środa, 14 lutego 2018

O Hiobie-patriocie | "Placówka" Bolesława Prusa


Dzisiaj Walentynki, ale obiecuję, że nie podsunę Wam żadnego romansu. Placówka to powieść zgoła nieromantyczna i po Prusowemu dziwnie niespójna. Ale wciąż ciekawa i warta uwagi. (Recenzja ta powstała na boku dyskusji dziewczyn u Pyzy Pruskiej i to ta zapraszam Was w następnej kolejności).

Józef Ślimak jest dość dobrze prosperującym gospodarzem. Ale do czasu. Dziedzic pobliskiego majątku sprzedaje swoją posiadłość Żydom, aby pokryć długi, i wraz z młodą żoną przenosi się do Warszawy. Na jego miejsce wprowadzają się niemieccy osadnicy. Staje się to początkiem złej passy w życiu głównego bohatera.

Fabułę Placówki możemy podzielić na kilka etapów. Pierwsze kilkadziesiąt stron to wprowadzenie do życia Ślimaka i otaczających go ludzi. W tym miejscu miałam najsilniejsze skojarzenia z Chłopami. I co tu dużo ukrywać - Prus przegrał z kretesem. Może jako pierwszy prowadził temat życia chłopów do polskiej literatury, ale nie zmienia to faktu, że jego obraz wiejskiej rzeczywistości wydał mi się słabym echem wizji z dzieła Reymonta. Nie jest on zły, ale znacznie uboższy i mniej wyrazisty. Jeśli czytaliście Reymonta, to Prus Was niczym w tym temacie nie zaskoczy ani nie zachwyci.

Kolejny etap jest powieści dla mnie najbardziej problematyczny i przez kilkadziesiąt stron miałam ochotę rzucić Placówką o ścianę. Otóż staje się ona na pewien czas powieścią metaforyczną o upadku Rzeczypospolitej Szlacheckiej. Hulaszczy styl życia szlachty (ach te bale i kuligi!) sprawia, że jest ona zmuszona sprzedać swoje dziedzictwo i porzucić zobowiązania wobec chłopów. I wychodzi na tym całkiem dobrze, bo w mieście znajduje mnóstwo okazji do rozrywki. Na miejsce dziedzica wchodzi Żyd oraz Niemcy. Niemcy chcą kupić ziemię prostego, przywiązanego do niej emocjonalnie chłopa. A gdy ten odmawia, postanawiają go zniszczyć. To był ten moment rzucania o ścianę. Pal licho z łapotologiczną metaforą chłopa jako strażnika wartości patriotycznych. Problem sprawia mi rola ksenofobii, germanofobii i antysemityzmu w tym obrazie. Racjonalizowanych i usprawiedliwianych. Zamiast pokazywać, że negatywne stereotypy narodowościowo-rasowe są bezsensowne i umacniane wyłącznie poprzez zachowanie wyróżniających się jednostek, Prus zrobił na odwrót; pokazywał stereotypowo złą grupę i wyróżniające się pozytywnie jednostki. Tak będzie z Żydami i dobrym, biednym krawcem Jojną, tak będzie z Niemcami i bakałarzem oraz jego córką. Oczywiście, gdy się lepiej przyjrzeć temu motywowi w kontekście całej powieści, to zaczynamy dostrzegać, jak bardzo nasz odbiór zaburza perspektywa samego Ślimaka. Jednak ciężko usprawiedliwić nią zwłaszcza postaci Żydów. O ile w przypadku Niemców dalsza część powieści nieco różnicuje ich ocenę moralną i łagodzi negatywny obraz, to Żydzi pozostają ową złą, burzycielską siłą. To mnie niepokoi, to mi nie pozwala zostawić tego wątku w spokoju i to sprawia, że cieszę się, iż Placówka przestała być lekturą szkolną.

Ale gdzie dalej brnie fabuła? Otóż ku mojemu największemu zdumieniu... komplikuje się. Prus stopniowo odchodzi od tego jasnego podziału bohaterów na dobrych i złych, niuansuje ich poczynania i utrudnia jednoznaczną ocenę. Tymczasem Ślimak staje się nowożytnym Hiobem. Od czasu przybycia Niemców i odmowy sprzedaży ziemi powodzi mu się coraz gorzej, a jego gospodarstwo i rodzinę dotykają coraz to nowe nieszczęścia. Dotknąwszy dna, niemal się poddaje, ale żona nie pozwala mu ulec Niemcom. Teraz, coby Wam niczego więcej nie spoilować - fiku, miku i mamy happy end. Ale czy na pewno happy?

Zakończenie Placówki to dla mnie najlepszy jej element. Zaskakuje, konfunduje i poddaje w wątpliwość naszą całą ocenę wcześniejszych wydarzeń. To właściwie taki anty-happy end - Ślimak zdobywa coś, co w oczach postronnych winno uczynić go szczęśliwym, ale co w głębi duszy nie uszczęśliwia go ani trochę. Aż prosi się, aby teraz pociągnąć wspomnianą metaforę patriotyczną. Czy Prus usiłował nam powiedzieć, że należy zaprzestać walki o ojczyznę jako pustą ideę? Że nawet jeśli niepodległość jakimś cudem zostanie odzyskana, to może okazać się niewarta ofiar poniesionych przez jednostki i utraconych w czasie walki o nią żyć? Brzmi to strasznie ciekawie, szkoda tylko, że takie zakończenie urywa mnóstwo wątków: wątek bakałarza i jego córki czy choćby losów starszego syna głównego bohatera. Ale pseudonim "Prus" zobowiązuje do słabo domkniętych powieści.

Placówkę czyta się bardzo dobrze za sprawą przystępnego stylu Prusa (stylizacja gwarowa nie jest tu tak daleko posunięta jak w Chłopach), ale też sympatii, jaką budzi sam Ślimak. Irytuje nas jego zacietrzewienie, ale z drugiej strony jego racje wyłożone są w taki sposób, że jesteśmy w stanie je łatwo zrozumieć. Mogą denerwować nas jego wady i błędy, ale przecież widzimy, że nie jest złym człowiekiem.

Podsumowując, Placówka to powieść ciekawa, dobra, ale też niepozbawiona wad. Bardzo nie podoba mi się fakt, że jedną z najbardziej rzucających się w oczy i zapadających w pamięć rzeczy okazuje się ksenofobiczna wizja Niemców oraz Żydów. Z racji objętości Placówka jest dużo prostsza fabularnie od późniejszych powieści autora, ale nie jest to wada. Nie uważam jej za jakiś must-read, istnieje dużo więcej ważnej współcześnie klasyki do poznania, ale jeśli przekonuje Was tematyka i zarys powieści, to możecie śmiało po nią sięgać.


Marta


PS. Kurczę, dość mało romantycznie wyszło ;D

PS2. Teraz SPOILEROWA uwaga: zdumiewa mnie, jak bardzo metafora Prusa dotycząca odzyskania niepodległości spełniła się w rzeczywistości: to nie Polacy bezpośrednio ją wywalczyli, a została nam ona dana przez społeczność międzynarodową, tak jak Ślimak odzyskał dawną pozycję dzięki pomocy sąsiadów (tak jak w historii nie zawsze wcześniej mu przychylnych). Jestem pod wrażeniem ;)


Autor: Bolesław Prus
Tytuł: "Placówka"
Seria wydawnicza: Biblioteka szkolna
Wydanie: Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1967
Stron: 287
Rok I wydania: 1886