Tym razem, zanim przejdę do właściwej recenzji, chciałabym zwrócić waszą uwagę na serię wydawniczą, w której opisywana książka została opublikowana. Nie wiem w sumie, czy mogę mówić o serii – wydawnictwo jej tak nie nazywa. Ale fakt pozostaje faktem, że od tego roku Państwowy Instytut Wydawniczy wziął się za wznawianie i wydawanie XX-wiecznej klasyki japońskiej w spójnej szacie graficznej. Na pierwszy ogień poszła Złota pagoda Yukio Mishimy (której jeszcze nie przeczytałam), potem pojawił się rzeczony Dziennik szalonego starca, a na listopad zapowiedziano premierowy zbiór opowiadań Jestem, tęsknię, mówię Yūko Tsushimy – córki Osamu Dazaia (autora genialnego Zatracenia, czyli jednej z tych książek, które z uporem maniaka polecam przy każdej okazji). Ale dosyć tego: dzisiaj zajmujemy się pozycją środkową – ostatnim dziełem jednego z najwybitniejszych japońskich pisarzy. Zapraszam.
Dziennik szalonego starca to, jak wskazuje już sam tytuł, fikcyjne zapiski starszego mieszkańca Tokio. Dość zamożny mężczyzna znacząco niedomaga już na zdrowiu, potrzebuje całodobowej opieki pielęgniarki i co i rusz poddawany jest kolejnym zabiegom. Mieszka w jednym domu ze swoją żoną, synem, synową oraz wnukiem w wieku szkolnym. Centrum jego życia stanowi jednak synowa – piękna i samolubna Satsuko. Coraz większa obsesja starca na jej punkcie zaczyna budzić niepokój pozostałych członków rodziny.
Tanizaki w Dzienniku… połączył szczerość tej formy literackiej z niezwykle wysokiej jakości stylem, tworząc dzieło o efekcie oddziaływania podobnym do Lolity – bo mimo że działania bohatera oceniamy negatywnie, to budzi on w nas swego rodzaju współczucie, a nawet sympatię. Zwłaszcza że jego psychika skonstruowana jest w sposób niezwykle wiarygodny i ciekawy. Uczynienie protagonisty starszym mężczyzną daje również okazję do wielu ciekawych refleksji na temat zmian społecznych i kulturowych w Japonii. Chociażby dla skonfrontowania jej obrazu z młodości bohatera, czyli epoki Meiji, oraz z lat 60 XX w. warto japoniofilom zapoznać się z tą książką.
Warto zwrócić uwagę na kontekst powstania dzieła: Tanizaki napisał je w wieku 76 lat, trzy lata przed śmiercią. Cierpiał wówczas od kilku lat na paraliż prawej ręki spowodowany wcześniejszym wylewem – z jej niedowładem zmaga się również jego bohater. Panteon chorób wieku starczego przedstawiony w książce brzmi autentycznie; chyba żaden twórca nie zdecydowałby się na tak nieprawdopodobną mieszankę. Opisy codziennych dolegliwości stanowią ważny element powieści, bo wokół nich kręci się życie uwięzionego w swoim coraz mocniej niedomagającym ciele bohatera. Równocześnie zdaje on sobie sprawę, że są one zjawiskiem czegoś większego: nieuchronnie zbliżającej się śmierci.
I to właśnie zmaganie się z myślą o niej stanowi główny acz niewypowiedziany temat Dziennika…. Jednak nie jest to sentymentalne „oswajanie się”, które ma nas „wzruszyć” czy „wywołać refleksje na temat życia i śmierci”. Bohater wyraźnie sobie z tym wszystkim nie radzi i stąd wypływa jego „szaleństwo”. Seksualna obsesja na punkcie Satsuko nie jest jego sednem, a tylko jednym z objawów. W tej relacji mężczyzna cofa się do pozycji beznadziejnie zakochanego nastolatka, tradycyjnie popełniającego największe głupstwa, aby tylko otrzymać fałszywy okruch uczucia od swej wybranki, mającej nad nim całkowitą władzę. Pragnienie dostrzeżenia w nim „prawdziwego mężczyzny” bohater łączy z uwielbieniem dla młodości Satsuko, tak bezpowrotnie dla niego minionej. Obsesja ta staje się erzacem posiadania celu i szczerej chęci życia.
Jednak to nie jedyny objaw. Bohater poddaje się kolejnym badaniom i zabiegom, ale cieszy się, gdy z różnych powodów nie dochodzą one do skutku. Chce żyć, ale nie potrafi zaakceptować wszystkich nieuniknionych elementów starości. Natomiast samą myśl o śmierci ukrywa za drobiazgowym planowaniem swojego pochówku. Starannie dobiera miejsce, obrządek oraz kształt nagrobka, choć wprost mówi o sobie jako o człowieku niewierzącym. Pusta forma pozwala skupić mu się na kwestiach czysto estetycznych, odsuwając kluczowe pytania.
Jedyna rzecz, która drażni mnie w Dzienniku…, to… postać Satsuko. Jest skonstruowana spójnie; problemu nie stanowi również moja osobista i dobrze uzasadniona niechęć do archetypu femme fatale. Uważam jednakże, że taki kształt nadany jej przez autora stanowczo zubaża całą treść, ograniczając jej wątek do dość podstawowego schematu. Satsuko to poniekąd osoba pełna sprzeczności: gdy poznał ją syn głównego bohatera, pracowała jako tancerka w klubie. Protagonista sam przyznaje, że za czasów jego matki włączenie takiej kobiety do rodziny byłoby nie do pomyślenia. Tymczasem okazuje się ona sprawną gospodynią, choć nie traci nic na swojej „nowoczesności”. Nie daje się ograniczać małżeństwu, ustanawia własne zasady. Wszystko dobrze, ale: obsesję teścia lekceważy, traktując przede wszystkim jako sposób na osiągnięcie osobistych korzyści: swoistego immunitetu w sporach z teściową i pretekstu do przyjmowania drogich podarunków… Okej, jednak łączenie „niezależności” z „zepsuciem” u najbardziej wyrazistej postaci kobiecej w utworze budzi mój spory sprzeciw. Ale przede wszystkim wydaje mi się, iż postawienie na jego miejscu kogoś innego dałoby dużo ciekawszy efekt. Chociażby „pokornej japońskiej żony”, której awanse teścia nie sprawiałaby satysfakcji, tylko stawiały w niezręcznym położeniu. Nie mogę pozbyć się myśli, że w tym przypadku autor uległ po prostu własnym uprzedzeniom (o jego relacjach z kobietami można pisać dużo, ale na pewno nie użyłabym sformułowań takich jak „partnerskie” czy „pełne szacunku”).
Dziennik szalonego starca to utwór o wysokiej jakości literackiej, ale z oczywistych powodów nie mógł zająć specjalnego miejsca w moim serduszku. Jest to jednak pozycja słusznie uznawana za klasyczną i warta poświęcanej jej uwagi. Polecam.
Marta
Autor: Jun'ichirō Tanizaki
Tytuł: "Dziennik szalonego starca"
Oryg. tytuł: "Futen Rojin Nikki"
Wydanie: Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2018
Tłumaczenie: Mikołaj Melanowicz
Stron: 199
Rok I wydania: 1962 (PL - 1972)