Niemal równo dwa lata temu przeczytałam Angoli Ewy Winnickiej - reportaż o polskich imigrantach w Wielkiej Brytanii. Nie była to książka wybitna, ale całkiem niezła. Teraz, dzięki Nowym londyńczykom, uświadomiłam sobie, o jak małym i specyficznym wycinku problemu imigracji w Wielkiej Brytanii mówiła. Zapraszam.
Każda historia z tego niemal czterystustronicowego reportażu (a duże są te strony i zapełnione drobnym drukiem) to osobny rozdział. Ben Judah zatytułował je nazwami miejsc, z którymi się wiążą. Nowi londyńczycy to podróż po różnych zakamarkach stolicy Zjednoczonego Królestwa. Zaczyna się od wizyty na Dworcu Autobusowym Victoria, przez który przewija się większość przybywających do Wielkiej Brytanii imigrantów, ale to drugi rozdział określa nam charakter całej książki. Autor nocuje w nim na ulicy razem z bezdomnymi Rumunami. Nie ma tu miejsca na nawet najmniejszą nutę obrzydzenia – ważni są ludzie i ich historie.
Jestem bardzo oryginalna, więc mój wpis będą ozdabiać zdjęcia Londynu. (Starałam się wybrać te najmniej pocztówkowe). |
Tutaj mogłabym wtrącić, że nie znalazłam informacji, po jakiemu Judah dogadał się ze swoimi rozmówcami i jest to rzecz znamienna dla całych Nowych londyńczyków. Ta książka to właściwie same opisy miejsc i wyznania osób, okraszone niewielką porcją statystyk. Nie znajdziemy tu obszernych kontekstów, a przypisy od tłumacza pojawiają się dosłownie w kilku miejscach. Ma to swoje wady i zalety. Autor niby objaśnia wszystko „gdzieś w trakcie”: gdy przenosimy się do całkiem obcej nam okolicy, w przeciągu paru stron otrzymamy wyjaśnienie co do jej charakteru itp., ale w pierwszej chwili możemy odczuć lekką dezorientację. Z drugiej strony lektura jest naprawdę płynna i Ben Judah zdaje się wyczerpywać każdy z poruszanych tematów.
A posiada on kilka prawdziwych dziennikarskich talentów. Przede wszystkim zakochałam się w jego opisach. W kilku zdaniach potrafi oddać klimat miejsca; każda ulica jest inna, w każdej dzielnicy jego uwagę zwraca co innego. Opisuje w paru słowach pięć pozornie losowo wybranych osób wokół siebie i cała scena dosłownie staje nam przed oczami. Ta dbałość o szczegóły podkreśla też znaczenie, jakie Judah przypisuje miejscom akcji. Po drugie autor w niesamowity sposób potrafi otworzyć ludzi, sprawić, by opowiedzieli mu o całym swoim życiu. Wreszcie udaje mu się nie zdominować narracji, nawet gdy sytuacja wymaga jego aktywnego udziału. Pozostaje całkowicie w tle.
W rezultacie otrzymujemy reportaż wypakowany ludzkimi historiami po brzegi. Nowi londyńczycy pokazują multikulturalizm Londynu od podszewki, dekonstruują mity dotyczące współżycia poszczególnych mniejszości i uwydatniają różne negatywne zjawiska, przede wszystkim wszechobecny, codzienny rasizm. Ben Judah skupia się na ludziach niewykształconych, należących do nizin społecznych, bo to oni najczęściej emigrują. Emigrują za pracą, w przeciwieństwie do zamożnych "ekspatriantów" czy "obywateli świata", którzy do Londynu zmierzają "tylko" jako do miejsca większych możliwości rozwoju. Autor i jego bohaterowie wielokrotnie wspominają z lekką niechęcią o imigrantach z klasy średniej i intelektualistach starających się być jak najbardziej „angielscy” i odcinających się od problemów swych biedniejszych rodaków. Z tego powodu nie rozumiem, czemu nie oddał im prawie głosu.
To jedna z większych białych plam w tym reportażu, który w moim odczuciu wyraźnie pozuje na pozycję przekrojową. Judah udało się stworzyć bardzo obszerny portret społeczeństwa londyńskich imigrantów, ale na pewno można było powiedzieć więcej. Najbardziej podoba mi się w Nowych londyńczykach to, że w równym stopniu ukazują sam problem życia na emigracji i bardzo indywidualne historie bohaterów. To one chwytają za serce najmocniej. Gdy nigeryjska nauczycielka opowiada z troską o życiu swoich muzułmańskich uczennic; tymczasowy opiekun szpitalny (również Nigeryjczyk) o swoich starszych, schorowanych podopiecznych; Polka pracująca w urzędzie stanu cywilnego o własnych doświadczeniach w mieszanym „imigranckim” związku; kioskarz-Afgańczyk o swojej drodze do Wielkiej Brytanii.
Nie oznacza to, że nie ma tu historii zbędnych, niepasujących. Istnieje taka, co mnie bawi, jedna jedyna, dotycząca zjawiska, które można by nazwać „turystyką porodową”. Problem ten został w nim ledwo muśnięty, a bohaterka nie współgra z pozostałymi postaciami – to jedna z nielicznych bogatych osób na kartkach Nowych londyńczyków i w przeciwieństwie do reszty ani słowem nie wspomina o biedniejszych. Wreszcie – jest po prostu mało ciekawa. Nie jestem też pewna, czy nie lepiej było połączyć historie dwóch rumuńskich prostytutek w jedną.
Drobnych wpadek redakcyjnych (zarówno po stronie brytyjskiej, jak polskiej) jest zresztą dużo, i choć często są to naprawdę kosmetyczne sprawy, wobec wysokiej jakości całej reszty zgrzytają niczym piasek w zębach. Zacznijmy od błędów autora, które koncentrują się wokół powtarzania faktów czy zabiegów stylistycznych kilka razy. Zdarzyło się, że dana informacja pojawiła się dwa razy w dwóch kolejnych akapitach: raz w cytacie bohatera, raz w narracji Judah. (Chodzi o schizofreniczkę na stronie 52). Powtarzają się też chwyty stylistyczne. Autor kilkukrotnie odwołuje się do jakiegoś kultowego brytyjskiego serialu związanego z daną okolicą, by następnie stwierdzić, że jego bohaterowie już by jej nie poznali. Gdy odwiedza jakiś rekordowo biedny rejon, koniecznie wrzuca statystyki dotyczące tamtejszego ubóstwa, a w szczególności ubóstwa wśród dzieci. Samo w sobie nie jest to złe, ale powtórzenie wypada nienaturalnie i osłabia swój własny szokujący przekaz.
Problem z polskim wydaniem to problem z polskim tłumaczeniem. Choć książkę czyta się dobrze, to odniosłam wrażenie, że tłumaczka nie do końca poradziła sobie ze slangiem oraz łamaną angielszczyzną, jaką mówią niektórzy bohaterowie. Zazwyczaj objawia się to bezsensownym pozostawianiem oryginalnych słów. Czytamy, że Gangstas cię zabiją (s. 121), a ludzie zwracają się do autora per mister (s. 237). Na polskie tłumaczenie nie zasłużył też Finneganów tren, który z niewiadomych przyczyn pozostawiono w oryginalnej formie (s. 34).
Jednak mimo tych potknięć i faktu, że Ben Judah nieco za mocno zignorował wyższe warstwy społeczne, Nowi londyńczycy to fascynująca lektura. Autor nie sili się na obszerne studium społeczno-kulturowe, ale przedstawia szeroki wachlarz problemów, z którymi mierzą się imigranci w praktyce, i opisuje ich codzienne życie. To ważna i dobra pozycja, wypakowana faktami po brzegi. Polecam.
Marta
Autor: Ben Judah
Tytuł: "Nowi londyńczycy"
Oryg. tytuł: "This is London. Life and Death in World City"
Seria wydawnicza: Mundus
Wydanie: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2018
Tłumaczenie: Barbara Gutowska-Nowak
Zdjęcia: Ben Judah
Stron: 373
Rok I wydania: 2016 (PL - 2018)