Sądziłam, że wybór odpowiedniej grafiki zajmie mi trochę... ale nie, to musiała być Hawana <3 kadr: assassinscreed.wikia.com |
Grafomania to według Wikipedii patologiczny przymus pisania utworów literackich. Zwykło się tak określać każdą źle napisaną, a mimo to wydaną książkę. Dla mnie grafomanem jest jednak autor, który potrafi pisać, robi to nawet sprawnie, ale bez najmniejszego polotu. Piszący beznamiętnie. To dla mnie największy grzech. I takim grzesznikiem jest Oliver Bowden.
Pierwsza połowa XVIII wieku, złota era piractwa. Nowy Świat nęci śmiałków bogactwem. Edward Kenway – arogancki młody Walijczyk, którego obsesją jest złoto – nie może oprzeć się pokusie spędzenia reszty życia na pełnym morzu. Po tym, jak jego rodzinne gospodarstwo pada ofiarą ataku, Edward podąża za swoim pragnieniem i wkrótce zyskuje sławę jednego z najniebezpieczniejszych korsarzy swoich czasów. Jego drogę znaczą jednak chciwość, ambicje i zdrada. A kiedy na jaw wychodzi spisek grożący zniszczeniem wszystkiego, co drogie jego sercu, w Kenwayu budzi się żądza zemsty. I tak oto zostaje wciągnięty w odwieczną walkę asasynów z templariuszami.
na podstawie opisu z okładki
Będzie to recenzja bardziej nieobiektywna niż zwykle, gdyż "Black Flag", na podstawie którego powstała "Czarna bandera", to moja ulubiona gra. Nie, graczem wymagającym ani wyrobionym nie jestem. Za to wiem, że formuła AC odpowiada mi idealnie, a BF było moim pierwszym spotkaniem z serią i najbardziej udanym. Pokochałam atmosferę, piękne lokacje, fabułę i bohaterów (o interfejsie, który pozwolił mi się poczuć boginią mordu może wspominać nie będę). Niekoniecznie w tej kolejności. Nic więc dziwnego, że ktoś wpadł na pomysł, aby podarować mi na urodziny powieść na podstawie gry. Już wtedy słyszałam sporo uwag na temat "twórczości" Olivera Bowdena, więc postanowiłam nie oczekiwać od lektury niczego nadzwyczajnego, ot, odwzorowania klimatu BF. Ale widać, wymagałam zbyt wiele.
Oprócz wydarzeń znanych nam z gry, otrzymujemy również informacje o wcześniejszych i późniejszych losach Edwarda Kenwaya. O jego młodości, jakim sposobem poznał miłość swojego życia, Caroline, a także o tym, co zdarzyło po jakże wzruszającym rozwiązaniu akcji w BF. Uważni gracze wiedzą co nieco o tym, chociażby z biogramów postaci albo zwyczajnie z Wikii. To na tych wątkach autor skupił się najbardziej. Jak bardzo, widzimy dopiero, gdy dochodzimy do części fabuły przedstawionej w grze.
Powiedzieć, że Bowden opisuje ją lakonicznie, to mało powiedziane. Po pierwsze robi to skrótowo. Rozumiem, że rozbudowane misje są często nierealistyczne, ale takie ciachanie ich, to zwykła zbrodnia. Hop-siup i po sprawie. Pisarz zdecydowanie przegiął w drugą stronę. Poza tym często wybiera działanie po najmniejszej linii oporu, tak więc np. przez Tulum bohater przechodzi sobie spacerkiem (a była to jedna z najżmudniejszych misji!). Praktycznie nie widzimy też asasyńskich zdolności Edwarda. Owszem, w grze nie otrzymaliśmy najmniejszego wytłumaczenia, co do ich pochodzenia, ale całkowita z nich rezygnacja nie jest żadnym rozwiązaniem. Po drugie nie otrzymujemy kompletnie żadnego napięcia. Jak napisałam: hop-siup i po sprawie. Jeśli bierzemy się za lekturę powieści przygodowej (a taką w teorii jest "Czarna Bandera"), to chcemy poczuć na własnej skórze klimat tropienia przeciwnika oraz walki. Tutaj otrzymamy jednak co najwyżej suchą relację.
Pomogłaby w tym odrobina opisów, ale tych znajdziemy jak na lekarstwo. Na szczęście w kwestii bohaterów za dużo zepsuć się nie dało. Mary Read i Czarnobrody ponownie zachwycili. Miło było też poznać pogłębioną charakterystykę motywacji Edwarda, co umożliwił nam początek książki. Muszę również przyznać, iż wspaniałym uczuciem było odnajdywać oryginalne dialogi z gry wpisane w fabułę.
Styl autora jest bardzo lekki, ale niczym nie powala. Książkę pomimo objętości można spokojnie przeczytać w dwa dni. Denerwowała mnie jednak naiwna narracja pierwszoosobowa, tj. przytaczanie przemyśleń bohatera w mowie zależnej itp. Z przykrością też odkryłam kilka błędów rzeczowych. Autor w swej manii skracania na stronie 402 stwierdza, jakoby Obserwatorium znajdowało się w Tulum, natomiast już pod koniec książki Edward zakłada swój ulubiony kapelusz, który podobno zgubił gdzieś około strony setnej (nie wiem, dlaczego akurat zapamiętałam ten szczególik). Brawo. "Czarnej bandery" nie polecam. Można to to przeczytać, ale po co, skoro mamy Wikię oraz grę. Chociaż z drugiej strony lektura wielu osobom się podobała. Może więc zadecydujcie sami.
Marre
*Drogi słowniku, czy wiesz, co robisz, podkreślając to imię? Czy jesteś w pełni sił umysłowych?!
PS. Ostatnio sporo marudzę, ale jeśli kogoś zaczynam tym nudzić, to zapowiadam, że teraz szykują się dwie recenzje pochlebne (jedna mocno pochlebna, druga też dosyć chwalebna - ten błąd mnie rozbroił), następnie jedna wręcz przeciwnie, a potem przynajmniej sześć będących zdecydowanie na plusie ;)
PS2. Zdecydowałam się zamienić polecam/nie polecam na plusy/minusy. Dużo wygodniejsze.
Plusy:
- Opisanie wydarzeń sprzed akcji gry.
- Szybko się czyta.
- Lekki styl.
- Ciekawa fabuła.
- Świetni bohaterowie drugoplanowi.
- Skrótowość akcji.
- Niedopracowanie wszystkiego.
- Przydałaby się choć kapka opisów.
- Brak napięcia.
- Błędy rzeczowe.
- Słaba narracja pierwszoosobowa.
Tytuł: "Assassin's Creed. Czarna bandera"
Oryg. tytuł: "Assassin's Creed. Black Flag"
Seria: "Assassin's Creed" [tom 6]
Wydawnictwo: Insignis
Tłumaczenie: Przemysław Bieliński
Stron: 443
I wydanie: 2012 [PL - 2014]
Gatunek: fantasy przygodowe
Ocena: 4/10