czwartek, 14 lipca 2016

Tomasz Węcki - WTAJEMNICZENIE | Przyjemne urban fantasy o nieprzyjemnych rzeczach


"Wtajemniczenie" to debiutancka (mikro)powieść Tomasza Węckiego znanego z bloga Spisek Pisarzy. Książkę za darmo ściągnięcie w dowolnym formacie tutaj lub kupicie wersję papierową. Prawdę mówiąc bałam się tej lektury, bo choć ufałam Tomkowi, to jednak "Wtajemniczenie" nie przeszło tradycyjnej ścieżki wydawniczej (pozdrawiam przy okazji wszystkich "walczących", więcej tu). Dodatkowo zmartwiła mnie literówka w blurbie... ale to chyba jedyna w całej książce. Na szczęście.

Wychodzisz z domu i zaczynasz się zastanawiać – czy wyłączyłem żelazko? Czy zamknęłam drzwi? Może warto wrócić i sprawdzić? Niepokój rośnie z każdym krokiem. Wreszcie nie wytrzymujesz, zawracasz, sprawdzasz – jak ostatni frajer, bo przecież wszystko w porządku, zamknięte i wyłączone.

To nie umysł płata Ci figle. Istnieje niewidzialny świat duchów, które żerują na ludzkich emocjach, marzeniach i snach. Twoje obawy o żelazko to sprawka jednego z nich – takiego, co czai się na klatkach schodowych i tuż za bramami. Istnieje mnóstwo stworów jemu podobnych: wywołujących nachalne sny albo sprowadzających napady głodu. Zwykle zostawiają człowieka niedługo po tym, jak zastosują na nim swoje sztuczki. Istnieją jednak potwory dużo groźniejsze; takie, które wybierają swoje ofiary starannie i dręczą je długo, zawzięcie, na wiele sposobów. Aż wreszcie człowiek pęka jak orzech – i można wyjeść z niego, co najsmaczniejsze.

Ty duchów nie widzisz. Tomasz Zając, bohater „Wtajemniczenia”, widzi je doskonale. Co zrobi z taką wiedzą? Co Ty byś z nią zrobił?

(Opis z okładki jest tak świetny, że zostawiam).

Ekspres, tani grat, syczał i burczał, jakby zaraz miał wywołać rewolucję.
- Załóż związek zawodowy z lodówką i kiblem. Takiej presji nie wytrzymam - mruknąłem.

Ale przejdźmy do samej treści. "Wtajemniczenie" to typowe urban fantasy. Dobre urban fantasy zaznaczmy, ale bardzo typowe. Fabularnie autor wykorzystuje dobrze znane wszystkim schematy, ale robi to poprawnie. I co najważniejsze popełnia najlepszą możliwą rzecz i uzupełnia je nowatorskim oraz bogatym światem. (Niby gdzieś obija mi się w głowie, że z czymś takim się gdzieś/kiedyś spotkałam, ale może to tylko moja szyszynka przewraca się na drugi bok, więc to zignoruję i będę się zachwycać). Bo nie tylko wymyślił przeciekawe otoczenie pełne duchów żywiących się ludzkimi emocjami, ale po prostu sprawił, że czytelnik czuje, jak wiele ich jest, jak cisną się do zewsząd do jego głowy. Znajdujemy je na każdym kroku i widzimy ich różnorodność (matko, z pokemonami mi się skojarzyło x(). Otrzymujemy nawet całkiem sporo (jak na 130 stron) osobnych epizodów, pozwalających nam lepiej zgłębić naturę upiorków. W dość lekkiej książce Węcki porusza poważne problemy codziennego życia, a także pisze o ludzkich przywarach czy lękach, obrazując je odpowiednimi duchami. Nie spodziewałam się tego typu głębi i uważam to za największy atut tej (mikro)powieści.

Kiedy człowiek wie, czego i jak szukać, sieć staje się niewyczerpanym źródłem wiedzy, choćby i tajemnej. Kiedy nie wie, ogląda koty lub zdjęcia cudzych posiłków.

(Kochany blogger zażarł cały akapit o bohaterach. Od nowa dawaj). Tomasz Zając właściwie niczym nie wyróżnia się z całej czeredy protagonistów urban fantasy (i właściwie fantastyki "masowej" w ogóle). Nie jest skonstruowany źle, ale według pewnego utartego schematu. Żadnej cechy czy nawyku pozwalającego mu się wybić. Nieciekawa przeszłość, trudne dzieciństwo, samotnik, patologiczny altruizm. Kojarzycie? Swoją drogą jestem ciekawa, skąd się wzięła taka masochistyczna skłonność do ratowania innych. Można by to fajnie umotywować.

Książeczka ma 131 stron i pochłonęłam ją przez pół dnia, nie starając się zbytnio. Autor pisze naprawdę lekko i całość okrasza sporą dawką świetnego humoru. Akcja nie pędzi jakoś specjalnie, ale nie uświadczymy też żadnych dłużyzn. Jeśli coś mi przeszkadzało, to fakt, że fabuła rozwijała się przez sto kilka stron, by zaraz potem nastąpił wielki finał. Być może to kwestia małej objętości, ale ten przeskok wydał mi się mało płynny.

Przekartkowałem kilka rozdziałów. Wszędzie to samo - rozpaczliwa walka autora i tłumacza o to, kto bardziej spartaczy. (Muszę użyć tego w którejś recenzji).

Czy polecam? Tak, bo to naprawdę porządne urban fantasy. Ale może zapytam inaczej: czy chcę więcej? Tak, szczególnie, że autor zapowiadał, że to swoista próba generalna. Tylko tym razem proszę mi to wydać w normalnym wydawnictwie. Żeby więcej osób o Tomaszu Zającu usłyszało i żeby już nikt z niczym nie walczył. Bo pacyfistką jestem.

Marre

PS. Najlepsza metoda, aby otrzymać egzemplarz recenzencki: "Jak chcesz, to daj". <3

PS2. Żądam więcej o dziadku-komuniście!

P32. To druga książka z autografem w mojej biblioteczce! (Nie licząc tego, którego wzięłam na ojca, a on nawet nie przeczytał do końca, paskud).

Plusy:
  • przebogaty, świetnie wykorzystany świat
  • humor
  • lekki styl
  • przyjemne, wciągające czytadło
  • OBRAZKI!
  • dziadek-komunista <3 (zakładam fanklub)

Minusy:
  • mało wyróżniający się bohater
  • bezszeryfowa czcionka (tradycjonalistką jestem)
  • kropli kleju zabrakło w drukarni
  • za mało dziadka-komunisty x(

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Tomkowi Węckiemu :)

Autor: Tomasz Węcki
Tytuł: "Wtajemniczenie"
Wydawnictwo: - (Ridero)
Ilustracje: Maciej Piątek
Stron: 131
I wydanie: 2016
Gatunek: urban fantasy
Ocena: 6.5/10 (dobry/bardzo dobry)