kadr po prawej: bostonglobe.com |
(Zacznę od przeprosin za rozsiewanie pornografii po internetach, czyli od kwestii wydania. Dotąd sądziłam, że wszyscy już uzgodnili, iż wtryniać w zamysł grafika się nie będą, o ile okładka nie zgwałci nikomu oczu swą estetyką i będzie nadawała się do czytania w miejscach publicznych. Młodość jest tak uroczą książeczką, że aż chcę się ją włożyć do torebki. No ale w szkole se nie poczytam. I tą smutną konstatacją chciałabym zakończyć temat).
Długo wahałam się, czy sięgnąć po Młodość. Kilka razy oglądałam ją w bibliotece i odkładałam z powrotem na półkę. Filmu nie widziałam i choć gatunek jak najbardziej mieści się w kręgu moich zainteresowań, to jakoś mnie przesadnie do niego nie ciągnęło. Odrzucał mnie również termin zbeletryzowany scenariusz. Książki na podstawie filmów są ble z definicji, ale żeby tak w ogóle scenariusz żywcem? Wykraczało to poza moje możliwości pojmowania. I choć tak jest nadal, to wiem, że chcę więcej takich cudeniek.
Książka (nazywajmy ją tak dla ułatwienia) zbiera oceny raczej średnie. Sięgnęło po nią z pewnością trochę osób, którym spodobał się film, ale po jego obejrzeniu czytanie Młodości sensu zbyt wiele nie ma. Więc jeśli jesteście już po seansie, to zmykajcie, bo to książka nie dla was. Ale jeśli przed, to rozważcie lekturę tej recenzji.
Z okładkowego opisu wynika, jakoby była to kolejna powieść o pozytywnej starości, niepatrzeniu na metrykę i tym podobne bzdury. Tak nie jest. Akcja rozgrywa się w luksusowym szwajcarskim kurorcie. Główni bohaterowie to światowej sławy kompozytor Fred, z początkowo niezrozumiałych przyczyn chcący odciąć się od swojej twórczości, oraz znany reżyser Mick, pracujący nad swoim ostatnim filmem, filmem-testamentem. Owszem, podchodzą oni do starości z godnością i humorem (codzienne pytanie o ilość oddanego moczu - specyficzne, lecz genialne), ale wcale nie jest ona ukazana w różowych barwach. Muszą sobie oni poradzić zarówno z bieżącymi problemami, jak i bagażem doświadczeń. Sam tytuł jest więc prowokacyjny i postacie nieraz pytają o granicę pomiędzy młodością a starością. Właściwie konflikt oraz kontrast między nimi można spokojnie uznać za temat przewodni dzieła.
Film (tfu!, książka) składa się głównie z rozmów, tych podszytych filozoficznymi zagadnieniami, jak i komentujących życie innych gości hotelu. Oraz obrazów. Młodość składa się opisanych filmowych ujęć. I to jest to, co najbardziej mnie w niej zauroczyło. Ta forma. Jest to literacki debiut reżysera, w co wciąż ciężko mi uwierzyć, zważywszy na pisarskie umiejętności i dojrzałość warsztatu. Sorrentino odmalowuje wszystko z niezwykłą precyzją słowną i jakimś instynktownym wyczuciem. Przy minimum środków potrafi dać czytelnikowi maksimum efektu. Sprawia to, że powieść jest niezwykle minimalistyczna, co również przekłada się na długość. Nie ma w zasadzie "didaskaliów" i czasowników, a narracja w czasie teraźniejszym wszystko to dodatkowo podkreśla. Naprawdę spodobało mi się to zawieszenie pomiędzy literackim postmodernizmem (bo nie da się ukryć przynależności książki do tego nurtu) a finezyjnym, ambitnym kinem.
W dialogach autorowi zdarza się chwilami popaść w zbytnią pretensjonalność lub banał (to w zasadzie mój jedyny zarzut), ale w przedstawianych wydarzeniach - nigdy. Złożył swoją opowieść z wielu maleńkich epizodzików i pomniejszych bohaterów. Sceny z ich udziałem wydają się niejednokrotnie nieco dziwne, ale wyziera z nich głębszy sens, skłaniają one do refleksji, a czasem nawet wstrząsają (jak mnie historia małżeństwa Freda oraz jego relacja z żoną albo milczące małżeństwo, które przez cały czas akcji, mimo że wciąż bacznie obserwowane, nie wypowiedziało do siebie ani słowa). Nie da się ukryć, że autor to reżyser - Młodość przemawia obrazami, a nie słowami.
Minipowieść, jak sama nazwa wskazuje, jest bardzo krótka, rozdziały mają przeciętnie 2-3 strony, a czcionka należy do tych dużych. Sama książka również czyta się bardzo szybko, nawet jeśli postanowimy się nią delektować. Ja osobiście połknęłam ją z zachwytem w jeden wieczór. Zdaję sobie jednak sprawę, że choć Młodość akurat do mnie przemówiła zupełnie, to kto inny może oskarżyć ją o "coelhizm" i tym podobne. Lecz jeśli lubicie takie klimaty, czujecie się zaintrygowani lub zwyczajnie, jak ja, znajdziecie tę książkę w bibliotece, sięgnijcie po nią bez wahania. Ja nie pożałowałam.
Marre
Minipowieść, jak sama nazwa wskazuje, jest bardzo krótka, rozdziały mają przeciętnie 2-3 strony, a czcionka należy do tych dużych. Sama książka również czyta się bardzo szybko, nawet jeśli postanowimy się nią delektować. Ja osobiście połknęłam ją z zachwytem w jeden wieczór. Zdaję sobie jednak sprawę, że choć Młodość akurat do mnie przemówiła zupełnie, to kto inny może oskarżyć ją o "coelhizm" i tym podobne. Lecz jeśli lubicie takie klimaty, czujecie się zaintrygowani lub zwyczajnie, jak ja, znajdziecie tę książkę w bibliotece, sięgnijcie po nią bez wahania. Ja nie pożałowałam.
Marre
Autor: Paolo Sorrentino
Tytuł: "Młodość"
Oryg. tytuł: "La giovinezza"
Seria wydawnicza: Bel Paese
Wydawnictwo: Rebis
Tłumaczenie: Alicja Bruś
Stron: 196
I wydanie: 2015 (PL - 2015)
Gatunek: obyczajowe
Ocena: 8/10