niedziela, 24 kwietnia 2016

W ŚNIEŻNĄ NOC | Trzy dziwne wigilijne opowieści

Tak sobie wyobrażałam okoliczności akcji tych trzech mikropowieści. źródło zdjęcia: toledoblade.com

Czasem chcę się zapchać literackim fast foodem, odpocząć od głębi psychologicznej, odprężyć się przy bezmyślnym czytadle. I wtedy sięgam po amerykańskie młodzieżówki, znane jako literatura young adult. Najlepiej te "dziewczyńskie", oparte na romansie. Czasem moje oczekiwania zostają w pełni zaspokojone (a nawet otrzymuję więcej, jak w przypadku Eleonory i Parka - recenzja), a czasem wręcz przeciwnie (patrz: Musimy coś zmienić - recenzja). Podobna motywacja kierowała mnie przy wyborze W śnieżną noc. I w zasadzie czuję, że swój cel osiągnęłam.

Jest to zbiór trzech mikropowieści (?) o nastoletniej miłości. Akcja wszystkich toczy się w zasypanym zwałami śniegu miasteczku Gracetown w Wigilię Bożego Narodzenia. Niesprzyjające warunki pogodowe i kilka nietypowych wydarzeń odmienią życie kilkorga bohaterów.

Po krótkim zastanowieniu stwierdzam, że właściwie nie warto recenzować każdej opowieści z osobna. Są po prostu zbyt do siebie podobne. Naprawdę, po raz kolejny przeraża mnie amerykański sposób produkcji pisarzy. Tych trzech mikropowieści nie da się w zasadzie odróżnić. Gdyby napisał je ten sam autor, pod względem stylu i języka nie zmieniłyby się wcale. Styl historyjek określiłabym jako zerowy. To znaczy ktoś je napisał, całkiem sprawnie, lekko i zabawnie, ale nie mają żadnych walorów artystycznych/estetycznych. Język natomiast jest prosty i młodzieżowy. Warto też wspomnieć o samej formie opowieści. Teoretycznie to mikropowieści, są podzielone na rozdziały itd. Tyle że objętość to zasługa wyłącznie olbrzymiej czcionki i ogółem napęczniałej szary graficznej. Wystarczyłoby tylko nieco przeredagować te historie, aby zmieniły się w opowiadania o łącznie długości mniejszej niż sto stron... Ale wówczas nie sprzedałoby się to za 34,90 zł.

Jeśli chodzi o same fabuły, to one również mają pewne cechy wspólne. Jeśli chodzi o autorów, to bliżej poznałam tylko Johna Greena (moje recenzje jego książek znajdziecie tutaj) - Maureen Johnson przewinęła się jedynie jako współautorka niektórych opowiadań z Kronik Bane'a (klik), a Lauren Myracle w ogóle nie kojarzę. Dla mnie charakterystyczną cechą powieści Johna Greena, oprócz specyficznego humoru, jest nierealność opowiadanych historii. To nie są typowe historie przeciętnych nastolatków, co zawsze delikatnie mnie irytowało. I tutaj również wszystkie "powieści" zaliczają się do tej kategorii. Można to lubić albo nie. Ja chyba zachowam stosunek ambiwalentny.

Opowiastki same w sobie są jednak bardzo przyjemne. Idealne dla kogoś szukającego odprężającej lektury i komu nie przeszkadza drobny (albo spory) brak logiki w działaniach bohaterki pierwszej powieści. Najmocniejszym elementem całość jest z pewnością sposób, w jaki poszczególne historie przenikają się i łączą. Jak bohaterowie ukazywani są z różnych punktów widzenia. Reasumując, będzie to miła lektura dla miłośniczek young adultów. Reszta może sobie chyba odpuścić.

Marre

Autorzy: Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle
Tytuł: "W śnieżną noc. Świąteczne opowiadania o miłości: Podróż wigilijna, Bożonarodzeniowy Cud Pomponowy, Święta patronka świnek"
Oryg. tytuł: "Let It Snow. Three holiday romances: The Jubilee Express, A Cheertastic Christmas Miracle, The Patron Saint of Pigs"
Wydawnictwo: Bukowy Las
Tłumaczenie: Magda Białoń-Chalecka
Stron: 335
I wydanie: 2008 (PL - 2014)
Gatunek: romans dla młodzieży
Ocena: 5,5/10