niedziela, 9 września 2018

O różnorodności zniewolenia | "Imperium konieczności" G. Grandin


Każdy, kto ma odrobinę oleju w głowie, doskonale rozumie, jak niesprawiedliwe oraz niemiarodajne są średnie ocen na książkowych portalach, i na pewno nie polega na nich przy doborze własnych lektur. Ciekawi mnie jednak, czy istnieje ktoś, komu na widok wyjątkowo niskiej noty nie zapaliłaby się w głowie czerwona lampka. Nawet jeśli dana pozycja wydawałaby mi się całkiem przyzwoita i wyjątkowo trafiałaby w jego tematyczne gusta. Z tej też przyczyny do Imperium konieczności Grega Grandina - którego wcześniejsze dzieło zatytułowane Fordlandia znalazło się w finale Nagrody Pulitzera dla Najlepszej Książki Historycznej - podchodziłam jak do jeża i kupiłam dopiero, gdy udało mi się je zdobyć za dyszkę. Teraz opowiem Wam, jak dobrze było to wydane dziesięć złotych i jak bardzo załamuje mnie poziom czytania ze zrozumieniem w narodzie. Zapraszam.

Na pierwszy rzut oka Imperium konieczności. Niewolnictwo, wolność i oszustwo w Nowym Świecie to pozycja specyficzna i skierowana do bardzo wąskiej grupy odbiorców. Otóż Greg Grandin bada w niej wydarzenia historyczne stojące za powstaniem Benito Cereno - noweli Hermana Melville'a. Miały one miejsce w 1805 roku u wybrzeży Ameryki Południowej. Wówczas to kapitan Amasa Delano - pochodzący ze Stanów Zjednoczonych zadeklarowany przeciwnik handlu ludźmi - wszedł na pokład "Tryala", zrujnowanego i pozbawionego większości załogi hiszpańskiego okrętu wiozącego niewolników. Długo nie wiedział jednak, że to ci ostatni wymordowali marynarzy, a serdeczny w stosunku do niego kapitan był tylko ich marionetką.

Grandin obiera sobie za przewodnika Melville'a oraz jego prozę (ostatnio na każdym kroku wpadam na Moby Dicka, więc chyba najwyższa pora go przeczytać) i w kolejnych częściach przedstawia nam różne aspekty całej sytuacji: wygląd handlu niewolnikami na ziemiach hiszpańskich; otoczenie, w którym dorastał Delano, a także walkę o niepodległość Stanów i starcie dwóch przeciwnych poglądów na niewolnictwo; właściciela buntowników z "Tryala" oraz działalność hiszpańskich kolonii w Ameryce Południowej; morskie interesy Amasy; ewentualny wpływ islamu ("ewentualny wpływ" rozumiany jako "z bardzo sporym prawdopodobieństwem wyznawali islam") na poczynania niewolników; a w końcu sam przebieg buntu oraz jego dalsze konsekwencje.

Sama forma Imperium konieczności niezwykle kojarzy mi się z arcygenialnym Wytępić całe to bydło Svena Lindqvista, gdzie autor w opisywaniu kolonialnego rasizmu podążał śladem Josepha Conrada i gdzie również pewną rolę odgrywała analiza literacka. To podobieństwo na pewno świadome i które nie sposób brać za złe w świetle wysokiej jakości obu dzieł. Zwłaszcza, że tam, gdzie Lindqvist wpisuje różne zdarzenia w ramy jednego zjawiska, Grandin szczegółowo rozszczepia jedno. Bo czy na pierwszy (a sądząc po wspomnianych wyżej opiniach czytelników: na drugi i trzeci też) rzut oka cokolwiek łączy wymienione w poprzednim akapicie tematy? Dopiero, gdy podążymy za myślą autora, odnajdziemy całą masę drobnych powiązań, z których Grandin tworzy opowieść o różnych rodzajach zniewolenia, któremu można było ulec na przełomie XVIII i XIX wieku, oraz o skomplikowanej ówczesnej idei wolności.

Autor pisze o zależności kolonii od krajów europejskich, Rewolucji Francuskiej, władzy kapitana nad marynarzami, niesprawiedliwych i na wpół niewolniczych umowach zawieranych przez załogi, a także o więzach długów. Równocześnie udaje mu się zachować równowagę, nie przeważyć dygresjami nad meritum i pozostawić w centrum "klasyczne" niewolnictwo.

Jednak je też pokazuje od mniej znanej strony. Na Instagramie pytałam Was o książki nawiązujące do problemu niewolnictwa w Ameryce Południowej i zgadnijcie, ile odpowiedzi dostałam. Zero. A choć powiedzieć, że Imperium konieczności wyczerpuje temat to absurdalne nadużycie, to zostaje on satysfakcjonująco liźnięty i czytelnik otrzyma pewne jego bazowe wyobrażenie. (Ale serio, jeśli ktoś z Was zna taką powieść/książkę nonfiction, to niech pisze bez wahania). Niezwykle zaciekawił mnie też wątek wiary muzułmańskiej u niewolników.

Spodobała mi się również sama forma książki. Grandin stosunkowo mało miejsca poświęca prostemu prezentowaniu wniosków; skupia się na przedstawianiu faktów, rekonstruowaniu zdarzeń i podawaniu kontekstów. To w gestii czytelnika leży złożenie tego w całość. (Chciałam napisać, że układa się to w całość dość naturalnie, ale przeczytawszy głosy mówiące o tym, że ktoś oczekiwał książki o niewolnictwie, a dostał o łowieniu fok, zmieniłam zdanie). Mimo pozornego chaosu wszystko ma tu swoje dobrze przemyślane miejsce, co można dostrzec w pełni dopiero po zakończeniu lektury. I ja to doceniam.

Imperium konieczności należy do książek nie tyle pogłębiających wiedzę, co znacznie poszerzających horyzonty i wskazujących białe plamy w naszym rozumieniu świata. Autor przedstawia nowożytne niewolnictwo z innej niż zwykle strony i pomaga nam dostrzec jego mniej znane aspekty. Ta pozycja,  równie mądra, co wciągająca, jest też zwyczajnie bardzo satysfakcjonująca i zamierzam trąbić o niej, ile wlezie.


Marta


PS. Pisałam już na Instagramie/FB, ale powtórzę: Imperium konieczności widziałam na wielu promocjach i w kilku dyskontach książkowych w cenie od dziesięciu do kilkunastu złotych, więc rozważcie przygarnięcie go do siebie. Zwłaszcza że jest przepięknie wydane.


Autor: Greg Grandin
Tytuł: "Imperium konieczności. Niewolnictwo, wolność i oszustwo w Nowym Świecie"
Oryg. tytuł: "The Empire of Necessity. Slavery, Freedom and Deception in the New World"
Wydanie: W.A.B., Warszawa 2015
Tłumaczenie: Paweł Lipszyc
Stron: 382 (z przypisami)
Rok I wydania: 2014 (PL - 2015)