Obejrzałam ostatnio film. Dziewczynę z portretu. Dobry, niezły, ale nie wybitny. Momentami reżyser dość mocno przeholował z dramą i szeroko pojętą estetycznością. Ale to tylko moje odczucie, a poza tym chciałam pisać o czymś innym. Otóż w trakcie oglądania rzucił mi się w oczy egoizm Lily. Skupiała się na tym, jak źle czuje się w swoim ciele itd. (co oczywiście stanowiło wielki dramat), a zupełnie nie myślała o tym, gdzie w tym wszystkim miejsce dla Gerdy. To ogromna luka w kreacji bohaterki, a najśmieszniejsze, że mało kto ten problem zauważył. Lily jest bezduszna i samolubna: gdy Gerda potrzebuje męża, Lily oferuje jej przyjaciółkę. Uderzył mnie strasznie ten kompletny brak empatii. I w tym momencie naszła mnie refleksja: czym się różni wada charakteru od wady jego konstrukcji? I gdzie leży granica między nimi?
Problem z ich odróżnieniem jest dosyć dziwnego rodzaju. Bo czysto teoretycznie, autor może stwierdzić: czytelnik sam powinien interpretować zachowanie bohatera i odbierać je odpowiednio jako pozytywne lub negatywne. I tak z pewnością działoby się w świecie idealnym, gdzie nie pisano by złych książek. Ale, niespodzianka, na planecie Ziemia takowe jednak powstają. I to w dość sporych ilościach. Ba, one często są bestsellerami! A swoją drogą, źle skonstruowana postać potrafi przecież pojawić się nawet w dobrej pozycji. Czasem to kwestia niedopatrzenia ze strony autora, braku obiektywizmu. Z góry zastrzegam, iż moje poniższe uwagi odnoszą się raczej do literatury i kina popularnego. Przy pozycjach ambitniejszych (choć to raczej kwestia wyczucia i prywatnego odbioru niż wyraźnego podziału) zakładam celowy zabieg.
Jak napisałam, ktoś tu przesadził ze stroną estetyczną, ale sprawia to, że kadry z filmu świetnie nadają się na ilustracje. Do czegokolwiek. |
Największy problem pojawia się w przypadku wad... lekkich. Nie w postaciach jednoznacznie negatywnych, ale najczęściej w tych, którym kibicujemy (lub celem autora jest, abyśmy tak czynili). Odnoszę wrażenie, że w przeważającej większości przypadków rozbija się o egocentryzm, egoizm, nadwrażliwość i wspomniany brak empatii. Bo przecież postać ta stanowi oś fabuły, więc autor naturalnie się na niej koncentruje i... ta postać w swoich poczynaniach również staje się mocno zapatrzona w siebie. Ale to jeszcze nie musi być wada konstrukcji. Wciąż jeszcze może to być wada charakteru. Wystarczy... No właśnie co? Wypomnieć to bohaterowi! Tego właśnie zabrakło w Dziewczynie z portretu. Można to zrobić w zasadzie na dwa sposoby: albo autorefleksji wywołanej jakimś wydarzeniem, albo ustami innej postaci. Tutaj właśnie zabrakło mi sceny, w której Gerda krzyczy: Pomyśl o mnie! Postaraj się dla mnie! A Einar/Lily odpowiedziałby: Starałem się, ale nie mogę! (Dobra, wspomniałam o nadwyżce "dramy" i taki dialog z pewnością przydałby jej jeszcze więcej, ale w końcu nie jestem scenarzystką). W tym momencie nieuświadomiona wada stałaby uświadomioną. I byłoby cudnie.
Owszem, można to zrobić subtelniej, zwłaszcza że i w prawdziwym życiu brakuje we wzajemnych relacjach tego oczyszczającego wyjaśnienia, co w zachowaniu ukochanej osoby nam nie pasuje. Innym sposobem jest subtelne zasugerowanie czytelnikowi, że można wszystko było załatwić inaczej, lepiej. Że główny bohater mógł nie mieć racji.
Problem z tym zagadnieniem jest taki, że naprawdę ciężko go zauważyć. Nie tylko autorowi, ale i czytelnikowi. Prawda wychodzi na jaw zazwyczaj dopiero przy głębszej analizie. Dużo częściej pojawia się w literaturze popularnej. Primo: pisarze w jakichś 70% są niestety słabsi warsztatowo, secundo: główni bohaterowie zazwyczaj kreowani są na jednoznacznie pozytywnych. O czymś takim pisałam w recenzji Wyznań gejszy (klik). Warto też zauważyć, że tego typu błąd w przypadku konstrukcji antybohatera jest prawie niemożliwy, a już na pewno zawsze inaczej go odbieramy.
Poczytując różne poradniki pisania, chyba nie znalazłam nigdzie poruszonego tego tematu. Zbliżył się do tego Stephen King, pisząc o "wyrzucaniu swoich ulubionych scen". Gdy coś/kogoś lubimy, trudniej zauważyć jego wady. Nie tylko, jeśli chodzi o pisanie. A co pozostaje czytelnikowi? Czytać i być czujnym.
Marre