Seria Proza Dalekiego Wschodu Państwowego Instytutu Wydawniczego zaczyna powoli urastać do rangi jednej z moich ulubionych. Starannie dobrani autorzy, piękna szata graficzna i opracowanie merytoryczne, na które składają się posłowia oraz spora liczba przypisów, robią swoje. I piszę to, będąc po lekturze dopiero swojej drugiej pochodzącej z niej pozycji, a trzeciej w ogólności – zbioru opowiadań Yūko Tsushimy pt. Jestem, tęsknię, mówię. Jak go oceniam? Zapraszam.
Zmarła przed paroma laty Yūko Tsushima była uznaną japońską pisarką i wieloletnią pretendentką do Nagrody Nobla. To córka innego uwielbianego przeze mnie prozaika, Osamu Dazaia (tutaj znajdziecie recenzję wiecznie polecanego przeze mnie Zatracenia), który poprzez swoją samobójczą śmierć osierocił ją, gdy miała rok. Wychowała się z cierpiącym na zespół Downa starszym bratem, który również zmarł w trzynastym roku jej życia. W dorosłym już życiu utraciła niespodziewanie dziewięcioletniego syna. Zbiór opowiadań Jestem, tęsknię, mówię opublikowała pierwotnie w 1999 roku i jest on pierwszym jej dziełem tłumaczonym na język polski.
Tsushima dotyka w nim tematu silnie autobiograficznego. W czterech miniaturach i jedenastu 15 do 20-stronicowych opowiadaniach porusza problem tęsknoty i radzenia sobie ze stratą lub brakiem. Prawdę mówiąc, bałam się, że będzie to książka przybijająca, na miarę chociażby Złotego chłopaka, szmaragdowej dziewczyny Yiyun Li, który to czytałam tygodniami, walcząc z opanowującym mnie przygnębieniem. (Choć wciąż uważam go za jedną z najlepszych moich lektur 2016 roku). Tymczasem Yūko Tsushima potraktowała temat zupełnie inaczej. Jeśli miałabym określić te opowiadania jednym słowem, byłoby to „eleganckie”, i to nie tylko w odniesieniu do formy (choć również). Autorka unika epatowania ludzkim cierpieniem, jednocześnie traktując je z niezwykłą empatią. Zachęca nas do raczej towarzyszenia bohaterom w ciszy niż głośnego lamentowania. Opowiadają oni o swoich doświadczeniach szczerze, ale z niezwykłą godnością, nie rozczulając się nad sobą. Tylko jedna z narratorek obnaża się przed nami w pełni – bohaterka pierwszego z dłuższych opowiadań (miniatury zebrano na początku), Pełni, która obwinia się o tragiczną śmierć synka. Wtedy mogą przejść po nas dreszcze. Ale właściwie tylko wtedy. Jakby na samym wstępie autorka chciała podkreślić to, co jest obecne w każdym z kolejnych utworów, choć może nie aż tak widoczne.
Drugi element wyróżniający Jestem, tęsknię, mówię to osoby bohaterów. Tsushima wybiera na nich ludzi często pomijanych w literaturze i społecznej świadomości. Kobiety, często samotne matki, sieroty, niepełnosprawnych intelektualnie, jednostki doświadczone przez życie. (Jeśli chcecie dowiedzieć się, jak wielki problem stanowi w Japonii marginalizowanie określonych grup, to zachęcam Was do lektury wydanych w tym roku reportaży Karoliny Bednarz pt. Kwiaty w pudełku). Ujawnia również swoją fascynację kulturą Ajnów, przez lata dyskryminowanej mniejszości etnicznej z wyspy Hokkaido, co stanowi prezent dla mnie tym szczególniejszy, że zaintrygowali mnie oni podczas zeszłorocznej lektury Miłości i śmierci Wacława Sieroszewskiego, a wiedziałam o skąpości źródeł na jej temat. Autorka emancypuje te wszystkie osoby nienachalnie, ale z olbrzymią naturalnością i niewzruszonością.
Wreszcie należy wspomnieć o jeszcze jednej kwestii. Otóż zarówno w oryginale, jak i w polskim tłumaczeniu, wyróżniono wybrane zaimki „ja” oraz jego odmienione formy (tak też brzmi pierwotny tytuł). Trochę zmartwiłam się, gdy przeczytałam o tym we wstępie, ale niepotrzebnie. Mimo możliwości stworzenia czegoś kiczowatego, tłumaczkom udało się wybrnąć z tego obronną ręką. I to pomimo faktu, że w polskim ten zaimek często „chowa się” w czasowniku. Nie wiem, jak do końca wyglądało to w oryginale, ale myślę, że polska elipsa dobrze przysłużyła się temu zabiegowi, gdyż „ja” występuje jeszcze rzadziej. Choć to nie tak, że wyróżniony został każdy zaimek. Te pogrubione spajają wszystkie historię w jedną; opowiadającą o uniwersalnym doświadczeniu tęsknoty i utraty. Łączą one przedstawicieli różnych grup społecznych (jak wtedy, gdy bohaterka Pełni odnajduje w tradycyjnym ajnuskim podaniu samą siebie), ludzi o odmiennych życiorysach (opowiadanie Błyszczące oczy) i różne pokolenia (na przykład w tej samej kołysance śpiewanej trzem pokoleniom tej samej rodziny w Ptasich łzach). Bohaterowie odnajdują swoje własne doświadczenia w otaczających ich ludziach, co często przybiera formę strumienia świadomości wdzierającego się w główną narrację. Te same wydarzenia powtarzają się w różnych utworach.
Ta celowa powtarzalność motywów i wąskość tematu ma swoje wady. Odniosłam wrażenie, że mniej dotykały mnie wydarzenia z końcowych opowiadań – spodziewałam się tego, co się wydarzy. Choć i tak nie miało to znaczącego wpływu na odbiór całości. Yūko Tsushima w Jestem, tęsknię, mówię nie wnosi raczej nic nowego w rozumienie samej straty. Proponuje jednak stworzenie wspólnoty współcierpiących. Oswaja utratę poprzez ukazanie jej jako naturalnej części życia. Odzwierciedlają to dwa pierwsze człony polskiego tytułu. Trzeci jednak wyraża zgodny z duchem książki sprzeciw na ignorowanie tego problemu i zachęca do opowiadania o odczuwanym bólu. Bez afektacji, bez nakręcania spirali rozpaczy. Czy można to odczytywać jako osobistą strategię autorki na przetrwanie? Na pewno. Ale warto czytać ten zbiór przede wszystkim dla bohaterów, z szacunkiem dla ich jednostkowych dramatów. Po prostu warto go przeczytać.
Marta
Autor: Yūko Tsushima
Tytuł: "Jestem, tęsknię, mówię"
Oryg. tytuł: "Watashi"
Seria wydawnicza: Proza Dalekiego Wschodu
Wydanie: Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2018
Tłumaczenie: Toko Anna Okazaki-Pindur, Barbara Słomka, Aleksandra Szczechla
Stron: 227
Rok I wydania: 1999 (PL - 2018)