Najpierw obejrzałam pierwszych 10 minut filmu. Potem stwierdziłam, że jest zbyt dobry, by oglądać go bez znajomości kontekstu, czyli Pani Dalloway. Przeczytałam ją więc, a potem w moje łapki wpadły Godziny - bestsellerowa powieść nagrodzona Pulitzerem i PEN/Faulkner Award. I jakkolwiek dobra nie okaże się jej ekranizacja, to nie pożałuję, że odwlokłam jej oglądanie, by przeczytać książkę. Zapraszam.
Akcja powieści rozgrywa się na trzech planach czasowych. Obserwujemy po jednym dniu z życia trzech bohaterek: przystępującej w 1923 roku do pisania Pani Dalloway Virginii Woolf, spodziewającej się drugiego dziecka w Ameryce 1949 roku Laury Brown oraz żyjącej pod koniec dwudziestego wieku nowojorskiej wydawczyni Clarissy Vaugham, którą w młodości przyjaciel przezwał panią Dalloway. Mają ze sobą wiele wspólnego: żyją w stabilnych związkach, przywiązują wagę do małych rzeczy, a tego jednego, opisanego w powieści dnia szykują przyjęcie (w przypadku Virginii - tylko wizytę siostry). Ale równie wiele je dzieli. Ich związki są dużo subtelniejsze i mniej jednoznaczne, a jedynym pewnym wspólnym mianownikiem jest postać książkowej pani Dalloway.
W Godzinach można wyróżnić kilka równoważnych motywów, m.in. wpływ literatury na życie różnych ludzi. To, w jaki sposób Cunnigham przedstawił te powiązania, przez długi czas jeszcze będzie stanowić dla mnie ważny punkt odniesienia. Na początek sama Virginia Woolf. Przedstawia w swojej powieści własne problemy i dręczące pytania, ale również sama zmienia się pod wpływem procesu twórczego - stanowi on jej siłę napędową. Laura Brown zachwyca się stylem Woolf i odnajduje w jej książce dobrze znane sobie emocje oraz problemy. Ciekawie prezentuje się Clarissa. Z jednej strony to postać ze świata, gdzie Pani Dalloway jest powieścią "oczywistą", którą po prostu się zna, czego wyrazem jest jej przydomek. Jednocześnie jej historia to realizacja pierwotnego pomysłu, jaki Virginia miała na Panią Dalloway w, jak można przypuszczać, momencie lepszego samopoczucia. W tej wersji pani Dalloway miała spotkać swoją miłość z młodości, kobietę, i to nie ona popełniłaby samobójstwo, a ktoś o mocnym ciele, lecz słabej psychice; ktoś naznaczony geniuszem poezji, zmiażdżony w trybach świata, (...) zniszczony przez lekarzy (s. 219) (Swoją drogą, chciałabym wiedzieć, na ile ma to swoje potwierdzenie w dziennikach czy listach Woolf). Równocześnie Cunningham dorzuca do tego jeszcze jeden element: zamienia płcie. W jego wersji Clarissa, żyjąca w stabilnym związku ze swoją partnerką, urządza przyjęcie na cześć swojego przyjaciela i kochanka z młodości. Cały ten zabieg sprawia, że z jednej strony nie jest to proste przepisanie Pani Dalloway przy użyciu współczesnych dekoracji, a z drugiej strony problematyka utworu pozostaje ta sama.
W Godzinach można wyróżnić kilka równoważnych motywów, m.in. wpływ literatury na życie różnych ludzi. To, w jaki sposób Cunnigham przedstawił te powiązania, przez długi czas jeszcze będzie stanowić dla mnie ważny punkt odniesienia. Na początek sama Virginia Woolf. Przedstawia w swojej powieści własne problemy i dręczące pytania, ale również sama zmienia się pod wpływem procesu twórczego - stanowi on jej siłę napędową. Laura Brown zachwyca się stylem Woolf i odnajduje w jej książce dobrze znane sobie emocje oraz problemy. Ciekawie prezentuje się Clarissa. Z jednej strony to postać ze świata, gdzie Pani Dalloway jest powieścią "oczywistą", którą po prostu się zna, czego wyrazem jest jej przydomek. Jednocześnie jej historia to realizacja pierwotnego pomysłu, jaki Virginia miała na Panią Dalloway w, jak można przypuszczać, momencie lepszego samopoczucia. W tej wersji pani Dalloway miała spotkać swoją miłość z młodości, kobietę, i to nie ona popełniłaby samobójstwo, a ktoś o mocnym ciele, lecz słabej psychice; ktoś naznaczony geniuszem poezji, zmiażdżony w trybach świata, (...) zniszczony przez lekarzy (s. 219) (Swoją drogą, chciałabym wiedzieć, na ile ma to swoje potwierdzenie w dziennikach czy listach Woolf). Równocześnie Cunningham dorzuca do tego jeszcze jeden element: zamienia płcie. W jego wersji Clarissa, żyjąca w stabilnym związku ze swoją partnerką, urządza przyjęcie na cześć swojego przyjaciela i kochanka z młodości. Cały ten zabieg sprawia, że z jednej strony nie jest to proste przepisanie Pani Dalloway przy użyciu współczesnych dekoracji, a z drugiej strony problematyka utworu pozostaje ta sama.
Dla mnie jednak jeszcze ważniejszy jest inny wątek. Depresji i radzenia sobie z życiowymi kryzysami. Cunnigham poprzez historie swoich bohaterek (a także towarzyszących im postaci) analizuje trzy drogi wyjścia z kryzysu czy "zwykłego" niezadowolenia z własnego życia: trwanie mimo wszystko, rewolucję/dosłowną ucieczkę oraz samobójstwo. Clarissa trwa, Laura porzuca rodzinę, a Virginia ginie śmiercią samobójczą. Żadna z nich mierzy się ze swoimi demonami w sposób konstruktywny, tylko w taki czy inny sposób ucieka. Dzięki takiemu zestawieniu problem nieleczonej depresji zostaje ukazany w sposób wielostronny i możliwa staje się jej obserwacja na różnych etapach; pokazana jest, co równie ważna, jest płynność, częsty brak racjonalnych podstaw oraz brak wyraźnego początku. Jednocześnie funkcja edukacyjna pozostaje w tle, również za sprawą misternej konstrukcji powieści.
Znajdzie się tu się jeszcze wiele wątków pobocznych: orientacji seksualnej (warto odnotować, że wszystkie trzy bohaterki są biseksualne - jakkolwiek mocno autor nie unikałby tego określenia), macierzyństwa oraz wpływu, jaki choroba ma na najbliższych.
Godziny to powieść intrygująca, wciągająca, napisana świetnym, hipnotyzującym, jakby lekko nawiązującym do twórczości Woolf, stylem. (Choć, na szczęście, daleko jej do pastiszu, bo to musiałoby się skończyć sromotną porażką). To proza wyczulona na szczegóły, zarówno jeśli chodzi o psychikę bohaterek, jak i otaczającą je rzeczywistość. Lektura dla każdego, obowiązkowo po wcześniejszym zapoznaniu się z Panią Dalloway.
Marta
PS. Kiedy publikuję tę recenzję, jestem już po seansie filmu. I powiem tak: jest to naprawdę rewelacyjna ekranizacja, reżyser/scenarzysta świetnie dobrali wątki, by stworzyć wierne przełożenie powieściowej fabuły i problematyki na ekran. To film piękny i świetnie zagrany. Zupełnie jednak nie rozumiem zmian w wątku Laury, gdzie pozbyto się pierwiastka irracjonalności z jej czynów, a całość doprawiono sporą porcją tanich, kiczowatych wzruszeń.
Autor: Michael Cunningham
Tytuł: "Godziny"
Oryg. tytuł: "The Hours"
Wydanie: Rebis, Poznań 2003
Tłumaczenie: Maja Charkiewicz, Beata Gontar
Stron: 234
Rok I wydania: 1998 (PL - 1999)