Już kilka miesięcy na blogu nie było recenzji żadnej mangi. Cóż, po maratonie z Pandora Hearts (recenzja pierwszych dziesięciu tomów tutaj) musiałam nieco odpocząć. Ale kiedy usłyszałam, że koleżanka zakupiła pierwsze cztery tomy Emmy, która znajdowała się u mnie na szczycie listy Mangi - umrę, jak nie przeczytam, to od razu przytuliłam do serca. I na szczęście się nie rozczarowałam.
Tytułowa Emma od dzieciństwa służy w domu byłej guwernantki, pani Stowner. To tam poznaje jej wychowanka, dziedzica fortuny, Williama Jonesa. Rodząca się między więź będzie wystawiona na ciężką próbę.
Opis brzmi bardzo źle. Bo i jest to jeden z tych romansów, które rozpoczynają się przy pierwszym spotkaniu nieszczęsnej dwójki i... wszyscy wiemy, co zawsze dzieje się dalej. I nie, nie zamierzam pisać, że w tym przypadku jest inaczej. Ale jeśli przymruży się ślepia i zrobi zeza tak, by nie zwrócić uwagę na podobne rzeczy, to naprawdę można się wciągnąć. Nawet w wątek romantyczny. (O czym najlepiej świadczy moja reakcja na zakończenie tomu czwartego. Taki już mój los. Ale serio, nie zabierajcie się za ten tom bez kolejnego pod bokiem. Choć w sumie tamten może zakończyć się jeszcze gorzej).
Poza tym, ta manga nie opiera się wyłącznie na tym. Znajdziemy tam całe mnóstwo charakterystycznych, budzących sympatię postaci, żeby chociaż wymienić najbardziej egzotyczną z nich, czyli Hakima. Warte uwagi są również wątki poboczne, które wspaniale ubogacają prezentowany nam świat.
W recenzji Kuroshitsuji (tutaj) pomstowałam na to, jak potraktowano epokę wiktoriańską. A mówcie mi, że to świat alternatywny, ale i tak nie zdzierżę czegoś takiego. Emma znajduje się niejako na przeciwnym biegunie. Kaoru Mori jest prawdziwą miłośniczką tego okresu i bardzo dba o detale, poczynając od strojów przez obyczaje na architekturze kończąc. Fanów XIX wieku ta lektura z pewnością nie rozczaruje (zakładając, że nie trafi ich od wątku miłosnego, ale to inna kwestia), a czytelnicy będący średnio w temacie poznają kilka fajnych ciekawostek. O jakości świadczy fakt, że znalazłam tylko jednego "bubla" (i nie, z moim radarem wszystko w porządku): pokojówki podające do stołu i to na eleganckim przyjęciu w wielkiej rezydencji. Mam wrażenie, że piszę to w każdym tekście dotyczącym utworów o epoce wiktoriańskiej.
Tym razem dość sporo napiszę o kresce. Postacie są nieszczególne... Znaczy ich twarze... Długo zastanawiałam się, co z nimi jest nie tak, by po szczegółowej analizie stwierdzić, że a) twarze są dziwnie płaskie 2) nosy są dziwnie płaskie 3) szczęki są dziwnie długie 4) czoła są dziwnie... no w każdym razie prawie ich nie ma. I nie rekompensuje tego fakt, że nie uświadczymy tu praktycznie żadnych "pokemonów" jako specyficznego i irytującego sposobu przedstawiania emocji. Jednakże pod względem rysunku cała reszta wychodzi autorce niesamowicie. Nie zaniedbuje tła przy zbliżeniach - co jest dość nagminne - a przy panoramach... śliniłam się z zachwytu (i nie zamierzam rezygnować z tego nawyku). Jeśli Kaoru Mori kiedyś znudzi się robienie mang, to spokojnie może się przerzucić na malowanie krajobrazów. Są boskie*. A ryciny na początku każdego tomu ostatecznie wymiatają. Błagam o więcej takich twórców!
I w zasadzie to wszystko. Może jeszcze dodam, że fabuła jest całkiem spójna i dobrze rozplanowana. Historia bardzo wciąga, a poszczególne tomy mają wyjątkowo równy poziom. Nic tylko czytać. Polecam, a sama usycham w oczekiwaniu na lekturę kolejnych odcinków. (Cierpień dostarcza mi również fakt, że inna manga tej autorki, Opowieść panny młodej zapowiada się równie kusząco.
Marre
*Dla sceptyków uważających, że mangi zwyczajnie nie mogą mieć żadnych walorów artystycznych: moja nienawidząca "chińskich obrazków" przyjaciółka po ujrzeniu kilku ilustracji zapragnęła to przeczytać. A może jeszcze coś. Mój największy sukces w karierze ^^
Tytułowa Emma od dzieciństwa służy w domu byłej guwernantki, pani Stowner. To tam poznaje jej wychowanka, dziedzica fortuny, Williama Jonesa. Rodząca się między więź będzie wystawiona na ciężką próbę.
Opis brzmi bardzo źle. Bo i jest to jeden z tych romansów, które rozpoczynają się przy pierwszym spotkaniu nieszczęsnej dwójki i... wszyscy wiemy, co zawsze dzieje się dalej. I nie, nie zamierzam pisać, że w tym przypadku jest inaczej. Ale jeśli przymruży się ślepia i zrobi zeza tak, by nie zwrócić uwagę na podobne rzeczy, to naprawdę można się wciągnąć. Nawet w wątek romantyczny. (O czym najlepiej świadczy moja reakcja na zakończenie tomu czwartego. Taki już mój los. Ale serio, nie zabierajcie się za ten tom bez kolejnego pod bokiem. Choć w sumie tamten może zakończyć się jeszcze gorzej).
Poza tym, ta manga nie opiera się wyłącznie na tym. Znajdziemy tam całe mnóstwo charakterystycznych, budzących sympatię postaci, żeby chociaż wymienić najbardziej egzotyczną z nich, czyli Hakima. Warte uwagi są również wątki poboczne, które wspaniale ubogacają prezentowany nam świat.
W recenzji Kuroshitsuji (tutaj) pomstowałam na to, jak potraktowano epokę wiktoriańską. A mówcie mi, że to świat alternatywny, ale i tak nie zdzierżę czegoś takiego. Emma znajduje się niejako na przeciwnym biegunie. Kaoru Mori jest prawdziwą miłośniczką tego okresu i bardzo dba o detale, poczynając od strojów przez obyczaje na architekturze kończąc. Fanów XIX wieku ta lektura z pewnością nie rozczaruje (zakładając, że nie trafi ich od wątku miłosnego, ale to inna kwestia), a czytelnicy będący średnio w temacie poznają kilka fajnych ciekawostek. O jakości świadczy fakt, że znalazłam tylko jednego "bubla" (i nie, z moim radarem wszystko w porządku): pokojówki podające do stołu i to na eleganckim przyjęciu w wielkiej rezydencji. Mam wrażenie, że piszę to w każdym tekście dotyczącym utworów o epoce wiktoriańskiej.
Tym razem dość sporo napiszę o kresce. Postacie są nieszczególne... Znaczy ich twarze... Długo zastanawiałam się, co z nimi jest nie tak, by po szczegółowej analizie stwierdzić, że a) twarze są dziwnie płaskie 2) nosy są dziwnie płaskie 3) szczęki są dziwnie długie 4) czoła są dziwnie... no w każdym razie prawie ich nie ma. I nie rekompensuje tego fakt, że nie uświadczymy tu praktycznie żadnych "pokemonów" jako specyficznego i irytującego sposobu przedstawiania emocji. Jednakże pod względem rysunku cała reszta wychodzi autorce niesamowicie. Nie zaniedbuje tła przy zbliżeniach - co jest dość nagminne - a przy panoramach... śliniłam się z zachwytu (i nie zamierzam rezygnować z tego nawyku). Jeśli Kaoru Mori kiedyś znudzi się robienie mang, to spokojnie może się przerzucić na malowanie krajobrazów. Są boskie*. A ryciny na początku każdego tomu ostatecznie wymiatają. Błagam o więcej takich twórców!
I w zasadzie to wszystko. Może jeszcze dodam, że fabuła jest całkiem spójna i dobrze rozplanowana. Historia bardzo wciąga, a poszczególne tomy mają wyjątkowo równy poziom. Nic tylko czytać. Polecam, a sama usycham w oczekiwaniu na lekturę kolejnych odcinków. (Cierpień dostarcza mi również fakt, że inna manga tej autorki, Opowieść panny młodej zapowiada się równie kusząco.
Marre
*Dla sceptyków uważających, że mangi zwyczajnie nie mogą mieć żadnych walorów artystycznych: moja nienawidząca "chińskich obrazków" przyjaciółka po ujrzeniu kilku ilustracji zapragnęła to przeczytać. A może jeszcze coś. Mój największy sukces w karierze ^^
Autor: Kaoru Mori
Tytuł: "Emma 1-10"
Oryg. tytuł: "Emma 1-10"
Wydawnictwo: Studio JG
Tłumaczenie: Paulina Ślusarczyk
Stron: 189 | 189 | 189 | 189
I wydanie: 2002 (PL - 2013)
Gatunek: romans historyczny
Ocena: 7,5/10