wtorek, 12 lipca 2016

Kōbō Abe - KOBIETA Z WYDM | Broniąc się przed piaskiem

kadr po prawej: 1001plus.blogspot.com
Przez chwilę zastanawiałam się, czy recenzować tę książkę, bo ciężko mi o niej powiedzieć coś więcej niż "dziwna, ale dobra". Jednak stwierdziłam, że jeśli opublikowanie recenzji oznacza, że ktoś po "Kobietę z wydm" sięgnie, to chętnie się nieco pogimnastykuję. Bo to pozycja naprawdę warta uwagi.

Pewien nauczyciel wyrusza na wydmy, by badać tamtejsze gatunki owadów. Przypadkiem trafia do domu znajdującego się w piaszczystym dole, ciągle zasypywanego przez piasek, w którym mieszka samotna kobieta. Nie wie, że wydostanie się stamtąd okaże się niezwykle trudne. I czy będzie chciał się wydostać?

Przegrana zaczyna się w momencie, gdy pomyślałeś, że przegrywasz.

Bardzo nie lubię, gdy na okładkach tego typu książek pojawiają fragmenty recenzji z gotową interpretacją dzieła. Co zabawne, nie jest to przypadłość jednego wydawnictwa, postępują tak chyba wszystkie (zakładając, że publikują coś, co można w ogóle interpretować). Nie inaczej sprawa ma się z "Kobietą z wydm". Z góry otrzymujemy wytłumaczenie (no dobrze, odpowiednio je rozwinęłam), że przesypywanie piasku to metafora ludzkiego życia i uwięzienia w dole obowiązków, konwenansów czy pracy zawodowej. Wszystko to żmudne i/lub bezsensowne, człowiek próbuje się zbuntować, ale zdaje sobie sprawę, że to nic nie da, i  w rezultacie zaczyna odczuwać zadowolenie, a nawet szczęście. Za każdym razem ciekawi mnie, czy bez "podpowiedzi" odebrałabym treść tak samo. Nie żeby ta interpretacja mi się nie podobała.

Każdy człowiek posiada własną filozofię, która dla innego nic nie znaczy.

Ale "Kobieta z wydm" to nie tylko metaforyka. To również niesamowite życie wewnętrzne głównego bohatera (zgubiłam jego imię i nie mogę znaleźć). Ktoś na LC przyrównał tę książkę do "Procesu" (recenzja tutaj) i... Nie. Czytając dzieło Kafki czułam się zdradzona przez Józefa K., osamotniona w całym tym obłędzie. Tutaj jest inaczej. Bardzo zżywamy się z protagonistą, razem z nim pragniemy wolności. Autor tworzy niezwykle plastyczne obrazy, w opisach odwołuje się do wszystkich zmysłów. To, w połączeniu z niemożnością "oderwania się" od bohatera, daje niezwykły efekt intymności. Dodatkowo świadomość uwięzienia budzi w nim wiele refleksji nad różnymi aspektami jego dotychczasowego życia: małżeństwem, miłością czy pracą nauczyciela.

Tylko rozbitek, który uniknął śmierci na tonącym okręcie, może pojąć psychikę człowieka, który śmieje się wyłącznie dlatego, że może oddychać.

Równie ciekawą postacią jest kobieta, aczkolwiek jej do końca nie mogłam rozgryźć. Nie wydawała mi się oprawczynią, raczej bierną ofiarą całej sytuacji, próbującą ową biernością zarazić głównego bohatera, widząc w tym jedyne rozsądne wyjście. To również jest wielką siłą tej pozycji. Wydaje się, że można by ją czytać pięć razy i za każdym razem znaleźć interesujący temat do refleksji czy nagle przykuwający uwagę epizod. Takie książki stają się prawdziwą klasyką.

Przystosowanie jest tylko metodą, w żadnym wypadku nie celem.

Cóż jeszcze mogę dodać? "Kobietę z wydm" napisano językiem prostym, ale w pewnym sensie kunsztownym. To samo tyczy się stylu: niby niczym się nie wyróżnia, ale porusza wyobraźnię i wspaniale pasuje do opisywanej historii. No tak, skoro przy tych kwestiach jesteśmy. Tłumaczenie. Nie będzie ono należało do moich ulubionych. Powtórzenia ("w świetle gwiazd okolicę pokrywały plamy światła i cienia" (s. 153)); raz czas teraźniejszy, raz przeszły; koślawe wyrażenia ("załatwili się z tą całą sprawą" (s. 154) - albo "rozprawili się z tym" albo "załatwili tę sprawę"). No i wisienka na torcie: <<"Got a one way ticket to the blues, woo woo" - "To smutny blues o bilecie w jedną stronę"...>> (s. 124). Wygląda to na tłumaczenie. Tyle że jedno zdanie z drugim nie ma za dużo wspólnego. Nie wiem, czy w oryginale mieliśmy tekst angielski i taką oto luźną interpretację japońską, czy może dopiero polski tłumacz "tak się załatwił z tą sprawą". le pozostaje problem: dlaczego ja musiałam na to patrzeć?

Miłość starzeje się natychmiast, tak jak ubranie, które przestaje być nowe, gdy je raz włożymy na siebie. Wystarczy jednak przyprasować zmarszczki i znowu wygląda jak nowa... A potem znowu starzeje się...

No dobra, pora kończyć, bo recenzja "nie wiem, czy coś napiszę" stała się dosyć długa. "Kobieta z wydm" to pozycja fascynująca. Niemal zupełnie pozbawiona akcji, nie pozwala się oderwać. Książka nietypowa, ale naprawdę godna bliższego poznania. Polecam.

Marre

PS. Luźna myśl zapisana w trakcie lektury: "zabawne, że na kartce z cytatami przeplatały się buble tłumaczeniowe i piękne myśli autora".

Plusy:
  • przemyślenia
  • wydźwięk i możliwe interpretacje
  • język i styl
  • refleksje na temat życia codziennego
  • sugestywne opisy

Minusy:
  • tłumaczenie

Autor: Kōbō Abe
Tytuł: "Kobieta z wydm"
Oryg. tytuł: "Suna no onna"
Wydawnictwo: Znak
Tłumaczenie: Mikołaj Melanowicz
Stron: 186
I wydanie: 1962 (PL - 1968)
Gatunek: -
Ocena: 8/10