Początkowo miał to być zbiór rad dotyczących blokady twórczej. Jednak gdzieś około piątej (nie w tej kolejności), stał się zbiorem rad dotyczących blogowania i recenzowania w ogóle. Jako istota wyjątkowo leniwa oraz wygodnicka, a przy tym nieco inteligentna, nie ustaję w próbach, by jeszcze bardziej ułatwić sobie życie. Dlatego postanowiłam podzielić się z Wami kilkoma trickami, które przydadzą się nie tylko w godzinę próby (czyt. gigantycznego lenia), ale i na co dzień.
Pamiętaj o schemacie
Niekoniecznie tym podlinkowanym. Nie każda książka jest idealna do recenzowania: bardzo dobra, bardzo zła czy nijaka. Zdarzają się pozycje nijakie - napiszesz z dumą jeden akapit i stwierdzasz, że to chyba za mało. A pomysłów brak. Warto wówczas sprawdzić, czy o niczym się nie zapomniało. Bo zapomnieć jest łatwo, szczególnie, gdy dany element nie rzuca się w danym przypadku w oczy. Jeśli napiszesz o wszystkim, co trzeba, nie będzie już tak licho. Byle wody nie lać, bo to gorsze od trądu.
Czytaj cudze recenzje
Nie, nie mówię o żadnych zapożyczeniach czy kradzieży. Zobacz po prostu, jak książkę ocenili inni. Na co zwrócili największą uwagę? Może odnajdziesz jakąś wspólną dla wszystkich opinię lub dwa główne sposoby odbioru? Do wszystkich rzeczy można się z łatwością odnieść (z naciskiem na odnieść). Jeśli opiniujesz pozytywnie - czytasz recenzje negatywne, jeśli negatywnie - czytasz te pozytywne. Efekt jest nie tylko czysto objętościowy, bo a nuż znajdziesz jakieś ciekawe spostrzeżenie, które ubogaci twoją opinię i zmieni twój sposób patrzenia. Byle to w całości wciąż było twoje dzieło.
Zaplanuj, co chcesz napisać
Dużo łatwiej zacząć post, gdy masz już go zaczętego. Wystarczy w głowie. Świadomość tego, co musisz napisać bardzo upraszcza robotę. Ja tworzenie recenzji rozpoczynam już w momencie czytania książki - wyłapuję błędy i przede wszystkim dużo myślę o tym, co mi się podoba, a co nie. Zastanawianie się nad tym po lekturze (szczególnie, jeśli jak ja, recenzję piszesz nawet po kilku tygodniach) zwyczajnie rozmija się z celem. Ten post również zaczęłam od wypisania nagłówków, choć kilka doszło w trakcie pisania.
Pisz na raty
No dobra, ta metoda ma swoje dobre i złe strony. Zacznę od plusów: zyskujesz sporo komfortu. Jeśli wiem, że czeka mnie bardziej wymagający tydzień, to recenzję zaczynam pisać już następnego dnia po publikacji poprzedniej. Oczywiście, jeśli jesteś zorganizowaną osobą*, masz łatwiej. Ale dzięki temu nie muszę się nadzwyczajnie spinać. Co prowadzi do kolejnego sposobu "dzielenia" pisania. Moje zajmuje gdzieś dwa razy więcej czasu niż mogłoby. Zwyczajnie - napiszę kilka zdań, myśl mi umknie, idę na fejsa/LC/Bloggera, przeglądam chwileczkę (o, w tym momencie tak zrobiłam), wracam, zapisuję znów aż do kolejnej miniblokady i tak w kółko. W ten sposób i tekst napiszę, i internety ogarnę.
Ale wspomniałam o minusach. A konkretnie jednym. Pisany w ten sposób tekst bywa niespójny i raczej wymaga redakcji. Jeśli pisze się "na flowie" (jak to w zasadzie odmienić? O.o), zazwyczaj wystarczy korekta, sprawdzenie, czy wszystkie zdania mają sens, i eliminacja ewentualnych powtórzeń. Jednak artykuł wymęczony będzie... wymęczony. Poszatkowany i ogólnie niefajny. Trzeba to później złożyć do kupy.
Pisz z wyprzedzeniem
Jak napisałam wyżej: ja tak nie potrafię. I sądzę, że wielu jest takich. Co innego napisać coś późnym wieczorem i opublikować automatycznie o jakiejś okrągłej godzince w szczycie aktywności czytelników, a co innego mieć zapas pięciu postów. Z czymś takim można czuć się komfortowo. Byle nie zbytnio, bo coś takiego może łatwo stopnieć.
Grunt to miłe okoliczności
Niby głupstwo, ale bardzo ważne. Lepsze rzeczy wychodzą na luzie. Dlatego piszcie wypoczęci, w wygodnym fotelu lub przy biurku, jeśli dbacie o swój kręgosłup, z kubkiem kawy/herbaty pod ręką. Otwórzcie okno, posłuchajcie ćwierkania ptaków lub ulubionego zespołu deathmetalowego. Ze stresu nic dobrego nie wypływa.
Nie zmuszaj się, usiądź i czytaj
Warto też zastanowić się, czy jeśli danego dnia zrobisz sobie święto lasu, to gigantyczna asteroida zniszczy Ziemię? (Jeśli odpowiedź brzmi tak, to może lepiej się nie obijaj). Gdy stracisz resztkę pasji, to blogowanie straci swój sens. Więc pozwalam ci spędzić to jedno leniwe popołudnie na słońcu z książką, a wieczór z filmem. W końcu kto ci zabroni? Ty sam?
A wy? Macie jakieś tajne techniki?
Marre
Marre
*Nie to żebym ja nie była. Planowanie, szczególnie mające na celu zaoszczędzenie pracy, wychodzi mi świetnie. Gorzej z egzekwowaniem tego.