I znowu mam wyrzuty sumienia, bo Rzeczy, których nie wyrzuciłem nie podobały mi się tak, jak wedle wszystkich wskazań powinny. Zakochałam się w poprzedniej książce autora, Jak przestałem kochać design i chyba ta miłość stanęła mi nieco na przeszkodzie. Zapraszam.
Punktem wyjścia do opowieści o matce autora jest porządkowanie rzeczy po jej śmierci. Masy spadkowej, jak nazywa to Wicha, wskazując jak ironiczne, ale i niedelikatnie jest to stwierdzenie. Książka została podzielona na trzy części. W Kuchni mojej matki autor opowiada o rzeczach, głównie książkach, i faktach z nimi związanych. Słowom najbliżej do klasycznych wspomnień: to wszystkie sceny związane właśnie ze mową i opowieściami rodzinnymi. Wreszcie Śmiech w odpowiednich momentach przybliża nam obrazy z umierania bohaterki.
Wszystkie wady i zalety Rzeczy, których nie wyrzuciłem łączą się moim zdaniem z ich podobieństwami względem Jak przestałem kochać design. Podobna jest forma. W poprzedniej powieści rozdziały mogły równie dobrze stanowić osobne felietony. Tutaj wiążą się one ze sobą bardziej, ale mają ten sam luźny charakter. Wicha ponownie przedstawia dane zjawisko (tam współczesny polski design, tutaj swoją matkę) przy pomocy nieznaczących anegdotek, drobnych epizodów, rzeczy budzących wspomnieniach. Z drobnych elementów buduje kompleksowy i wielowymiarowy portret ukochanej osoby.
I robi to w charakterystyczny sobie sposób, z humorem i złośliwością, lekko wzdragając się jakby przed sentymentalizmem (najlepiej uwidacznia to scena z panią z zakładu pogrzebowego), co jednak książce wychodzi tylko na dobre. Jednakże. Owo podobieństwo formy w pewnym momencie przestaje być zaletą. Jest ona niemal identyczna, jak w przypadku Jak przestałem kochać design, i na tyle charakterystyczna, by zachować świeżość wyłącznie przez jedną książkę. Podejrzewam, że gdybym sięgnęła po nie w odwrotnej kolejności, efekt byłby taki sam. To za dużo jak na indywidualny styl autora i takie powtarzanie się po prostu nie działa.
Jest to jednak świetna opowieść o radzeniu sobie z odejściem ukochanej osoby. Wicha nie gloryfikuje matki, ale z jego książki tchnie miłość i szacunek do niej. Pragnę też zwrócić uwagę, że ważną rolę odgrywają tutaj książki (bo to one głównie są rzeczami, których Wicha nie wyrzucił) oraz Zagłada, która wisiała nad całym życiem matki autora (oboje rodzice byli Żydami), mimo że urodziła się już po wojnie. To lektura na jeden dzień, a od tego autora nie sposób się oderwać. Polecam. Choć nie tak bardzo, jak Jak przestałem kochać design.
Marre
Inne w temacie starości i umierania:
Autor: Marcin Wicha
Tytuł: "Rzeczy, których nie wyrzuciłem"
Wydanie: Karakter, 2017
Stron: 181
Rok I wydania: 2017
Gatunek: literatura współczesna
Werdykt: polecam