poniedziałek, 28 marca 2016

Jim Butcher - FRONT BURZOWY | Magiczne doznanie to to nie było


Bardzo chciałam zapoznać się z Aktami Dresdena. Bo lubię urban fantasy, bo lubię powieści z humorem, bo miksów fantastyki i kryminałów nigdy dość. Oczekiwałam czegoś lekkiego oraz odprężającego. I coś takiego otrzymałam. Oczywiście, jeśli lubi się odmóżdżacze.

Odnajdywanie rzeczy zagubionych. Śledztwa paranormalne. Konsultacje, porady. Ceny konkurencyjne. Żadnych napojów miłosnych, sakiewek bez dna, przyjęć ani innych rozrywek.

Harry Dresden to najlepszy i jedyny chicagowski detektyw od spraw paranormalnych. Tylko że nawet najlepsi fortuny na czymś takim się nie dorobią. Dlatego bardzo cieszy się z kolejnego policyjnego zlecenia, tym razem w sprawie brutalnego morderstwa dokonanego przy pomocy czarnej magii. Tyle że za czarną magią  może stać wyłącznie czarny mag...

Zacznę od elementów humorystycznych, bo na tym polu zawiodłam się najbardziej. Albo miałam kilkudniową awarię poczucia humoru, albo ta powieść zwyczajnie go nie uruchomiła. Okej, okej, główny bohater co jakiś czas zapoda jakimś, nawet śmiesznym, dowcipem, i z pewnością można go nazwać posiadaczem iście komediowego pecha, ale... cóż. To cechy różnych powieści, również tych z pewnością poważnych. Ktoś tu chyba się zapędził w reklamie.

Taak, elementów urban fantasy też będę się czepiała. Przykro mi, ale pod względem inni autorzy mnie rozbestwili. Po powieści z tego gatunku oczekuję różnych rzeczy, ale przede wszystkim bogactwa świata. Rozpoczynając lekturę spodziewałam się demonów przemykających w tłumie i zamaskowanych typków odprawiających dziwne praktyki magiczne w zaułkach. I dlatego potrzebny jest główny bohater, czyli mag-detektyw (plus dlatego, żeby jako osoba obdarzona trzecim okiem, ładnie to wszystko czytelnikowi przedstawiał). Ale nie. Jim Butcher popełnia częsty błąd wśród pisarzy i sięga do magicznego (dosłownie i w przenośni) zasobnika tylko wtedy, gdy jest to niezbędne dla fabuły. Tym samym otrzymujemy coś nadzwyczaj ubogiego i niestety rozczarowującego.

Sama fabuła... No jest. Niezbyt skomplikowana. Właściwie prosta jak budowa cepa. Akcja toczy się sprawnie i Front burzowy czyta się całkiem szybko. Można się nawet wciągnąć (jak już się mózg zlasuje, oczywiście). Książka sama w sobie nie za gruba, z dużą czcionką. Język i styl bardzo proste. To jedna z paru powieści "poczytnych autorów amerykańskich", które ostatnio wpadła mi w łapki i przeraża mnie, jak to wszystko do siebie podobne. I niech mi ktoś spróbuje wmówić, że USA wcale nie produkują swoich pisarzy masowo.*

Dobra, recenzja wyszła bardzo negatywna. No cóż, w ten sposób odreagowuję rozczarowania. W rzeczywistości Front burzowy nie jest powieścią złą, niektórym nawet się podoba. Charakteryzuje się on jednak patologiczną przeciętnością, czego wyjątkowo nie lubię (wolę coś z poważniejszymi błędami, ale kilkoma niezłymi pomysłami). Ostatecznie zaliczę go do kategorii przeczytać można, tylko po co.

Marre

*Aha. Na myśl o lekturze piętnastu podobnych tomów (tyle ukazało się już w oryginalne, szesnasty w planach) fałdy na mózgu mi się wygładzają.

PS. W przedświątecznej gonitwie na śmierć zapomniałam o życzeniach. Szkoda, bo znalazłam piękne ilustracje muminków (tutaj). Ale nie martwię się zbytnio, bo wiem, że Wy wiecie, że życzę Wam wszystkiego, co najlepsze. Bo wiecie?

Autor: Jim Butcher
Tytuł: "Front burzowy"
Oryg. tytuł: "Dresden Files. Storm Front"
Seria: "Akta Drezdena" (tom 1)
Wydawnictwo: MAG
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Stron: 346
I wydanie: 2000 (PL - 2011)
Gatunek: urban fantasy
Ocena: 4,5/10