sobota, 25 marca 2017

Ian Tregillis "Powstanie" | Po prostu inteligentna rozrywka



Ostatnio mam niebywałe szczęście do dobrej prozy rozrywkowej i Powstanie z pewnością zalicza się do tej kategorii. Pierwsza część trylogii, Mechaniczny (moja recenzja tutaj), choć nie zachwycała, to wzbudziła u mnie pewną dawkę sympatii. Dlatego z przyjemnością sięgnęłam po kolejny tom, który, choć z inaczej rozłożonymi akcentami, nie odstaje poziomem od pierwszego.

*poniższy opis zawiera spoilery do poprzedniego tomu (i pochodzi z okładki*

Odrodzony w ogniach zniszczonej Wielkiej Kuźni Jax rozpoczyna życie jako wolny klakier. Z wyzwoleniem wiąże się jednak ogromne brzemię. Jax pragnie wolności dla swoich mosiężnych braci i sióstr. Nadziei upatruje w na poły legendarnej królowej Mab i jej mitycznej arkadii ukrytej gdzieś daleko na północy kontynentu.

Berenice pełniła funkcję Talleyranda – szpiegmistrzyni, bohaterki dziesiątków opowieści, herosa ludu Nowej Francji. A potem popełniła błąd… Została wygnana z kraju i pochwycona przez drakońską sekretną policję zegarmistrzów. Choć jej dni zdają się policzone, nadal zamierza za wszelką cenę dążyć do odmienienia losów wojny.

Mosiężny Tron planuje znów najechać francuskie ziemie. Ostatnim bastionem Francuzów jest dotąd niezdobyta twierdza Zachodniej Marsylii. Właśnie tu do obrony przygotowuje się kapitan Hugo Longchamp. Zadanie ma wyjątkowo trudne, bo naprzeciw niestrudzonej armii mechanicznych żołnierzy może wystawić jedynie znękane i nieprzetestowane oddziały złożone w większości z kupców i rzemieślników. Sytuacja dawno nie była tak beznadziejna.

*koniec opisu*

Zaczniemy od rzeczy nieprzyjemnych, aczkolwiek mam nieprzyjemne wrażenie, że już typowych: zwalonej korekty i redakcji! Naprawdę nie spodziewałam się niczego innego po tłumaczonej pozycji SQN-u. Smutne, ale prawdziwe. Bo choć tym razem nie otrzymujemy takiej kondensacji błędów jak na początku tomu pierwszego, to różowo nie jest. Oprócz literówek z gatunku tych niewykrywanych przez Worda (jak zwykle nie mogę nie podzielić się swoim ulubieńcem: Kobieta trzymała gruchoczącego posłańca w dłoni (...). (s. 20) To był gołąb! Nie rozklekotany Ursus!), najbardziej rzucają się liczne błędy w zapisie dialogów oraz didaskaliów, gdzie myślniki pojawiają się i znikają wedle swojego widzimisię, oraz nietrzymające się kupy, głównie za sprawą błędnie użytych spójników, zdania złożone. Coś czuję, że niedługo machnę wpis o złej korekcie. Bójcie się.


Walka o wolność w praktyce

Ale w zasadzie to było tyle w temacie wad, bo ta powieść jest naprawdę dobrą fantastyczną przygodówką. Podkreślam ostatnie określenie, gdyż to ono odpowiada za różnice w klimacie obu tomów. W Powstaniu nie znajdziemy tak dużej ilości refleksji i filozoficznych rozważań, co w Mechanicznym (choć trochę też się ich pojawi). Nie uznałabym tego jednak wadę; otrzymujemy w zamian dużo więcej ważnych dla fabuły wydarzeń. Akcja rozpoczyna się zaraz po zakończeniu tomu pierwszego i jej tempo pozostaje spójne z drugą połową tamtego. Rozważania na temat zagadnień duszy klakierów oraz ich wolnej woli pozostają wciąż aktualne. Wychodzą jednak całkowicie ze sfery teoretycznej. Klakierów nie reprezentuje już sam Jax (którego zresztą powinnam nazywać Danielem); to różnorodna grupa, która coraz bardziej miesza w przedstawionym świecie.

Na ich przykładzie doskonale widzimy problemy, z jakimi muszą się borykać bojownicy o wolność - osobnicy, którzy nie potrafią z niej korzystać. Usiłują być niezależni za wszelką cenę i redefiniować samych siebie z bardzo różnymi skutkami. Niezwykle porusza wizja "wymieniania się" częściami swoich ciał, obrzydliwa dla Daniela; oto do czego jest się w stanie posunąć człowiek, szukając własnej tożsamości. Klakierzy nie potrafią być równi, w ich społeczeństwie dochodzi do wypaczeń. Ciekawy jest też kontrast oraz animozje pomiędzy abolicjonistami a mechanicznymi. Choć stoją niby po jednej stronie, to bardzo różnie podchodzą do wielu spraw.


Na bohaterów (zazwyczaj) można liczyć

Jeśli chodzi o głównych bohaterów, to nastąpiły tutaj pewne zmiany. Nadal jest ich troje, aczkolwiek mojego ukochanego pastora Vissera, z ważnych dla intrygi powodów, zastąpił kapitan Longchamp. Z początku wydał mi się on kolejnym przedstawicielem gatunku twardzieli (który pojawił się tylko po to, aby czytelnik dowiedział się, co się dzieje za murami Nowego Paryża), lecz szybko go polubiłam. Bo jest po prostu niezwykle sympatyczny. Tak mało, a tak wiele. Prostolinijnie religijny, pragmatyczny patriota o niewyparzonej gębie; a w wolnym czasie dzierga wełniane ubranka dla dzieci z sierocińca, w którym sam się wychował. Przy okazji naszła mnie refleksja, jak bardzo w świecie Tregillisa religia jest związana z tożsamością narodową - aspekt często pomijany przez autorów. Jeśli czymś trylogia Wojen alchemicznych zaskoczyła mnie najmocniej, to właśnie przedstawieniem religii i wiary żyjącej w bohaterach. W Powstaniu ten motyw wciąż jest silnie obecny.

Następuje też dalszy rozwój pozostałych narratorów. A raczej zmiana sposobu patrzenia na nich. Trochę to enigmatyczne, więc już wyjaśniam: Berenice poznaliśmy jako osobę, która zrobi wszystko, aby Nowa Francja była wolna. I w swej ambicji popełni dużo błędów, ale czytelnik jest jej skłonny to wybaczyć. Powstanie uświadamia nam jednak, po jak wielu trupach dąży do obranego celu. I nie jest nim wyzwolenie klakierów - pozostaje ono wyłącznie środkiem. I choć nie jest ona postacią negatywną, to jej obecność tworzy ciekawy konflikt interesów oraz dysonans między protagonistami.

Jeśli coś mnie zawiodło, to Jax/Daniel. W tomie pierwszym jego osobowość wciąż się rozwijała, lecz teraz reprezentuje tę grupę bohaterów, którzy jako jedyni mają prawidłowy kręgosłup moralny i dzięki temu zbawiają świat. I choć jego przemyślenia wydają się interesujące, to sam wypada na tle pozostałych wyjątkowo nijako. Mam nadzieję, że zakończenie trylogii coś na tym polu zmieni.


Po prostu inteligentna rozrywka

Świat Powstania jest tym samym ładnym światem Mechanicznego, aczkolwiek autor zwraca na niego dużo mniejszą uwagę. Ma to swoje zalety: w tej części nie znajdziemy już raczej dziwnych połączeń pseudopoetyckich metafor ze stricte technicznymi szczegółami, które wcześniej dość mocno mnie raziły. Mniej też rzucają się w oczy drobne charakterystyczne dla wszelkich "punków" absurdziki i niekonsekwencje w rozwoju świata. Ogólnie raczej nie znajdziemy tu stylistycznych popisów ze względu na przygodowy "profil" powieści, ale całość napisana jest sprawnie i świadomie. Podobało mi się kilkukrotne zastosowanie retrospekcji w momentach kulminacyjnych - z jednej strony udało się uniknąć deus ex machina, a z drugiej nie popsuto budowanego napięcia.

Powstanie dość mocno różni się od poprzedniego tomu, ale nie ustępuje mu poziomem, a nawet nieco go przewyższa. To naprawdę inteligentna rozrywka, przy której można dobrze się odprężyć. A o ile Mechaniczny "tylko" mi się podobał, to teraz poczułam szczerą sympatię do tej trylogii. I czekam na jej zakończenie - Wyzwolenie ukaże się w Polsce w sierpniu. Polecam.

Marre

PS. Zapraszam na trwający na blogu konkurs (link). Do wygrania "Milionerka. Zagadka Barbary Piaseckiej-Johnson" Ewy Winnickiej!

Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję


Mechaniczny | Powstanie | Wyzwolenie


Tytuł: "Powstanie"
Oryg. tytuł: "Rising. The Alchemy Wars: Book Two"
Cykl: "Wojny alchemiczne" (tom 2/3)
Seria wydawnicza: "Imaginatio"
Wydanie: SQN, 2017
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Stron: 430
Rok I wydania: 2015 (PL - 2017)
Gatunek: clockpunk, historia alternatywna