środa, 16 maja 2018

O problemach współczesnej Turcji | "Słodko-gorzka ojczyzna" N. Kelek


Necla Kelek jako dziesięciolatka wyemigrowała wraz z rodziną z Turcji do Niemiec. Choć większość jej bliskich wróciła do ojczyzny po latach, ona pozostała, mieszka w Berlinie i uważa się za Niemkę. W 2008 roku pojechała do Turcji, by z bliska przyjrzeć się jej najbardziej palącym problemom, co zaowocowało powstaniem Słodko-gorzkiej ojczyzny. Czy pomimo licznych zastrzeżeń uważam tę pozycję za udaną? Zapraszam.

Na początku należy zaznaczyć, że choć ten reportaż ma już dziesięć lat i w tym czasie sporo się w Turcji wydarzyło (już w polskim wydaniu z 2011 roku tłumaczka musiała dodać trochę uaktualniających komentarzy), to jego problematyka pozostaje, niestety, bardzo aktualna i opisane przez Kelek tendencje wciąż są widoczne, a nawet się zaostrzają (vide chociażby blokada Wikipedii). Publikacja przerażająco dobrze przeszła więc próbę czasu.

Słodko-gorzka ojczyzna podzielono na wiele krótkich rozdziałów i podrozdziałów, tych ostatnich zazwyczaj jedno- lub dwustronicowych, co sprawia, że lektura jest bardzo dynamiczna i nie doświadczamy żadnych dłużyzn. Rozdziały pogrupowane są w pięć części: pierwsza pokazuje nieudolność i fasadowość kemalistowskiej republiki oraz całkowity brak rozgraniczenia między państwem a religią, druga - dramat kobiet na prowincji, trzecią poświęcono Stambułowi, czwartą - mniejszościom etnicznym, narodowym i religijnym Turcji oraz tureckiej tożsamości narodowej, a piątą socjoekonomice i próbom przyłączenia się Turcji do Unii Europejskiej. Podział słuszny, ale już tutaj czuć lekki zamęt objawiający się poprzez nielogiczne wyodrębnienie osobnej części o Stambule, w której miesza się problematyka pozostałych rozdziałów. Być może u podstaw takiej decyzji leży sentyment autorki do rodzinnego miasta, ale niestety wprowadziło to zbędny, acz na szczęście niewielki, kompozycyjny zamęt.

Ogółem większość moich zastrzeżeń dotyczy samej autorki i jej postaw. Jest nastawiona raczej antyislamsko i choć to nastawienie jest raczej dobrze uargumentowane, a same jej przekonania nie wpływają zanadto na prezentację faktów, to jako zachodnia intelektualistka (s. 81) mam prawo się z nią nie zgadzać. Na przykład w kwestii zakazu noszenia chusty. Autorka troszkę zapomina, że choć chusta jest flagowym elementem określonej ideologii (jw.), to równocześnie dla wielu kobiet nie symbolizuje tyle opresji, co pewien system wartości, i daje poczucie bezpieczeństwa. (W tym miejscu wywaliłam pół akapitu, bo zaczął się z tego robić felieton o hidżabie). W skrócie: drażniło mnie parokrotnie, że Kelek nie stara się oddzielić religii od narosłej wokół niej ideologii, choć sama w teorii ją zauważa, pisząc między innymi o stosunku muzułmanów do alkoholu (s. 177 i 178). Nie mogę też powstrzymać się od dania wyrazu mojemu wielkiemu rozbawieniu ironicznym stosunkiem autorki do "męskiego feminizmu": Każdy kto pracuje na rzecz interesów kobiet, jest feministą - one tak to widzą. (s. 83) Jest gorzej: większość feministek i feministów uważa tak samo. (XD)

Ale na szczęście takich momentów w książce znajdziemy zaledwie kilka i choć mocno zapadają w one pamięć, nie rzutują, jak wspomniałam, na samą treść, prezentowaną w sposób raczej obiektywny. Może nie artystycznie i "bardzo literacko", tylko raczej w stylu publicystycznym, ale rzetelnie i zwięźle. Przyczepić mogłabym się co najwyżej do samej pracy reporterskiej dokonanej przez Kelek. Póki żongluje ona różnymi dziełami i faktami historycznymi, jest niezawodna, ale jako reporterce daleko jej do doskonałości. Pisanie o problemach kobiet na prowincji to podróż z miasta (miasteczka) do miasta i spotkania z kolejnymi przedstawicielkami KAMERu, czyli organizacji walczącej o prawa kobiet i poprawę ich bytu, oraz ewentualnie z ich podopiecznymi. Nie oceniam tego w kategoriach lenistwa czy złej woli, a raczej braku większej liczby różnorodnych punktów zaczepienia. Nie spodziewajcie się więc po prostu nadzwyczajnych historii, bo Kelek dąży raczej do przedstawienia średniej, a te bardziej "niesamowite" opowieści poznaje z drugiej lub trzeciej ręki.

Mimo tych wszystkich mankamentów uważam, że Słodko-gorzka ojczyzna świetnie spełnia swoją podstawową funkcję, jaką jest przejrzysta prezentacja problemów toczących współczesną Turcję oraz ich przyczyn. To nie tylko doskonała pozycja dla laików chcących lepiej poznać ten kraj i mieć merytoryczne podłoże do poznawania jego kultury czy osób zainteresowanych polityką międzynarodową, ale też każdego świadomego obywatela. Książka ta prezentuje jak na dłoni zderzenie nacjonalizmu z religią, który to konflikt/współdziałanie ma olbrzymi wpływ na kształt współczesnego świata. Autorka opisuje Turcję wciśniętą między autorytarne panowanie starych elit kemalistowskich, laickich, lecz niedemokratycznych, i konserwatywnych politycznie nowych elit, które wprawdzie są "nowoczesne", jeśli chodzi o stosunki z Europą, ale nie chcą stać się laickie (s. 261), ale również problemy niebędące specyficznymi tylko dla tego rejonu. Polecam.


Marta


PS. Nauczona doświadczeniem, proszę, abyście dwa razy przemyśleli każdy komentarz odnoszący się do problematyki książki. Podpowiem: zwłaszcza, gdy chcecie napisać coś o większej grupie obywateli.


Autor: Necla Kelek
Tytuł: "Słodko-gorzka ojczyzna. Raport z serca Turcji"
Oryg. tytuł: "Bittersüsse Haimat. Bericht aus dem Inneren der Türkei"
Seria wydawnicza: Reportaż
Wydanie: Czarne, Wołowiec 2011
Tłumaczenie: Elżbieta Kalinowska
Stron: 263
Rok I wydania: 2008 (PL - 2011)