środa, 9 maja 2018

O migracji intymnie | "Słonie w ogrodzie" M. Kureyshi


Moja pierwsza szwajcarska powieść za mną! Serio, nie czytałam jeszcze żadnej książki ze Szwajcarii. A i ta się liczy poniekąd połowicznie, bo to proza imigrancka. Ale za to dobra proza. Zapraszam.

Rodzina głównej bohaterki i zarazem narratorki należy do tureckiej mniejszości w Jugosławii. Krótko przed wybuchem wojny domowej emigrują z Prizren (obecne Kosowo) do Szwajcarii: ojciec nazywany przez dzieci Babą, mama Anne oraz ich potomstwo: syn oraz dwie córki. Przez trzynaście lat oczekiwania na rozpatrzenie ich wszystkich wniosków o azyl żyją na pół gwizdka, a dzieci dorastają. Śmierć ukochanego ojca zmusi najstarszą córkę do zastanowienia się nad swoim życiem i tym, co dali jej rodzice.

Na początek: gorzka pigułka. Nie uważam, żeby Słonie w ogrodzie wnosiły coś naprawdę nowego do literackich przedstawień emigracji czy naszych ogólnych wyobrażeń o niej. Jest o uczuciu wyobcowania, problemach z tożsamością, rozdarciu między dwoma krajami (choć w tej książce akurat nie dużo) i żalu za utraconym. Wszystko to przedstawione jest w sposób świetny stylistycznie i pełen emocji, ale to wciąż nie uczyni książki odkrywczą.

Dużo ciekawsze jest to, co autorka pomija i dywagacje o tym, dlaczego. Nie ulega wątpliwości, że Słonie w ogrodzie są powieścią do pewnego stopnia autobiograficzną. Nie tylko dlatego, że autorka i bohaterka pochodzą z tej samej miejscowości i w niemal tym samym czasie przyjechały do Szwajcarii. Meral Kureyshi celowo pomija ważne od strony biograficznej szczegóły z życia bohaterki, jak na przykład kierunek jej studiów, a wreszcie w żadnym miejscu nie wymienia jej imienia. Dowiadujemy się tylko, że jej imię po arabsku oznacza "sarnią księżniczkę" (s. 38) i faktycznie, Wikipedia twierdzi, że po turecku Maral/Meral to "sarna". Ale z drugiej strony taki zabieg może służyć po prostu podkreśleniu uniwersalności losów imigrantów albo sama książka jest swego rodzaju grą z własną biografią, na co wskazywałyby drobne nieścisłości.

Jednak Kureyshi pomija coś jeszcze. W żadnym miejscu nie wspomina przyczyn wyjazdu do Szwajcarii. Czy już wtedy czuć było narastające zagrożenie, czy może zadecydowały względy ekonomiczne? Wiemy tylko, że pierwszy wyjechał ojciec, przez Stambuł oraz Wenecję, i dopiero na miejscu ściągnął całą swoją rodzinę. Czy zamierzali wrócić do kraju, tylko przeszkodziła im wojna? I wreszcie: jakie miała skutki dla pozostałych w domu bliskich? W relacji narratorki nie ma o niej chyba nawet najmniejszej wzmianki. Tylko w cytacie ze strony internetowej służb migracyjnych kantonu berneńskiego mowa o obywatelach byłej Jugosławii, którzy przyjechali do Szwajcarii między rokiem 1993 a 1995 (s. 57 i 58). Czy jest to tylko ilustracja faktu, że narratorka jako dziecko nie wiedziała nic, o tym, co się dzieje w ojczyźnie, niechęć do pisania o tragedii innych ludzi czy może wyrzuty sumienia z powodu szczęśliwego trafu, który uchronił ją przed wojną?

Jeszcze ciekawszym wątkiem jest relacja między bohaterką a jej rodzicami. Ten specyficzny związek najbardziej wyróżnia się na początku książki, potem niestety schodzi na dalszy plan. Narratorka ani przez moment nie udaje, że jej rodzina była czy jest idealna. Rodzice się kłócili, a o matce wprost pisze: najczęściej niespecjalnie ją lubię (s. 90). Ale też ani przez moment nie kwestionuje niczego związanego z ich relacją. Rodziców szanuje i traktuje z niezwykłą czułością. Fascynuje mnie ta więź. To nie jest z jej strony jakaś naiwność czy poza wynikająca z zasady "o zmarłych albo dobrze, albo wcale". Ona zdaje się uznawać taką postawę za coś oczywistego. Ciekawi mnie, czy to kwestia trudnych wspólnych doświadczeń, muzułmańskiej, skupionej wokół rodziny, kultury czy raczej indywidualna cecha tej właśnie relacji.

Dochodzimy do tytułu. Słonie w ogrodzie to metafora dziecięcej fikcji, ucieczki od biedy i szarej rzeczywistości. Tej biedy jest sporo, właśnie w pierwszej części książki. Ale w tym portrecie biedy nie jest ważny fakt, że ona upadla (a w przypadku rodziny bohaterki nie ma co do tego wątpliwości). Liczy się to, jak w tym upodleniu bohaterowie odnajdują na nowo godność, jak mimo wszystko zachowują optymizm, jak uczą cieszyć się małymi rzeczami (pierścionek matki bohaterki). Nie udają, są w tym poszukiwaniu osiągalnego szczęścia bardzo szczerzy.

I będę Słonie w ogrodzie wspominać naprawdę dobrze. Moim największym zarzutem, oprócz powtarzania znanych już refleksji nad migracją, jest umieszczenie najciekawszych wątków na samym początku. Wprowadzenie do rodziny bohaterki okazuje się bardziej interesujące niż ona sama. Być może ze względu na ograniczenie liczby przekazywanych nam na jej temat faktów. Jednak cała książka broni się narracyjną wrażliwością autorki oraz stylistycznymi smaczkami. Powieść Meral Kureyshi budzi pozytywny niedosyt - autorka wie, gdzie porzucić jakiś wątek, aby zostawić czytelnika sam na sam z jego dociekaniami. Jeśli macie wolny wieczór i odrobinę wolnej empatii - sięgnijcie po Słonie w ogrodzie. Warto.


Marta


Autor: Meral Kureyshi
Tytuł: "Słonie w ogrodzie"
Oryg. tytuł: "Elefanten im Garten: Roman"
Wydanie: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2018
Tłumaczenie: Urszula Poprawska
Stron: 141
Rok I wydania: 2016 (PL - 2018)