kosmos (do 1957), ich początkom (1957-1972), okresowi "stacji i promów kosmicznych" (1972-2000), życia i długotrwałych badań na stacjach kosmicznych (2000 do dzisiaj) oraz osobom, których aktualne badania i dokonania, zapowiadają przyszłe "trendy" w astronautyce i mają szansę umożliwić nowe odkrycia naukowe. Całość poprzedzona jest wstępem, w którym Libby Jackson opowiada o swoich własnych doświadczenia (jest kontrolerką lotów i kierowniczką programu kosmicznego brytyjskiej agencji kosmicznej UKSA). Książka posiada też szczegółową oś czasu oraz... ilustrowany indeks. Niesamowicie doceniam, że autorka nie zdecydowała się na klasyczny zbiór opowiastek, tylko na leksykon odpowiednio dostosowany do wieku odbiorców. Choć ten też jest ściśle doprecyzowany: oś czasu może się wydać nudna najmłodszym czytelniczkom, ale poszczególne "notki biograficzne" powinny zaciekawić już dzieci w wieku wczesnoszkolnym*.
Piszę "notki biograficzne" w cudzysłowie, bo mimo wszystko ciężko mi je określić tym terminem. Z jednej strony, cieszę z bardzo opisowego ich stylu, zrezygnowaniu z dat, wpleceniu popularnonaukowych faktów na temat samego kosmosu i skupieniu się na ogólnych osiągnięciach bohaterek oraz ciekawostkach z nimi związanych. Ale. Mam problem z bardziej "coachingowymi" ich fragmentami. Rozumiem, że pełnią one funkcję morałów i są zwłaszcza przydatne dla najmłodszych czytających książkę samodzielnie. Ponownie: ale. Bardzo raził mnie ich hurraoptymistyczny ton, często stojący w sprzeczności z prezentowanymi informacjami. W momentach, gdy wiedza czy osiągnięcia bohaterek są ignorowane tylko ze względu na ich płeć (jak choćby w przypadku Jerrie Cobb, która na przełomie lat 50. i 60. otrzymywała lepsze wyniki badań predyspozycji od astronautów-mężczyzn, ale jej program i tak rozwiązano), przygnębiający wydźwięk nieudolnie tuszowany jest sztucznym poszukiwaniem pozytywów (w tym przypadku: co z tego, że wszyscy mieli cię gdzieś, udowodniłaś, że jesteś lepsza). W moim odczuciu ociera się to o brak szacunku wobec tych kobiet oraz ich dramatów i wobec samej historii.
To zresztą nie jedyny problem z doborem bohaterek. Im dalej w przeszłość, tym obecność niektórych wydaje się bardziej naciągana - nie liczą się same osiągnięcia, a fakt, że były kobietami i coś tam osiągnęły - patrz: Émilie du Châtelet, tłumaczka dzieł Newtona na francuski. Niby rozumiem potrzebę ich uhonorowania, a także wypełnienia luki w całej historii, ale to tylko podkreśla, jak mały udział miały w tym wszystkim kobiety. Kontrowersyjna w moim odczuciu jest również obecność choćby "żon astronautów misji Mercury 7". Z tekstu wynika, że autorka wyróżniła je za wpieranie swoich mężów, ale bardzo szybko przechodzi do ogólnego pisania o roli wsparcia psychologicznego dla kosmonautów. Równocześnie podkreśla to, jak musiały zmierzyć się z nagłą popularnością i oczekiwaniem po nich bycia perfekcyjnymi paniami domu. Rzadko trącam te nuty, ale czy te panie (niezależnie od tego, kim w rzeczywistości były) zostały wyróżnione m. in. za idealne wypełnianie wzorców narzuconych przez patriarchalne społeczeństwo? No błagam. Przy czym dopuszczam możliwość, że to bardziej wina średnich umiejętności literackich autorki i nieumiejętności należytego wyeksponowania właściwych informacji niż złej woli i/lub niezrozumienia idei własnej książki.
Te zgrzyty nie wpływają jednak znacząco na wysoką jakość reszty książki, choć stanowią wyczuwalną łyżkę dziegciu w tej beczce miodu. Nie będę ukrywać - Kosmiczne dziewczyny połknęłam za jednym posiedzeniem. (Co trudne ogółem nie jest, ale mnie samej rzadko się zdarza). To nie tylko źródło wielu "poważnych" informacji, ale też tony fascynujących ciekawostek. Na przykład takiej, że córeczka pierwszej pilotki i dowódczyni wahadłowca, Eileen Collins, myślała, że wszystkie mamy latają w kosmos. (Awwww...). Paradoksalnie wielką siłą tej pozycji jest również fakt, że przez wiele lat kobiety odgrywały marginalną rolę w przemyśle kosmicznym, w związku z czym udaje się opowiedzieć o mniej typowych, a wciąż ważnych, zadaniach z nim związanych i ludziach, którzy w mniej zauważalny sposób odmienili oblicze kosmonautyki. Jak choćby o Ricie Rapp, która zaprojektowała sposób przechowywania posiłków w przestrzeni kosmicznej. Czy o grającej w Star Treku, Nichelle Nichols, znanej mi dotąd tylko jako pierwsza kolorowa osoba, która pocałowała na ekranie białego człowieka, ale również, jak się okazuje, będącej pronaukową aktywistką zaangażowaną w programy równościowe w NASA.
Podoba mi się też część aktywizująca. Można dodać swój ex libris w formie przepustki "pionierek galaktyki", a na końcu znajduje się miejce do zaprojektowania swojej własnej misji inspirowanej działalnością bohaterek książki. Całość nie byłaby też w połowie tak ciekawa, gdyby nie oprawa graficzna. Libby Jackson zaprosiła do współpracy studentów oraz absolwentów kierunku ilustracji i mediów wizualnych na London College of Communication. To o tyle ciekawe, że ilustracje są naprawdę różnorodne stylistycznie, ale w żadnym wypadku nie ma się wrażenia chaosu.
Co tu dużo mówić: Kosmiczne dziewczyny nie są książką idealną, ale ich wady nie wpływają bezpośrednio na jakość lektury. To świetne źródło wielu ciekawostek i informacji o nieznanych szerzej osobach. W tym miejscu muszę też wyrazić nadzieję, że trend inspirujących biografii dla dzieci będzie się rozwijać i że autorzy tego typu pozycji nie poprzestaną na kierowaniu ich do dziewczynek. Chłopcy też zasługują na podobne pozycje, a poza tym - to z czytelnictwem wśród nich mamy większy problem. Ale póki co - czytajmy, zachwycajmy się i zachęcajmy dziewczynki do spełniania swoich marzeń.
Marta
*Tzn. przykład anegdotyczny: ja czytałabym.
Na Kosmiczne dziewczyny składa się pięćdziesiąt jeden jednostronicowych opowieści o kobietach, które przyczyniły się do rozwoju badań i eksploracji Kosmosu. Historie podzielone, mniej więcej chronologicznie, na pięć grup odpowiadających różnym stadiom rozwoju astronautyki: czasom poprzedzającym loty w kosmos (do 1957), ich początkom (1957-1972), okresowi "stacji i promów kosmicznych" (1972-2000), życia i długotrwałych badań na stacjach kosmicznych (2000 do dzisiaj) oraz osobom, których aktualne badania i dokonania, zapowiadają przyszłe "trendy" w astronautyce i mają szansę umożliwić nowe odkrycia naukowe. Całość poprzedzona jest wstępem, w którym Libby Jackson opowiada o swoich własnych doświadczenia (jest kontrolerką lotów i kierowniczką programu kosmicznego brytyjskiej agencji kosmicznej UKSA). Książka posiada też szczegółową oś czasu oraz... ilustrowany indeks. Niesamowicie doceniam, że autorka nie zdecydowała się na klasyczny zbiór opowiastek, tylko na leksykon odpowiednio dostosowany do wieku odbiorców. Choć ten też jest ściśle doprecyzowany: oś czasu może się wydać nudna najmłodszym czytelniczkom, ale poszczególne "notki biograficzne" powinny zaciekawić już dzieci w wieku wczesnoszkolnym*.
Piszę "notki biograficzne" w cudzysłowie, bo mimo wszystko ciężko mi je określić tym terminem. Z jednej strony, cieszę z bardzo opisowego ich stylu, zrezygnowaniu z dat, wpleceniu popularnonaukowych faktów na temat samego kosmosu i skupieniu się na ogólnych osiągnięciach bohaterek oraz ciekawostkach z nimi związanych. Ale. Mam problem z bardziej "coachingowymi" ich fragmentami. Rozumiem, że pełnią one funkcję morałów i są zwłaszcza przydatne dla najmłodszych czytających książkę samodzielnie. Ponownie: ale. Bardzo raził mnie ich hurraoptymistyczny ton, często stojący w sprzeczności z prezentowanymi informacjami. W momentach, gdy wiedza czy osiągnięcia bohaterek są ignorowane tylko ze względu na ich płeć (jak choćby w przypadku Jerrie Cobb, która na przełomie lat 50. i 60. otrzymywała lepsze wyniki badań predyspozycji od astronautów-mężczyzn, ale jej program i tak rozwiązano), przygnębiający wydźwięk nieudolnie tuszowany jest sztucznym poszukiwaniem pozytywów (w tym przypadku: co z tego, że wszyscy mieli cię gdzieś, udowodniłaś, że jesteś lepsza). W moim odczuciu ociera się to o brak szacunku wobec tych kobiet oraz ich dramatów i wobec samej historii.
To zresztą nie jedyny problem z doborem bohaterek. Im dalej w przeszłość, tym obecność niektórych wydaje się bardziej naciągana - nie liczą się same osiągnięcia, a fakt, że były kobietami i coś tam osiągnęły - patrz: Émilie du Châtelet, tłumaczka dzieł Newtona na francuski. Niby rozumiem potrzebę ich uhonorowania, a także wypełnienia luki w całej historii, ale to tylko podkreśla, jak mały udział miały w tym wszystkim kobiety. Kontrowersyjna w moim odczuciu jest również obecność choćby "żon astronautów misji Mercury 7". Z tekstu wynika, że autorka wyróżniła je za wpieranie swoich mężów, ale bardzo szybko przechodzi do ogólnego pisania o roli wsparcia psychologicznego dla kosmonautów. Równocześnie podkreśla to, jak musiały zmierzyć się z nagłą popularnością i oczekiwaniem po nich bycia perfekcyjnymi paniami domu. Rzadko trącam te nuty, ale czy te panie (niezależnie od tego, kim w rzeczywistości były) zostały wyróżnione m. in. za idealne wypełnianie wzorców narzuconych przez patriarchalne społeczeństwo? No błagam. Przy czym dopuszczam możliwość, że to bardziej wina średnich umiejętności literackich autorki i nieumiejętności należytego wyeksponowania właściwych informacji niż złej woli i/lub niezrozumienia idei własnej książki.
Te zgrzyty nie wpływają jednak znacząco na wysoką jakość reszty książki, choć stanowią wyczuwalną łyżkę dziegciu w tej beczce miodu. Nie będę ukrywać - Kosmiczne dziewczyny połknęłam za jednym posiedzeniem. (Co trudne ogółem nie jest, ale mnie samej rzadko się zdarza). To nie tylko źródło wielu "poważnych" informacji, ale też tony fascynujących ciekawostek. Na przykład takiej, że córeczka pierwszej pilotki i dowódczyni wahadłowca, Eileen Collins, myślała, że wszystkie mamy latają w kosmos. (Awwww...). Paradoksalnie wielką siłą tej pozycji jest również fakt, że przez wiele lat kobiety odgrywały marginalną rolę w przemyśle kosmicznym, w związku z czym udaje się opowiedzieć o mniej typowych, a wciąż ważnych, zadaniach z nim związanych i ludziach, którzy w mniej zauważalny sposób odmienili oblicze kosmonautyki. Jak choćby o Ricie Rapp, która zaprojektowała sposób przechowywania posiłków w przestrzeni kosmicznej. Czy o grającej w Star Treku, Nichelle Nichols, znanej mi dotąd tylko jako pierwsza kolorowa osoba, która pocałowała na ekranie białego człowieka, ale również, jak się okazuje, będącej pronaukową aktywistką zaangażowaną w programy równościowe w NASA.
Podoba mi się też część aktywizująca. Można dodać swój ex libris w formie przepustki "pionierek galaktyki", a na końcu znajduje się miejce do zaprojektowania swojej własnej misji inspirowanej działalnością bohaterek książki. Całość nie byłaby też w połowie tak ciekawa, gdyby nie oprawa graficzna. Libby Jackson zaprosiła do współpracy studentów oraz absolwentów kierunku ilustracji i mediów wizualnych na London College of Communication. To o tyle ciekawe, że ilustracje są naprawdę różnorodne stylistycznie, ale w żadnym wypadku nie ma się wrażenia chaosu.
Co tu dużo mówić: Kosmiczne dziewczyny nie są książką idealną, ale ich wady nie wpływają bezpośrednio na jakość lektury. To świetne źródło wielu ciekawostek i informacji o nieznanych szerzej osobach. W tym miejscu muszę też wyrazić nadzieję, że trend inspirujących biografii dla dzieci będzie się rozwijać i że autorzy tego typu pozycji nie poprzestaną na kierowaniu ich do dziewczynek. Chłopcy też zasługują na podobne pozycje, a poza tym - to z czytelnictwem wśród nich mamy większy problem. Ale póki co - czytajmy, zachwycajmy się i zachęcajmy dziewczynki do spełniania swoich marzeń.
Marta
*Tzn. przykład anegdotyczny: ja czytałabym.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu oraz firmie Business and Culture.
Autor: Libby Jackson
Tytuł: "Kosmiczne dziewczyny"
Oryg. tytuł: "A Galaxy of Her Own"
Wydanie: Wydawnictwo Kobiece, Białystok 2018
Tłumaczenie: Ewa Borówka
Ilustracje: różni autorzy
Stron: 143
Rok I wydania: 2017 (PL - 2018)