zdjęcie po prawej: context.time.com |
Z góry mówię, że zawiodłam się na tej książce. Autorka stworzyła wspaniały pomysł na fabułę. Co więcej, pomysł inspirujący, pomysł, który od razu wywołuje w głowie czytelnika myśl pt. To musi być dobre. Pomysł, który uruchamia wyobraźnię i rozczarowuje przy bliższym poznaniu.
Gdy pewnego dnia owce znajdują swojego ukochanego pasterza ze szpadlem wbitym w brzuch, wiedzą, że ich życie zmieni się nie do poznania. Ale zanim tak się stanie, należy znaleźć mordercę. Bo jak nie one, to kto się tym zajmie?
Nie umarł na chorobę. Szpadel to nie choroba.
Owce, trup i filozofia... Wyobraziłam sobie owce spacerujące po małym miasteczku i podglądające jego mieszkańców, próbując dowiedzieć się czegoś o przyczynach śmierci pasterza. Obserwują różne sytuacje z życia ludzi, interpretując je na swój sposób i pokazując w ten sposób ich bezsens itp. Dobry suspens, humor i interpretacja ludzkiego życia. W teorii to właśnie otrzymałam. Ale wyłącznie w teorii.
Owce nie należą do stworzeń gadatliwych. A to dlatego, że pyszczki mają często pełne trawy, a czasem trawę mają i w głowie.
Moim największym zarzutem jest fakt, że przez znaczną część książki nic się nie dzieje. To znaczy owce stoją na pastwisku i rozwiązywanie zagadki praktycznie stoi w miejscu. Później wykonują różne czynności, chodzą w różne miejsca, podsłuchują różne rozmowy... Ale w żaden sposób nie przybliża nas to do celu. Przez fragment od strony pięćdziesiątej do setnej wręcz z trudem przebrnęłam, tak dosyć miałam tego marazmu. Całość wyjaśnia się właściwie w jednej scenie. Mam wrażenie, że autorka chciała w ten sposób nawiązać do Agathy Christie (?), ale to zupełnie nie ten poziom. Przy czym samo rozwiązanie zagadki bardzo mi się podobało. Ciekawe, aczkolwiek... zaraz miał być koniec!
Lepiej jest rzucać cień, niż w cieniu stać. Ale tymi, którzy stoją w cieniu, też nie wolno pogardzać, zwłaszcza w upalny dzień.
"Sprawiedliwość owiec" sprawia wrażenie źle rozplanowanej. Wątek narkotyków w świetle zakończenia wydaje się niepotrzebny. Bohaterowie ludzcy niby są, ale większości mogłoby równie dobrze nie być. Przeszkadzało też instrumentalne traktowanie owiec. Na początku z dowcipem przedstawiono je, poświęcając każdej jedno zabawne zdanie. Takie dramatis personae. Ale później tylko pojedyncze podlegają jakiejś dywersyfikacji działań, reszta wyciągana jest z pudełka tylko, gdy zajdzie potrzeba (często wprowadza się jakąś owcę tylko na potrzeby jednej sceny!). Choć muszę przyznać, że sposób postrzegania przez nie świata to jedna z najlepszych rzeczy w powieści. I jeden z nielicznych elementów wpasowujących się w to, czego oczekiwałam. (Próbki znajdziecie w cytatach).
Problemem nie są nogi, oczy czy usta - szepnął głos. - Problemy są zawsze w głowie.
Jeszcze słówko o humorze. Wbrew pozorom nie ma go zbyt dużo, ujawnia się, jeśli już, we wspomnianym wyżej owczym sposobie myślenia. Książce bliżej do absurdu, bo sporo scen ma właśnie takie podłoże. Warstwa literacka również łba (niech to będzie łeb, dobra?) nie urywa. Książka napisana jest w sposób dość prosty. Rażą literówki (nie żebym po Amberze oczekiwała czegoś więcej) i wybiórcze spolszczanie owczych imion. Z jednej strony mamy Chmurkę czy Matyldę, a z drugiej Willow lub Pannę Maple.
Nadzieja jest czasem tak wielka, że nie można jej znieść.
"Sprawiedliwość owiec" to powieść z ogromnym i ogromnie niewykorzystanym potencjałem. Część elementów byłaby świetna, ale w połączeniu z innymi dają efekt raczej przeciętny i nierówny. Wielka szkoda. Gorzko się rozczarowałam i raczej nie sięgnę po kontynuację.
Marre
Polecam:
- fanom powieści humorystycznych, bo może im lektura sprawi jakąś przyjemność
- miłośnikom owiec (chociaż w sumie ja też się do nich zaliczam...)
- tym, którzy nie lubią książkowych rozczarowań
- fanom szybkiej akcji
Tytuł: "Sprawiedliwość owiec. Filozoficzna powieść kryminalna"
Oryg. tytuł: "Glennkill. Ein Schafskrimi"
Seria: "Sprawiedliwość owiec" (1/2)
Wydawnictwo: Amber
Tłumaczenie: Jan Kraśko
Stron: 262
I wydanie: 2005 (PL - 2006)
Gatunek: kryminał, humor, absurd
Ocena: 5/10